Skończyli przed siódmą. "Cidry" nad przepaścią

16.05.2019

Dwa punkty na dwadzieścia cztery możliwe - to dorobek, jaki "Cidry" zgromadziły na przestrzeni ostatnich kilku tygodni. Beniaminek, który po niezłej jesieni z umiarkowaną dozą optymizmu mógł czekać na wznowienie rozgrywek teraz nerwowo analizuje warianty, które mogłyby pozwolić mu na utrzymanie w III lidze. Po laniu na boisku lidera tabeli o optymizm wyjątkowo trudno.

Marcin Bulanda/PressFocus

W środę oparci głównie na młodzieży radzionkowianie nie pomogli sobie ani punktowo, ani mentalnie. Jeszcze zanim rozpoczął się mecz z liderem tabeli, Górnikiem Polkowice, "Cidrom" rozsypała się linia obrony. Trudno pozazdrościć sytuacji trenerowi Kamilowi Rakoczemu, który defensywę przed starciem ze zdecydowanie najmocniejszym przeciwnikiem kleił właściwie tuż przed pierwszym gwizdkiem. Dlaczego?

Z powodu odnawiającej się kontuzji do Polkowic nie pojechał Tomasz Harmata, filar zespołu w trakcie rundy jesiennej. Już na rozgrzewce urazu doznał Kamil Banaś, przewidziany do wyjściowej "jedenastki" najbardziej doświadczony obrońca. Teoretycznie mógłby go zastąpić mający za sobą grę na środku defensywy Michał Staszowski, ale pech chciał, że kilka dni wcześniej obejrzał czwartą żółtą kartkę przez którą do Polkowic nie pojechał. Parę stoperów tworzyli więc młodzieżowcy: Patryk Wnuk i Marcel Gieroń. Ten pierwszy w 29. minucie faulował jednak wychodzącego na czystą pozycję Macieja Bancewicza i decyzją Huberta Sarżyńskiego przed czasem powędrował do szatni.

Obrona Ruchu, która już wcześniej w prosty sposób straciła dwa gole, od tego momentu stała się dziurawa jak sito. Obserwujący spotkanie z trybun (konsekwencja wyrzucenia przez arbitra w poprzednim meczu z rezerwami Górnika Zabrze z ławki rezerwowych) Kamil Rakoczy próbował reagować. Lukę po Wnuku miał wypełniać prawy obrońca, Daniel Sroka, a w przerwie na plac gry weszła trójka zmienników. Szymon Małecki, Mikołaj Łabojko i Kamil Kopeć w żaden sposób nie odmienili jednak losów spotkania, w trakcie którego rozpędzeni gospodarze oddali aż 38 strzałów!

Ruch przegrał 0:6, co jest najwyższą porażką klubu od 2 dekad. W 1999 roku "Cidry" klęski doznały jeszcze w Ekstraklasie, gdy zostały zbite przez zmierzającą po mistrzowską koronę Wisłę Kraków. Tym razem blamaż przydarzył się w III lidze, o której zachowanie jest radzionkowianom coraz trudniej. Biorąc pod uwagę, że ze szczeblem centralnym już pożegnały się Ruch Chorzów i Rozwój Katowice, do ligi IV zostanie relegowanych co najmniej pięć drużyn. Co najmniej, bo sporo zależy również od ROW-u Rybnik, za który jak nigdy dotąd w Radzionkowie trzymają kciuki. Spadając z II ligi rybniczanie wypchnęliby bowiem poza stawkę kolejnego III-ligowca.

Na dziś "żółto-czarni" są na 14., spadkowym miejscu. Do "bezpiecznych" MKS-u Kluczbork i Foto-Higieny Gać tracąc po cztery punkty. Sytuacja nie jest całkiem beznadziejna - dwie wspomniane drużyny zagrają jeszcze między sobą, a radzionkowianie z pięciu ostatnich meczów sezonu aż trzy rozegrają u siebie. Największy problem tkwi jednak wciąż w niewygrywających od ośmiu spotkań "Cidrach" i ich stanie kadrowym. Na mecz z Lechią Dzierżoniów wrócą co prawda Harmata i Staszowski, zabraknie za to Banasia i Wnuka. - Grajmy do końca, czas pokaże co będzie dalej. Nikt w nas nie wierzy, eksperci nas zakopali, ale ja przypomnę że ci sami ludzie w czerwcu, przy okazji barażów z Polonią też nas skreślali. Później musieli bić się w pierś - mówił jeszcze przed spotkaniem w Polkowicach kapitan Ruchu, Marcin Trzcionka. Mimo lania w Polkowicach wiara, którą wyrażał doświadczony wychowanek klubu w Radzionkowie wciąż ostatecznie nie zgasła.

autor: ŁM

Przeczytaj również