Raz prawa, raz lewa. Maszyna nie przestaje strzelać!

24.10.2017
Ma 27 lat i strzela gola za golem. Robert Wojsyk z Ruchu Radzionków jest dziś jedną z gwiazd IV-ligowych boisk. W ostatnich dwóch meczach swoimi bramkami ugrał "Cidrom" sześć punktów. W tej formie może po cichu marzyć o tym, by wrócić jeszcze na szczebel, którego już kiedyś posmakował.
Łukasz Sobala/PressFocus
Na początek dorobek napastnika w drużynie Ruchu Radzionków. Trafił tu wyciągnięty z ówczesnego, ligowego konkurenta "Cidrów" - MLKS-u Woźniki u progu 2015 roku. Od tego czasu jest kluczowym graczem "Żółto-Czarnych":

Wiosna 2015: 10 bramek, 5 asyst
Sezon 2015/16: 19 bramek, 6 asyst
Sezon 2016/17: 20 goli, 10 asyst

W trwających rozgrywkach Wojsyk jeszcze podkręcił tempo. W dziesięciu rozegranych kolejkach uzbierał już 8 goli, do których dołożył 5 asyst. Trzy ostatnie trafienia dały "Cidrom" sześć ligowych punktów. W tym te ugrane z bezpośrednim rywalem w grze o awans, Sarmacją Będzin. "Żółto-czarnym" gra niespecjalnie się kleiła, przegrywali 0:1 i nie mieli klarownych okazji na poprawę rezultatu. Ale wystarczyły dwa rzuty wolne bite przez 27-letniego napastnika. "Bolo" raz uderzył nogą lewą, raz prawą i zrobiło się 2:1 dla ekipy z Narutowicza. Przy czym oba gole to nie żadne przypadkowe "farfocle", a po prostu wyćwiczone zagrania. Popatrzcie (od 1:09)
 


Właśnie precyzyjne uderzenia ze stałych fragmentów to element który do swojego dossier dołożył ostatnio Wojsyk. W tym sezonei zdarzyło mu się już trafiać z podobnych pozycji, bądź obijać słupki bramki przeciwnika. - Przyznam szczerze, że dwóch goli po wolnych do tej pory jeszcze w życiu nie zdobyłem. Jak jest czas to zostaję po treningu, szlifuję ten element. Na tyle, że pomału nie ma już różnicy czy uderzam prawą, czy lewą nogą. Trzeba się przecież rozwijać - mówi snajper z Narutowicza.

Snajper od czarnej roboty
Bramki i asysty to jedno. Drugie - ciężka praca wykonywana dla zespołu. W IV-ligowych realiach pracowity człowiek z dobrym przygotowaniem taktycznym to skarb dla każdej drużyny. I takim skarbem jest dziś Wojsyk dla Ruchu. - To nie jest typowy gość od strzelania bramek. Wykonuje też dużo ciężkiej, czarnej roboty na boisku. Mocno pracuje w defensywie przy wysokim pressingu, realizuje nakładane założenia. Utrzymuje nam piłkę, czeka aż drużyna podejdzie wyżej, wtedy zgrywa i wychodzi do przodu. To jego duży atut. Na tą ligę to piłkarz kompletny - komplementuje podopiecznego Kamil Rakoczy, jego trener w Radzionkowie.

A wie co mówi. To on kilkanaście lat temu wypatrzył nastoletniego wówczas młokosa w Woźnikach i ściągnął do Bytomia gdzie wtedy pracował. - Sprowadziłem go do Polonii Bytom przed I klasą Liceum. Widziałem w nim mega talent. Surowy taktycznie, ale bardzo szybko nadrobił braki w tym elemencie. Przyznam, że w juniorach po kilku miesiącach stanowił 70 procent wartości mojego zespołu - wspomina Rakoczy. - Gdyby dostał w tym klubie więcej szans w Ekstraklasie, zostałby na tym szczeblu. Może dziwnie to zabrzmi, ale naprawdę nie miał szczęścia. Najpierw nie stawiano przy Olimpijskiej na młodzież, bo ówcześni trenerzy w trudnej sytuacji musieli skupiać się na wyniku i nie mogli ryzykować. Potem przeszkadzały mu poważne kontuzje - opowiada były i... obecny trener Wojsyka.

Wyżej by się obronił
Może się wydawać, że IV liga robi się za ciasna dla napastnika Radzionkowa. Zwłaszcza, że 27-latek kiedyś liznął już poziomu Ekstraklasy i dziś przyznaje, że łapie się na momentach w których zastanawia się co poszło nie tak. - Czasami siadam wieczorem, analizuję sobie to wszystko. Trochę brakło mi szczęścia, trochę zdrowia i wszystko poważnie wyhamowało. Ale... mam 27 lat i myślę że jeszcze trochę grania przede mną. Zobaczymy co będzie dalej - zastanawia się Wojsyk.


2010 rok , Robert Wojsyk w barwach Polonii przeciwko Wiśle Kraków - foto: Norbert Barczyk/PressFocus

W Ekstraklasie zagrał 11 razy. Debiutował tuż po 18-tych urodzinach. Ówczesny prezes Polonii - Damian Bartyla, widział w nim przez moment drugiego Mariusza Śrutwę. Ale Wojsyk zawodził, nie strzelił ani jednego gola, zdarzało się że spotykał się z dużą krytyką. Był wypożyczany - najpierw do GKS-u Tychy, gdzie w debiucie zerwał wiązadła, a później do Rozwoju Katowice. Nie szło, do tego te kontuzje - w sumie przechodził już trzy operacje. Efekt? W 2014 roku wrócił do "swoich" Woźnik i to stamtąd po pół roku wyciągnęli go działacze Radzionkowa. - Umiejętności ma spore i wiem że wyżej też by się obronił. On ciągle nad sobą pracuje. Zostaje po treningach, szlifuje technikę. Widać u niego powtarzalność, choćby w tych rzutach wolnych - przekonuje Rakoczy. Ale... nic za wszelką cenę. - Ja się w Radzionkowie naprawdę dobrze czuję. Klub, szatnia, kibice, zarząd. Nie mam wielkiej potrzeby zmiany - deklaruje snajper "Cidrów".

Decyzja o powrocie do w pełni profesjonalnej rodziłaby bowiem spore dylematy. Wojsyk z kilku ofert z wyższych lig już rezygnował. Całkiem niedawno odmówił choćby II-ligowemu ROW-owi Rybnik. Dziś poza treningami jest przecież jeszcze praca i w miarę ustabilizowane życie. - Pracuję po 8 godzin, zajmuję się obsługą klienta niemieckojęzycznego, bo mam opanowany ten język. Nie jest to praca fizyczna, nie męczę się, a mam możliwość łączenia jej z moją pasją jaką wciąż jest futbol. Ale gdybym miał poświęcić się wyłącznie piłce... pewnie dałbym radę. Kusi, gra w takiej I lidze, w obecnych warunkach jakie tam panują byłaby fajnym wyzwaniem...
autor: Łukasz Michalski

Przeczytaj również