Sensacja atakuje z drugiego szeregu. „Każdy w IV Lidze musi się z nami liczyć”

11.11.2020

W cieniu zaciekle walczących drużyn o fotel lidera gr. II czwartej ligi, znakomitą formę w ostatnich tygodniach wypracowali zawodnicy Spójni Landek. Piłkarze z gminy Jasienica wygrali, i to w bardzo efektownym stylu, sześć ostatnich spotkań i z dolnej połowy tabeli przesunęli się na trzeci stopień podium. Jak zapowiada jednak trener rozpędzonego IV-ligowca, na tej passie zespół wcale nie zamierza poprzestać i jeżeli jego trzon zostanie całkowicie utrzymany, na pewno będzie w stanie napsuć sporo krwi faworytom.

Edyta Grelowska/EG Photo

W poprzednich sezonach Spójnia przyzwyczaiła swoich kibiców do tego, że zespół grający nieprzerwanie od 2015 roku w rozgrywkach IV Ligi był głównie skazany na walkę o utrzymanie. Również początek tegorocznej rundy jesiennej jednoznacznie wskazywał na to, że i w tym sezonie sytuacja podopiecznych Krystiana Odrobińskiego będzie dość podobna. Od końca września oraz meczu 10. serii gier los landeczan odmienił się jednak o 180 stopni. W sześciu ostatnich ligowych pojedynkach Spójnia zdobyła bowiem komplet punktów, ogrywając po drodze liderującą Unię Książenice 3:1 oraz odnosząc m.in. bardzo efektowne zwycięstwa nad Odrą Centrum Wodzisław Śląski (6:1) oraz GKS-em Radziechowy Wieprz (7:0). 

Dzięki tej passie piłkarze z małej wsi niedaleko Bielska-Białej znaleźli się tuż za liderującą dwójką i zapewne mają apetyt na to, by wyrównać swoją rekordową serię dziesięciu kolejnych zwycięstw z 2007 roku. Czy Spójnia na dobre odmieniła swoją sytuację i na wiosnę włączy się do walki o ligowe mistrzostwo? Na razie nikt w Landku nie chce daleko wybiegać w przyszłość, chociaż o przedłużenie świetnej passy z pewnością zadbają włodarze klubu, sztab szkoleniowy oraz kadra, w której nie brakuje zawodników z doświadczeniem gry na szczeblu centralnym (na czele z 44-letnim Mariuszem Masternakiem, mającym na swoim koncie 129 występów w Ekstraklasie).

Na co zatem będzie stać rozpędzony zespół w 2021 roku? W czym tkwi główna siła nowej czwartoligowej rewelacji? Oraz z jakiej okazji prezesi klubu zdecydowali się na zakup nowego sprzętu sportowego? O tym, ale także o innych realiach funkcjonowania klubu na piątym poziomie rozgrywkowym porozmawialiśmy z opiekunem Spójni od blisko półtora roku, Krystianem Odrobińskim. 

***

Piotr Porębski (Sportslaski.pl): Na wstępie chciałbym pogratulować znakomitej formy w ostatnim czasie. Biorąc pod uwagę fakt, że już niewiele zostało do zakończenia tegorocznych zmagań, to musicie odczuwać z tego powodu spory niedosyt. 
Krystian Odrobiński (trener Spójni Landek):
Od początku rundy zakładaliśmy sobie cel, żeby znaleźć się w górnej części tabeli, bo wiedziałem jakich zawodników posiadam w kadrze. Jednak początek sezonu w naszym wykonaniu mocno te plany skomplikował. Trzech naszych podstawowych zawodników - Jaroś, Bezak i Kozioł odnieśli kontuzje, natomiast Jakub Więzik wyjechał do Niemiec. Wobec takich osłabień wspomniany początek rozgrywek był naprawdę niemrawy. Czekaliśmy na to, aż piłkarze Ci wrócą do zdrowia, poza oczywiście Więzikiem, który najprawdopodobniej wyjechał za granicę na stałe. Wobec takiego osłabienia zaczęło w zespole brakować nam wzrostu i stopera z prawdziwego zdarzenia, dlatego udało mi się namówić na powrót do gry Mariusza Masternaka. Gdy zawodnik ten wkomponował się w zespół, a kontuzjowani wrócili do gry, weszliśmy na naprawdę dobre tory. 

Ta znakomita forma i osiągnięta pozycja Was w pewnym sensie zaskoczyła? Bo nie da się ukryć, że w poprzednich sezonach Spójnia raczej znajdowała się w dole ligowej tabeli i bardziej była skupiona na walce o utrzymanie. 
Prowadzę Spójnię od 1,5 roku, ale gdy tutaj przybyłem, musiałem właściwie budować kadrę od zera. W końcu gdy trafiłem po raz pierwszy do szatni, w niej znajdowało się sześciu zawodników. Bywały sparingi, w których sam musiałem grać na stoperze, ewentualnie być pierwszym i jedynym rezerwowym. Dzwoniłem wówczas po wielu piłkarzach, dzięki czemu ostatecznie udało się zbudować pełen zespół. Po pierwszej rundzie sezonu 2019/2020 nie byliśmy jednak w tabeli zbyt wysoko, bo zajmowaliśmy wówczas bodajże dwunaste miejsce. Pandemia pokrzyżowała plany odnośnie dalszej gry, dlatego miałem naprawdę sporo czasu na ściągnięcie bardziej wartościowych zawodników. Sam cały czas wyznaje zasadę, że drużyny nie da się zbudować w rok. Ja zawsze poświęcam na to więcej czasu i jak przychodzę do jakiegoś klubu, mówię prezesom, że stawiam na długoterminową pracę. Można powiedzieć, że dobrze wykorzystaliśmy okres przerwy od gry, bo udało nam się pozyskać piłkarzy, którzy pasują do naszej koncepcji. Myślę, że dzięki temu każdy musi się z nami w tej IV Lidze liczyć. 

W waszym przypadku ten wystrzał formy nastąpił po przerwie, kiedy pauzowaliście w ramach 9. kolejki. Od tego momentu zdobyliście komplet punktów, więc patrząc na to z boku, ten okres był dla Was pewnym przełomem.
Myślę że nie, punktem zwrotnym był raczej wspomniany już wcześniej powrót trzech piłkarzy po kontuzjach oraz przyjście do Spójni Mariusza Masternaka. IV Liga to takie rozgrywki, w których kadry zespołów liczą około 16 zawodników z pola. Jeżeli uda się z tej kadry wykrystalizować trzon podstawowego składu, ale nagle z tej jedenastki wypada kilka elementów, robi się naprawdę poważny problem. Na szczeblu centralnym trener może mieć do dyspozycji nawet 26 piłkarzy, a ewentualnie osłabienia może zapełnić naprawdę mocnymi zmiennikami. Na naszym poziomie rozgrywkowym nie ma niestety takich możliwości, więc mogę się tylko cieszyć, że Ci piłkarze wrócili już do gry. Tak więc czy mielibyśmy tą pauzę czy nie, wiedziałem, że jak będę miał pełną kadrę do dyspozycji to będziemy naprawdę wartościowi. 

Czyli obecna sytuacja zdrowotna w Spójni jest całkowicie w porządku?
Teraz tak, nie mamy w zespole ani jednego kontuzjowanego zawodnika. Od dwóch czy trzech kolejek jeździmy na spotkania pełną osiemnastką, a do dyspozycji mam szesnastu piłkarzy w polu plus dwóch bramkarzy. Oby ten stan rzeczy utrzymał się jak najdłużej. Na razie pozostał nam tylko jeden mecz do rozegrania w tym roku u siebie - bardzo ciężki pojedynek z Unią Turza Śląska. Jest to wartościowy przeciwnik, który w dodatku niedawno pozyskał trzech zawodników zza granicy. Będzie się działo, natomiast zaległy pojedynek z Łękawicą mamy niby przełożony na 28 listopada, ale nie będziemy czekać dwa tygodnie po lidze na jego rozegranie. Podejrzewam, że dogadamy się z włodarzami Orła na przełożenie tego spotkania na rundę rewanżową. Dla obu stron powinno to być korzystne rozwiązanie. Zatem na razie naszym celem pozostaje zwycięskie zakończenie roku i zobaczymy, co przyniesie sytuacja pandemiczna w naszym kraju. Mam tylko nadzieję, że od stycznia będziemy mogli normalnie trenować. 

Na razie skupmy się na dotychczasowej rundzie, bo można Was w niej określić mianem pogromców faworytów. Odnieśliście już bardzo pewne zwycięstwa nad pierwszą Unią oraz drugą Odrą Wodzisław i czy to właśnie któryś z tych meczów uznajecie za najlepszy w trakcie jesiennych zmagań?
Na pewno to Odra Wodzisław jest faworytem tych rozgrywek, o czym zresztą klub ten mówi całkowicie otwarcie. Tym bardziej się cieszymy, że zdecydowanie wygraliśmy z nimi to bezpośrednie starcie, a jego wynik mógł być nawet jeszcze korzystniejszy. Równie mocno jednak cieszy wygrana w Bełku z Unią Książenice, która już jako beniaminek w poprzednim sezonie sprawiła ogromną niespodziankę i z miejsca wskoczyła do ligowej czołówki. Teraz ponownie utrzymuje się w TOP 3 i ma naprawdę mocny zespół oparty na doświadczonym trzonie Szary - Kostecki - Pieczka - Bysiec. Uważam jednak, że w obu tych spotkaniach zdeklasowaliśmy rywali, więc na pewno uzyskane w nich wyniki mocno podniosły chłopaków na duchu. 

W tym miejscu chciałbym jednak wspomnieć o sparingach, które rozegraliśmy w letniej przerwie. Z liderem I grupy - Unią Kosztowy - prowadziliśmy do przerwy 4:1, ostatecznie skończyło się 4:4. Z trzecią w tabeli Dąbrową Górniczą wygraliśmy w Pucharze Polski 3:0 na wyjeździe, więc tylko mogę dodać, że jesteśmy w stanie zwyciężać z naprawdę wartościowymi rywalami. Powtarzam zatem chłopakom w szatni, że dlaczego my mamy zajmować w tabeli miejsce w dolnej połowie tabeli, a nie choćby pozycje w pierwszej trójce? Ta końcówka rundy faktycznie w naszym wykonaniu jest świetna, więc oby nam się udało podtrzymać ten dobry trend.

 

 

Może za wcześnie jest na składanie jakichkolwiek deklaracji, bo wiadomo jaka jest sytuacja w Polsce i na świecie. Ale wobec takiej dyspozycji zamierzacie, choćby z drugiego szeregu, włączyć się do walki o awans? Czy na razie przede wszystkim skupiacie się na ustabilizowaniu swojej pozycji w IV-ligowej czołówce?
Udało mi się stworzyć kadrę z zawodników, którzy cieszą się grą i na każdy trening przychodzą z uśmiechem. Co jeszcze jest budujące, nasz styl opiera się nie na dalekich wykopach piłki do przodu, a na utrzymywaniu się przy niej. Do tego dochodzą prezesi, bo choć nie wiem jak wygląda sytuacja w innych klubach, to u nas wszystkie zobowiązania finansowe są regulowane na bieżąco. Wszystkie obiecane pieniądze oraz premie meczowe są wypłacane na czas, więc dzięki temu dany zawodnik na pewno czuje się w pewien sposób doceniany. 

Na pewno będziemy zatem chcieli cieszyć się takim stanem rzeczy i wygrywać każde kolejne spotkanie. Jak to jednak mówi wielu trenerów, a szczególnie jeden z którego biorę przykład, czyli Piotr Mandrysz, że „o awansie się nie mówi, tylko się go robi”. My będziemy grać swoje i próbować starać się utrzymać dotychczasową dyspozycję. A co przyniesie jutro? W IV Lidze różnie to może wyglądać - jeden zawodnik może choćby wyjechać za pracą, kolejni złapią kontuzje i będę musiał ponownie budować trzon zespołu od nowa. Liczę jednak na to, że do wiosny przystąpimy w niezmienionym składzie, a dodatkowo dołączy jeszcze do nas 1-2 piłkarzy. W końcu runda rewanżowa jest zawsze cięższa, gdy dochodzą zawieszenia za kartki, kontuzje itd. Niemniej jesteśmy dobrej myśli i z pewnością spróbujemy napsuć krwi ligowym faworytom. 

Dużo było już wspomniane o zbudowaniu mocnej drużyny, ale według Pana w czym tkwi obecnie jej największa siła? Pomijając bardzo skuteczną ofensywę, sam osobiście wskazałbym fakt, że zespół stanowi obecnie fajnie złożoną mieszankę doświadczenia z młodością.
Jak mamy drużynę, która zdobyła najwięcej bramek to trzeba jeszcze wspomnieć, że również to my straciliśmy najmniej goli spośród wszystkich czwartoligowców. My w 14 dotychczasowych meczach straciliśmy tylko 13 bramek, natomiast druga drużyna w tej klasyfikacji, czyli Odra Wodzisław, tych goli przepuściła szesnaście. Zachowujemy zatem we wszystkich formacjach odpowiednią skuteczność, ale jeżeli miałbym wskazać nasze mocne strony, zacząłbym właśnie od defensywy. Zawsze mówię chłopakom, że jak nie stracimy bramki to na pewno będziemy w stanie stworzyć sobie jakieś sytuacje bramkowe.

Nie da się ukryć, że Spójnia ma aktualnie naprawdę solidną obronę - na bramce gra bowiem Łukasz Krzczuk, który ma na swoim koncie występy w II Lidze. Na stoperze gra Mariusz Masternak z Szymonem Kubicą, z których nasz kierownik zawsze się śmieje, że to ojciec i syn grają ze sobą. Na bokach obrony staram się również wystawiać piłkarzy, mających doświadczenie z wyższych szczebli. Damian Nieśmiałowski grał przecież w GKS-ie Tychy i Garbarni Kraków, Kamil Bezak występował w BKS-ie Stal, z kolei jako defensywny pomocnik gra Kamil Jaroś, mający za sobą przeszłość w Rekordzie Bielsko-Biała.

Można zatem powiedzieć, że mamy mocną defensywę, ale posiadane doświadczenie obejmuje również piłkarzy z ofensywy, bo Bartek Rutkowski grał w Tychach i Rozwoju Katowice, a Skrobol ma za sobą przeszłość w II-ligowym Nadwiślanie Góra. Dodatkowo świetnie wkomponowali się w skład nasi młodzieżowcy, a ich dobrą grę śmiało można uznać za klucz do odniesienia sukcesu w rozgrywkach. Tak jak to mówi w większości wywiadów  trener Krzysztof Górecko, w IV Lidze trzeba budować zespół właśnie od młodzieżowców. Jeżeli odstają oni poziomem od starszych kolegów, wówczas gra się o dwóch zawodników mniej. W naszym przypadku wszystko naprawdę dobrze funkcjonuje. 

Zdecydowanie trzeba to docenić, choć ja akurat zatrzymałbym się na tym najbardziej doświadczonym piłkarzu, czyli Mariuszu Masternaku, bo jest on pewnego rodzaju fenomenem. Oczywiście, IV Liga, poziom w dużej mierze amatorski, ale spotkać piłkarza w takim wieku, regularnie grającego na tym szczeblu, to jest to naprawdę fajna sprawa.
My się zawsze śmiejemy w Tychach, że jakby obudziło się Mariusza o trzeciej w nocy i powie mu się, żeby przyszedł gdzieś pograć na boisko, to z chęcią się na nim pojawi. Nie dość, że rozgrywa spotkania w IV Lidze w Spójni, to jeszcze gra w oldbojach GKS-u Tychy i występuje w jakichś ligach amatorskich. Właściwie gra wszędzie gdzie się da i pomimo swojego wieku, sylwetką przypomina niejednego młodzieniaszka. Jeżeli chodzi o niego to zdecydowanie się nie boje. Myślę, że może jeszcze pograć na szczeblu IV Ligi z półtora roku, a swoim doświadczeniem zdecydowanie nas wspomoże. Szczególnie jeżeli jest jakiś rzut rożny bądź inny stały fragment gry, to on ma chyba jakiś magnes w głowie, bo wszystkie piłki do siebie przyciąga. Dodatkowo jeżeli uda mu się zapędzić w pole karne rywala, to też jest w stanie coś tam podziałać. W tej rundzie zdobył już przecież cztery bramki, a jedną z nich były efektowne nożyce przeciwko wiceliderowi z Wodzisławia. Mariusz zdecydowanie dał nam sporo spokoju w obronie i jest naszym mocnym punktem.  

Docelowo Masternak zastapił w klubie wspomnianego Jakuba Więzika, który o ile dobrze pamiętam, w Śląsku Wrocław czy na poziomie trzeciej ligi niemieckiej grał jako napastnik. To Pan zdecydował się go przesunąć na środek obrony, czy po prostu w niższych ligach był on stopniowo przesuwany do tej formacji?
Sytuacja Jakuba wyglądała tak, że przez dłuższy czas miał on duże problemy z kostką. Przez to starał się on nawet ograniczać swoje treningi i bywało tak, że na przykład nie był w stanie wziąć udziału w jednej sesji w tygodniu. To że on występował jako środkowy obrońca było jednak pewną koniecznością, bo wówczas nie mieliśmy w składzie typowego stopera, więc Kuba został tam przesunięty przez swoje świetne warunki fizyczne. Myślę, że gdyby on teraz był z nami, korzystalibyśmy z niego jako napastnika i na pewno wymiernie by nam pomógł w ofensywie. 

Pomógłby, ale zapewne czekałaby go ciężka walka o plac z Bartoszem Rutkowskim, który w tej rundzie notuje naprawdę świetne liczby. 
Akurat jesienią gramy różnymi systemami - na przykład raz Bartek jest ustawiony na dziewiątce, a Paweł Kozioł na dziesiątce i odwrotnie. „Rutek” równie dobrze może również występować na boku pomocy, który akurat mamy teraz dobrze zabezpieczony za sprawą młodzieżowca Konrada Bukowczana. Bartek w ofensywie może zagrać wszędzie, jest bardzo mobilnym piłkarzem i nieważne gdzie się go ostatecznie ustawi, gra naprawdę dobrze. 

Czyli mobilność i możliwość wystawiania piłkarzy na różnych pozycjach też możecie uznać za swój spory atut?
Myślę, że zdecydowanie tak. Akurat w tym miejscu nawiązałbym do sytuacji Damiana Nieśmiałowskiego, który na chwilę obecną gra u nas na boku obrony. Gdy jednak Tomasz Hajto był trenerem GKS-u Tychy, to wówczas widział go jako pierwszego napastnika ówczesnego zespołu. W sumie u nas Damian również wystąpił na ataku w pucharowym meczu w Drogomyślu z Błyskawicą i strzelił tam dwie bramki. Również Marcin Habdas, który jest nominalnym napastnikiem, niemal połowę pierwszej rundy rozgrywek rozegrał na prawej obronie. Takich przykładów mamy jeszcze kilka - zresztą często zdarza się tak, że zaczynamy mecz z danym ustawieniem, a po kilkunastu minutach wielu zawodników zostaje przesuniętych na inne pozycje. Sam przy budowie składu staram się wyszukiwać ludzi, którzy potrafią grać piłką i są zaawansowani technicznie, dzięki czemu dany piłkarz poradzi sobie na niemal każdej pozycji. 

No to pozostaje życzyć, żeby te roszady dalej przynosiły taki skutek.
Oczywiście, oby tak dalej to wyglądało. Na razie jesteśmy na podium i cieszy mnie fakt, że trenerzy innych drużyn po naszych meczach podchodzą i pytają, czy będziemy walczyli o awans. Do wszystkiego podchodzimy jednak z pokorą, bo żeby taki cel zrealizować, należy zagrać nie 15 meczów na dobrym poziomie, a trzydzieści. Na razie zatem wkładamy głowy do zimnej wody i pracujemy dalej. 

Biorąc pod uwagę Waszą formę to tylko szkoda, że już w tym roku nie rozegracie finału okręgowego Pucharu Polski na bielskim szczeblu. W końcu dla wielu piłkarzy możliwość gry na Stadionie Miejskim w Bielsku-Białej byłaby nie lada przeżyciem. 
Szkoda, bo byliśmy na to wydarzenie naprawdę dobrze przygotowani. Zresztą nasi prezesi kupili nawet sprzęt, dzięki czemu zagralibyśmy w Bielsku w nowych koszulkach, z nową reklamą sponsora. Zapowiadało się naprawdę ciekawe widowisko - tym bardziej, że Rekord intensywnie szykował się na to spotkanie, bo w zeszłym roku wyeliminowaliśmy ich z tych rozgrywek na etapie półfinału. Zespół z Bielska zamierzał się nam zrewanżować, a my na pewno byśmy im łatwo nie odpuścili. Mam jednak nadzieję, że nikt w trakcie zimowej przerwy od nas nie odejdzie i jeżeli wszystko dobrze pójdzie, rywalizacja ta odbędzie się w odpowiednim terminie. Planowo finał ma odbyć się w kwietniu, więc będzie cieplej i może sytuacja pandemiczna już się uspokoi. 

No i dodatkowo może będziecie mogli liczyć na wsparcie kibiców.
Tak, zresztą to był jeden z głównych czynników, na który niewątpliwie liczyliśmy. Właśnie prezesi również szykowali się i na tą ewentualność, bo na finale miały pojawić się nasze grupy juniorskie, ich rodzice oraz po prostu nasi kibice. Mobilizacja była naprawdę spora, więc głównie ze względu na kibiców ten mecz po prostu został przełożony. Bo nawet jak pojawi się na takim stadionie aż 1000 piłkarskich fanów, to rozegranie spotkania przy takiej otoczce będzie dla nas super przeżyciem. 

Pozostając w temacie okręgowego Pucharu Polski, ale już na szczeblu Śląskiego ZPN. Duży niedosyt odczuwaliście po przegranym w lipcu półfinałowym pojedynku z rezerwami Rakowa? W końcu na takim etapie na pewno ma się już z tyłu głowy marzenie, że może uda się ostatecznie znaleźć w tych centralnych rozgrywkach.
Przyznam szczerze, że ja na razie mam do tych rozgrywek sporego pecha. Kiedy byłem jeszcze trenerem Polonii Łaziska Górne, to w 2018 roku przegrałem w finale pucharu ze Śląskiem Świętochłowice. Wówczas w mojej opinii byliśmy lepszym zespołem, należał nam się rzut karny, ale ostatecznie sędzia go nie podyktował. Szansa na zwycięstwo niestety nam uciekła, czego mogliśmy bardzo żałować, bo Śląsk już w głównym Pucharze Polski zagrał z ekstraklasową Arką Gdynia. Dwa lata później moja Spójnia również nie miała wystarczająco dużo szczęścia, chociaż poniekąd wyniknęło to z naszego niedopatrzenia. 

Co się wydarzyło?
Graliśmy ćwierćfinał pucharu z Błyskawicą Drogomyśl, gdzie do przerwy wynik był już właściwie rozstrzygnięty. Wówczas nie dogadałem się jednak z naszym kierownikiem i nie miałem informacji, kto jest zagrożony zawieszeniem za nadmiar kartek. I w drugiej połowie niestety Jakub Więzik, Marcin Habdas i Bartek Rutkowski zostali ukarani żółtymi kartonikami. Przez to cała trójka straciła możliwość występu w półfinałowej rywalizacji w Częstochowie. Do tego w tygodniu meczowym doszła jeszcze kontuzja Jarosia i Bezaka, więc jak można policzyć, graliśmy z Rakowem bez pięciu swoich podstawowych piłkarzy. W samym meczu wyglądaliśmy naprawdę dobrze, ale o wyniku zadecydowała nasza bramka samobójcza. Można zatem powiedzieć, że wszystko zwróciło się przeciwko nam.

Zatem wspominany niedosyt jednak pozostał.
Na pewno tak, bo później czekałby na nas tylko finał z trzecioligowym Pniówkiem Pawłowice. W tym decydującym meczu mogłoby już pójść różnie, bo oczywiście Pniówek byłby faworytem tej rywalizacji, ale tanio byśmy skóry nie sprzedali. Poza tym finały, jak wiadomo, rządzą się swoimi prawami.

Jasna sprawa, ale może w waszym przypadku sprawdzi się powiedzenie: „co się odwlecze to nie uciecze”. 
Oby, oby tak faktycznie było (śmiech). 

autor: Piotr Porębski

Przeczytaj również