Strach zaglądał w oczy. "Dobrze, że skończyliśmy"

16.11.2020

W czerwcu Szombierki Bytom były o krok od awansu do III ligi. Po porażce z LKS-em Goczałkowice bytomianie zapowiadali, że potrzebują roku, by jeszcze raz wywalczyć przepustkę do gry o makroregion. Przegrany baraż bolał, trudno było jednak przypuszczać, że stanie się początkiem lawiny niepowodzeń, która w pewnym momencie groziła nawet... spadkiem do okręgówki. 

Sebastian Pfajfer/SzombierkiBytom.com

Klasyczny efekt nowej miotły sprawił, że "Zieloni" kończą rok w - mimo wszystko - niezłych nastrojach. Przełomowym momentem okazała się zmiana na stanowisku szkoleniowca. Janusz Kluge pożegnał się z klubem na początku października, ustępując miejsca Marcinowi Molkowi, który szybko dał drużynie impuls, przywracając ją na właściwe tory. 

Szatnia w rozsypce

Na inaugurację sezonu udało się pokonać Ruch Radzionków, choć już to spotkanie w wykonaniu Szombierek dalekie było od ideału. Dziewięć kolejnych starć w lidze pozwoliło dołożyć do dorobku "Zielonych" raptem pięć oczek, a kolejne porażki z tygodnia na tydzień tylko pogarszały atmosferę w zespole. - Na początku jeszcze jakoś wyglądaliśmy, ale im dalej w las, tym gorzej. Nie tylko wyniki, ale tez styl naszej gry pozostawiał wiele do życzenia. W poprzednim sezonie wygrywaliśmy z każdym po kolei, w tym problemem stała się dla nas Drama Zbrosławice. Z całym szacunkiem dla tego rywala, rok temu straty punktów w takich spotkaniach nawet nie bralibyśmy pod uwagę - przyznaje Tomasz Balul, jeden z najbardziej doświadczonych graczy w zespole.

Przestało być tajemnicą, że ekipą z Frycza-Modrzewskiego targają konflikty i nieporozumienia. Pojawiały się wzajemne pretensje, coraz mocniej dało się odczuć, że trener Janusz Kluge "traci" szatnię, w efekcie już w trakcie rozgrywek dwóch kluczowych graczy - Bartłomiej Gwiaździński i Szymon Cichecki - rozwiązało swoje umowy, przenosząc się do nieodległego Radzionkowa. - W pewnym momencie faktycznie zrobiło się nieprzyjemnie. Coś niestety nie wypaliło. Chyba dobrze, że pojawił się impuls, który sprawił, że odpaliliśmy. Taki wstrząs był potrzebny. Byliśmy już bezradni, nie umieliśmy punktować ani z dołem, ani z górą tabeli. A zespół jest mocny, nie ma w nim przypadkowych ludzi - podkreśla Balul, choć "brudów" z szatni nie chce "wyciągać". - Były głosy, że gramy przeciwko trenerowi, że jest konflikt. Jak nie ma wyników, to zawsze porusza się takie sprawy - urywa temat 37-latek.

Bałagan posprzątany

Fakty są jednak takie, że 7 października Janusza Kluge, który sezon wcześniej poprowadził drużynę do wygrania ligi, przestał pełnić funkcję szkoleniowca "Zielonych". Zostawił drużynę na 14. miejscu w tabeli, z raptem punktem przewagi na strefą spadkową i czterema oczkami straty do plasującej się pozycję wyżej Szczakowianki. Nowym trenerem został Marcin Molek i zaskakująco szybko przywrócił drużynę na właściwe tory. - Trochę bałaganu było. Potencjał sportowy w tym zespole jest wysoki. To przekonało mnie do tego, by podjąć się tego wyzwania. Poskładanie atmosfery i zażegnanie niesnasek w szatni nie było proste, ale w jakimś stopniu udało się uratować tą rundę - mówi 42-latek.

Szombierki w tabeli przed (po lewej) i po (po prawej) zmianie trenera (źródło: 90minut.pl) 

Przyznaje jednak, że choć trudno było nie przyjąć propozycji od klubu z tak bogatymi tradycjami, miał trochę obaw przed podjęciem ostatecznej decyzji o przejęciu zespołu w środku rundy. - Nowe środowisko, nowi zawodnicy, nowe realia i porządki, które trzeba wprowadzać. Na tym szczeblu rozgrywek trzeba samemu układać różne sprawy. Tymczasem czekała nas gra z samą czołówką, Mierzyliśmy się z Unią Kosztowy, Unią Dąbrowa, rezerwami Rakowa i Wartą Zawiercie. Liczyliśmy się z tym, że z punktami może być różnie, a wtedy zrobiłoby się ciepło - wspomina Molek.

Kapela załapała

Zadanie od szefa - Tomasza Buczyka - otrzymał jasne. Szombierki miały w końcu zacząć punktować. Marzenia o awansie w Bytomiu musiały zejść na dalszy plan, najpierw trzeba było uciekać od strefy zagrożonej spadkiem z ligi. - Prezes oczekiwał po prostu poprawy. Ma taki styl zarządzania, że nie ingeruje w drużynę, nie schodzi do szatni, zajmuje się sprawami organizacyjnymi. I interesują go zwycięstwa. Powiedział, że trzeba się przełamać, wygrywać i ratować rundę. O awansie nie rozmawialiśmy. Należę do optymistów, ale przecież nawet gdybyśmy wygrali wiosną wszystkie mecze i tak nie mielibyśmy zagwarantowanych baraży o III ligę. Choć wiadomo, że każdy, kto bierze udział w rozgrywkach, chciałby je wygrać - uśmiecha się trener Szombierek.

"Zieloni" pod wodzą nowego szkoleniowca w końcu zaczęli poprawiać dorobek. W sześciu meczach zdobyli 13 oczek, a po drodze wygrali jeszcze finał Pucharu Polski na szczeblu Podokręgu Bytom z Ruchem Radzionków. - Trener Molek razem ze swoimi asystentami pokazał nam trochę inną wizję piłki, inne schematy i podejście do kilku spraw. Chłopcy to "załapali" i dobrze, że udało nam się uspokoić swoją sytuację. Było w końcu widać, że jest "kapela", trzeba było poukładać te klocki, pokazać charakter i umiejętności - wskazuje Balul, który lata temu jako zawodnik Ruchu dzielił szatnię ze swoim obecnym szkoleniowcem. 

Dobrze, że to koniec

-  Chyba zrobiliśmy tych punktów nawet ponad plan. Mamy teraz trochę czasu by bez ciśnienia meczowego bez wstydu przygotowywać się do rewanżów - analizuje trener Molek. W Szombierkach oczekują teraz przede wszystkim spokoju. Jeszcze przed chwilą w oczy coraz poważniej zaglądało im przecież widmo spadku z ligi. - Choć na początku mojej pracy w Bytomiu wygrywaliśmy, długo nie umieliśmy się wykopać z tego dołu. Nawet dwa tygodnie temu, kiedy obserwowaliśmy rosnącą liczbę zachorowań liczyliśmy się z tym, że rozgrywki zostaną zawieszone. A znalezienie się wtedy w strefie grożącej spadkiem było niebezpieczne - słyszymy od szkoleniowca. - Po zmianie trenera każdy mecz graliśmy właściwie o wszystko. Sami utrudniliśmy sobie rundę, ale tak to czasem bywa - potwierdza Balul i przyznaje, że osobiście cieszy się, że ligowy rok 2020  dla "Zielonych" przechodzi już do historii. - Dobrze, że już skończyliśmy. Złapaliśmy co prawda gaz w końcówce, ale chyba mieliśmy już trochę dość tego sezonu. Mamy cztery miesiące, chcielibyśmy je w spokoju przepracować - przyznaje defensor zapewniając jednocześnie, że wiosną zamierza pozostać w klubie.

Trener Molek chciałby zimą wzmocnić zespół i znaleźć następców dla wspomnianych już wcześniej Gwiaździńskiego i Cicheckiego. - Aż żal ściska, że ich z nami nie ma. Nie chcę wnikać w powody, ale takich zawodników w połowie rundy nie da się zastąpić, ściągnąć za nich zastępstwo. Brakuje 3-4 zawodników. Mieliśmy w ostatnich tygodniach krótką ławkę, dlatego zimą musimy tą ekipę uzupełnić, zabezpieczyć się na wypadek kontuzji czy kartek, których w drugiej fazie sezonu zawsze jest więcej - kalkuluje trener bytomian.

O przyszłość drużyny zdaje się jednak spokojny, za przykład jej potencjału wskazując choćby ostatnie, wygrane w Myszkowie spotkanie o punkty. Szombierki przegrywały w nim już 2:0, by nie tylko odrobić straty, ale i przechylić szalę na swoją korzyść  - Jeśli zawodnicy nie będą wychodzić na boisko ze zbyt dużą pewnością siebie, co zdarzyło się nam choćby w Myszkowie, za to będą prezentować takie zaangażowanie jak w drugiej połowie tego meczu, to będziemy punktować i poprawiać swoją lokatę. Bo nawet ósme miejsce, które obecnie zajmujemy to za nisko dla takiego klubu jak Szombierki - podkreśla stanowczo Marcin Molek.

autor: Łukasz Michalski

Przeczytaj również