Problemy IV-ligowca. Pożaru nie ma, ale cięcia niezbędne

27.11.2017
9 wygranych w 10 kolejnych meczach - z takim imponującym dokonaniem skończyli IV-ligową jesień piłkarze Ruchu Radzionków. Podopieczni trenera Kamila Rakoczego wiosną śmiało mogą myśleć o ataku na fotel lidera. Klubowi działacze muszą się jednak uporać z finansowymi kłopotami "Cidrów".
Zygmunt Taul/Ruch Radzionków
Nieco ponad tydzień temu rozpoczęcie ligowego starcia Ruchu z Polonią Poraj zostało opóźnione o kilka minut ze względu na protest gości, którzy wypłat nie widzieli ponoć od kilku miesięcy. W prasie pojawiły się doniesienia, że o podobnej formie strajku myślą też przy Narutowicza. Sytuacja wcale nie jest jednak tak dramatyczna. - Dementuję te plotki. W szatni jest spokojnie i ani piłkarze, ani sztab szkoleniowy absolutnie nie mają w głowach tego typu pomysłów - przekonuje trener radzionkowian, Kamil Rakoczy. W podobnym tonie wypowiada się kapitan drużyny, Marcin Trzcionka. - Pojawiły się opóźnienia w wypłatach, ale skala problemu nie jest tak duża by przeszło nam przez myśl jakieś protestowanie. Prezes i zarząd robią wszystko, by poradzić sobie z sytuacją a my jako drużyna rozumiemy w jakim klub znalazł się położeniu i zaręczam, że nigdy nawet nie pomyśleliśmy by opóźniać rozpoczęcie meczu, czy nie wyjść na trening - zapewnia 28-letni zawodnik. Wychowanek Ruchu ma zresztą porównanie do tego, co w Radzionkowie działo się kilka lat temu. Wtedy, jeszcze w I lidze, zawodnicy bez wypłat potrafili żyć miesiącami. - Te obecne kłopoty to nie jest nawet okruszek tego, co działo się w tamtych czasach. Pieniądze otrzymujemy przecież niemal na bieżąco, poślizg jest niewielki, w dodatku zarząd stale nas informuje o sytuacji. Nie ma sensu robić z tego zamieszania - deklaruje Trzcionka. I istotnie - z naszych informacji wynika, że piłkarze dostali już większą część należności za październik, które normalnie powinny trafić na ich konta do 15 listopada. Poślizg jest zatem póki co minimalny.

Problemy w Radzionkowie jednak istnieją. Klub, który jeszcze pół roku temu mógł liczyć na ograniczone wsparcie w postaci niewielkich stypendiów dla zawodników oraz środków otrzymywanych z budżetu miasta za promowanie jego wizerunku, jesienią tej formy pomocy został pozbawiony całkowicie. Co więcej, sytuacja póki co się nie zmieni. W ciągu kolejnych 12 miesięcy na Narutowicza z ratusza nie trafi choćby złotówka, a jedyną formą wsparcia klubu przez miasto jest zgoda na zarządzanie przez Ruch radzionkowskim targowiskiem. - Brak stypendiów, brak umowy na promocję miasta, plus choćby kilka kosztów związanych z wynajmem i eksploatacją obiektu sprawia, że gdzieś musimy szukać oszczędności. Mam uzgodnione z radą drużyny, że do końca roku wynagrodzenia będą wypłacane w ratach, a nie jednorazowo. To nie zmienia faktu, że w grudniu musimy dokładnie ustalić budżet na przyszły rok i ocenić na jaki przychód możemy liczyć. W związku z tym na pewno będzie trzeba poczynić również korekty personalne - zapowiada prezes Ruchu, Marcin Wąsiak.

- Nie ukrywam, że mam marzenia o wzmocnieniach zespołu i będę chciał na ten temat z prezesem rozmawiać - zapowiada trener Kamil Rakoczy, którego drużyna do pierwszych w tabeli Szombierek traci tylko 4 oczka. Siła jego argumentów będzie jednak prawdopodobnie niewielka. W Ruchu wobec zaistniałej sytuacji będą bowiem raczej myśleć o tym gdzie szukać oszczędności i jak odchudzić kadrę tak, by poziom sportowy zbytnio nie ucierpiał. - Dziś na spotkaniach zarządu nikt nas nie zadaje sobie pytania czy się wzmocnimy, tylko raczej co zrobić by uszczuplenia kadry były jak najdelikatniejsze - przyznaje Wąsiak.
autor: ŁM

Przeczytaj również