Spotkanie po ośmiu miesiącach. Derby na "dzień dobry"

27.07.2020

IV-ligowe rozgrywki na Śląsku wystartowały. Na "dzień dobry" fanów zmagań na szczeblu regionalnym czekało hitowe starcie Szombierek Bytom z Ruchem Radzionków. Derby nie zawiodły, ale po końcowym gwizdku z punktów cieszyli się wyłącznie gospodarze.

Zygmunt Taul/Ruch Radzionków

Po raz ostatni w grze o punkty spotkali się niemal osiem miesięcy temu. Wówczas, na zakończenie piłkarskiej jesieni 2019, bytomskie Szombierki wypunktowały Ruch na jego boisku zwyciężając aż 5:2. Nikt nie zakładał wówczas, że będzie to ostatni akord IV-ligowego sezonu na Śląsku. Los sprawił, że na inaugurację kolejnych rozgrywek "Zieloni" znowu stanęli naprzeciwko "Żółto-Czarnych".

Jedni budują, drudzy szlifują

O ile piłkarze z Szombierek tego lata mieli już okazje do gry o stawkę (przegrany baraż o awans do III ligi z LKS-em Goczałkowice i zwycięska batalia w Pucharze Polski na szczeblu wojewódzkim z Młodością Rudno), to dla "Cidrów" sobotnie spotkanie było pierwszą grą o wynik od przeszło 8 miesięcy. Ruch mocno się od tego czasu zmienił. Jest nowy prezes, nowy szkoleniowiec, jest kilka nowych twarzy w zespole. W porównaniu z zestawieniem, w jakim "Żółto-Czarni" kończyli z ligowym graniem jesienią ubiegłego roku, w wyjściowej jedenastce trenera Marcina Dziewulskiego zaszło aż 6 zmian. - Młodzież, którą mamy musi się dotrzeć ze starszyzną. Na to trzeba czasu - podkreślał Dziewulski.

Piłkarze Ruchu Radzionków wyszli na inaugurację w koszulkach poświęconych zmarłemu w czerwcu Piotrowi Rockiemu (fot. Z. Taul/Ruch Radzionków)

Rewolucji, a raczej wieszczonej w pewnym momencie rozbiórki zespołu, uniknęli tymczasem w Szombierkach. Kilku graczy "Zielonych" było kuszonych przez inne, czasem wyżej notowane kluby, prezesowi i trenerowi udało się jednak przekonać niemal wszystkich do tego, by jeszcze raz podjąć się walki o III ligę dla dzielnicy Bytomia. Z zespołem pożegnali się jedynie Roman Terbalyan, Remigiusz Malicki i Daniel Pietrycha. Ten ostatni zasilił zresztą drużynę "Cidrów", ale spędził z nowymi kolegami raptem kilka dni, więc w Bytomiu zaczął na ławce rezerwowych. - Nie chcieliśmy rewolucji. Uważam, że mamy drużynę, którą stać na powtórne wygranie ligi i awans szczebel wyżej - deklaruje trener Janusz Kluge, tłumacząc niewielkie zmiany w zestawieniu swoich podopiecznych.

Do przerwy na... wodę

Pierwsze fragmenty toczyły się pod dyktando gospodarzy. "Zieloni" przewagę przekuli na prowadzenie za sprawą akcji Mateusza Kaisera, który przedarł się lewą stroną boiska i mimo ostrego kąta zmieścił piłkę obok interweniującego Dawida Stambuły. Na Ruch szybko wylał się więc zimny prysznic, na który goście - cytując klasyka - zareagowali pozytywnie. Coraz odważniej gonili wynik, by po 30 minutach niemal zupełnie opanować sytuację na boisku.  - Plan mieliśmy nieco inny, mieliśmy od początku zagrać wysoko, ale rywal na to nie pozwolił. Rozpędzaliśmy się pomału i momentami wyglądało to ciekawie. Chcemy więcej, chcemy być mocniejsi, dojrzalsi z piłką przy nodze, stwarzać więcej sytuacji i lepiej realizować plan, który sobie nakreślamy - ocenia trener Marcin Dziewulski. - Bez względu na poziom rozgrywek nie da się dominować na boisku przez 90 minut. Pierwsze pół godziny należało do nas, przerwa na wodę chyba nam zaszkodziła, bo po niej oddaliśmy inicjatywę gościom. A oni pokazali, że też potrafią grać w piłkę - przyznawał Janusz Kluge.

Radzionkowianie do remisu doprowadzili za sprawą świetnego uderzenia Kamila Kopcia. Po przerwie powinni strzelić kolejne gole. Najlepszą okazję zmarnował Amine Bougduiga, który przegrał pojedynek z Arkadiuszem Latko. Kilka minut później skutecznie odgryźli się miejscowi. Pozostawiony bez krycia rezerwowy Paweł Juraszczyk uderzył w kierunku bramki, tor lotu zmienił jeszcze próbujący ratować sytuację Robert Boryczka i piłka wtoczyła się do siatki bezradnego w tej sytuacji Stambuły.

Grali do końca

Zaskoczeni przyjezdni pozwolili rywalowi na stworzenie kolejnych okazji do "zabicia" meczu. Doskonałą szansę na gola miał Karol Pstuś, ale znakomitym refleksem na linii bramkowej wykazał się Stambuła. Kilka minut później swojego bramkarza wyręczył Kamil Banaś, wybijając futbolówkę z linii bramkowej po uderzeniu Tomasza Hołosia. "Żółto-Czarni" zdołali się ocknąć przed końcem spotkania, do ostatniej sekundy szukając sposobu na wywiezienie z Frycza-Modrzewskiego choćby punktu, ale ostatecznie to gospodarze po końcowym gwizdku mogli unieść ręce w geście zwycięstwa. - Byliśmy nieskuteczni. Ruch miał w drugiej połowie jedną sytuację, po której mógł wyjść na prowadzenie. My szans na zamknięcie wyniku stworzyliśmy więcej. Takie okazje trzeba kończyć! A tak, przy jednobramkowej różnicy zawsze do samego końca są emocje i nerwówka. Drużyna, która goni wynik znajduje dodatkowe siły i napędza swoje ataki, a ten kto prowadzi podświadomie skupia się na obronie rezultatu - starał się tłumaczyć nerwową końcówkę trener Kluge. - Były momenty, w których pokazaliśmy ciekawą piłkę. Żal mi, że nie zdobyliśmy nawet punktu. Napawa mnie jednak optymizmem to, że drużyna do samego końca walczyła. Taka energia musi być w każdym meczu - skwitował swój debiut na ławce trenerskiej Ruchu Dziewulski, który po meczu mocno motywował zespół, starając się podnieść na duchu swoich zawodników.

Zielony maraton

Ruch ledwie rozpoczął ligowe granie, a już czeka go przymusowa pauza w związku z nieparzystą liczbą drużyn w pierwszej grupie IV ligi. Po przerwie, którą radzionkowianie zagospodarują meczem sparingowym, podopieczni Marcina Dziewulskiego pojadą do Znicza Kłobuck, kolejnej drużyny uznawanej za jednego z faworytów. -  Powiedziałem moim zawodnikom, że mają podnieść głowy i patrzeć przed siebie, a nie w dół. Mogą być z siebie dumni, bo zostawili na boisku kawał serca. Trzeba przemyśleć ten mecz, wierzę, że w przyszłości będziemy jeszcze bardziej pazerni i takie mecze będziemy kończyć z punktami - nie traci optymizmu trener "Cidrów".

Odpoczynku kolegom z Radzionkowa mogą pozazdrościć piłkarze "Zielonych". W środę czeka ich półfinałowy mecz wojewódzkiego Pucharu Polski z Pniówkiem Pawłowice, kilka dni później zmierzą się w ramach zmagań o punkty z Polonią w Łaziskach Górnych. - Liczę na prawdziwy maraton - uśmiecha się Kluge. - Jeśli wygramy z Pniówkiem, chcielibyśmy zwyciężyć również w finale. To prawda, że przy graniu co trzy dni trzeba rotować składem, ale dziś nasi rezerwowi udowodnili, że potrafią wnieść jakość na boisko. Jak wpłynie na nas ten napięty terminarz? Okaże się, gdy skończy się sierpień - ze spokojem ocenia sytuację trener Kluge.

autor: Łukasz Michalski

Przeczytaj również