Książenice piszą kolejną historię. „Zawieszamy sobie poprzeczkę bardzo wysoko”

26.08.2020

Po bardzo udanym, ale przedwcześnie zakończonym sezonie IV Ligi, piłkarze oraz sztab Unii Książenice wcale nie zwolnili tempa. W obecnych rozgrywkach znacząco wzmocniona drużyna Marcina Koczego na razie zanotowała stuprocentową skuteczność i po 5 seriach gier piastuje funkcję lidera tabeli. W rozmowie z trenerem Unii poruszyliśmy jednak nie tylko temat świetnego startu sezonu, ale także kwestię niezmieniających się celów klubu, letniego okienka transferowego czy zbliżającego się upragnionego powrotu drużyny na własny obiekt.

Marcin Markiewka/ Unia Książenice

Już w październiku zeszłego roku, gdy piłkarze Unii Książenice byli nazywani jedną z największych sensacji na szczeblu czwartej ligi, trener Marcin Koczy określił ówczesne wyniki swojego zespołu mianem „mistrzostwa świata”. Mimo że często można spotkać się z pojęciem, że to drugi sezon jest dla beniaminka najtrudniejszy, piłkarze Unii i w tym sezonie zanotowali wymarzony start. W końcu drużyna spod rybnickiej wsi, jako jedyna ze stawki drugiej grupy, zgromadziła na swoim koncie komplet punktów i zasłużenie znajduje się na pierwszym miejscu w tabeli. - Powiem szczerze, że obecnie znajdujemy się w nieco innym miejscu niż kilkanaście miesięcy temu. Niestety nie mówię tutaj o naszym boisku, z którego wciąż nie możemy korzystać. W tym miejscu myślę bardziej o spokojnym budowaniu kadry. To jest chyba kluczowy element, wpływający na to, że zaliczyliśmy taki początek sezonu. Uważam, że zarówno zimą, jak i latem poczyniliśmy naprawdę sensowne wzmocnienia, dzięki którym jesteśmy tu gdzie jesteśmy - przyznaje szkoleniowiec Unii w rozmowie z naszym portalem.

Kadra została odpowiednio zbilansowana

Niewątpliwie minione tygodnie były w Książenicach bardzo pracowite. Przed niedawno rozpoczętym sezonem szeregi czwartoligowca opuściło aż dziesięciu graczy, a duża część z nich przeniosła się do występującego w lidze okręgowej MKS-u Radziejów. Klub zadbał jednak o odpowiednie uzupełnienia kadry, dzięki czemu latem w Unii pojawiło się aż siedem nowych twarzy. Co było głównym celem włodarzy Unii w trakcie wciąż trwającego okienka?

- W ostatnim czasie chcieliśmy przede wszystkim zbilansować zespół. Co rozumiem przez to pojęcie? Aktualnie mamy stworzony pewien trzon drużyny, oparty na bardzo doświadczonych zawodnikach, na czele z Sławomirem Szarym, Kamilem Kosteckim, Michałem Pieczką i pozyskanym w letnim okienku Piotrem Byścem. Wspomniana czwórka jest z kolei otoczona zawodnikami młodymi, którzy są na dorobku i odczuwają ogromny głód zwycięstw. Fajnie, że piłkarze Ci mają się od kogo uczyć, a wspólnie tworzą dobrze uzupełniającą się mieszankę wybuchową, osiągającą bardzo dobre wyniki. A co do poczynionych wzmocnień - Piotr Bysiec był już kilkukrotnie przymierzany do naszej drużyny i udało się go namówić, by do nas trafił i postrzelał trochę goli na tym czwartoligowym poziomie - tak trener mówi o 32-letnim napastniku, który w książenickim zespole zanotował prawdziwe wejście smoka. Z jedenastu dotychczas zdobytych bramek przez Unię w sezonie 2020/2021, Bysiec aż pięciokrotnie skierował piłkę do siatki.

 - Jeśli chodzi o pozostałe letnie wzmocnienia, udało nam się pozyskać Bartka Lorenca z Odry Centrum Wodzisław Śląski, który od początku zaczął dawać naszej drużynie sporo. Równie zdolny jest pozyskany na zasadzie transferu definitywnego Damian Koleczko, który co prawda trafił już do nas przed rundą wiosenną, ale długo musiał czekać na debiut w oficjalnym meczu. Podobnie jestem zadowolony z transferu, którego dokonaliśmy niedługo przed zakończeniem okresu przygotowawczego. Mowa o  pozyskanym na stałe z ROW-u 1964 Rybnik Bartku Kunacie, posiadającym status młodzieżowca. Z Rybnika do Książenic trafili jeszcze młodzi Grzegorz Pilny oraz Mateusz Morawa, którzy co prawda nie są na razie naszymi podstawowymi zawodnikami, ale daje im regularne szanse na grę - charakteryzuje poczynione transfery trener Koczy. Warto jednak wspomnieć, że latem do Unii trafili jeszcze obrońca Piotr Dudzik, a także pomocnik Paweł Ziaja, występujący ostatnio w Dębie Gaszowice. 

Duża część omówionych wcześniej ruchów transferowych dobitnie potwierdza, że rozwijająca się współpraca pomiędzy Unią a trzecioligowym ROW-em 1964 Rybnik układa się bardzo dobrze. - Nie ukrywam, że mamy dobre kontakty z prezesem Henrykiem Frystackim oraz pierwszym trenerem Rolandem Buchałą, który przecież jeszcze w zeszłym roku był naszym zawodnikiem. Im też na pewno zależy, by młodzi zawodnicy zyskiwali możliwość ogrywania się na seniorskim poziomie. Poza wspomnianymi ruchami, mamy wypożyczonych z ROW-u jeszcze dwóch bramkarzy, Pawła Kapustę oraz Bartka Błatonia, z którymi naprawdę dobrze się współpracuje. Dotychczasowa współpraca faktycznie fajnie układała się pomiędzy naszymi klubami i mam nadzieję, że dalej tak to będzie wyglądało. Z pożytkiem zarówno dla nas, jak i dla rybniczan - mówi szkoleniowiec.

Cele wciąż nie ulegają zmianie 

Czy wobec takich ruchów Marcin Koczy może stwierdzić, że aktualnie posiada do dyspozycji mocniejszą kadrę niż w poprzednim sezonie? - Zdecydowanie tak. Wspominałem o tym już na naszym profilu na Facebooku, że tak mocnej i odpowiednio zbilansowanej kadry jeszcze tutaj nie posiadałem. Wszystko na razie zdaje egzamin, a co jeszcze bardzo mnie satysfakcjonuje, w tym okienku udało nam się znaleźć zawodnika, którzy weźmie na siebie ciężar zdobywania goli i będzie pełnił rolę typowej „dziewiątki”. Paradoksalnie w dwóch poprzednich sezonach, nie licząc oczywiście tego przedwcześnie zakończonego, to na boiskach ligi okręgowej kończyliśmy rozgrywki z co najmniej 100 zdobytymi bramkami na koncie. Wówczas jednak ciężar strzelania goli był rozłożony na większą ilość zawodników, a na mecze często wychodziliśmy tez typowego środkowego napastnika. Piotrek Bysiec z pewnością do takich zawodników się zalicza. Zresztą, znam go jeszcze z występów w Bełku, a lokalnym kibicom   nie trzeba go przedstawiać (śmiech) - zapewnia trener rewelacyjnego czwartoligowca.

Pomimo posiadania najmocniejszego zespołu, z jakim trener miał okazję współpracować w trakcie blisko ośmioletniego pobytu w Książenicach, cele Unii wciąż nie ulegają zmianie. Podobnie jak przed rokiem, i tym razem włodarze IV-ligowca zdecydowanie stwierdzają, że to bezpieczne utrzymanie jest dla nich priorytetem. - Nic w tej kwestii się u nas nie zmienia. Cały czas stąpamy twardo na ziemi i nie stawiamy przed sobą żadnych górnolotnych celów. Nie bujamy w obłokach i z pokorą podchodzimy do wszystkich rywali. Ja wiem, że obecnie to może brzmi nieco dziwnie, jednak zaczynając rozgrywki ligowe, nigdy głośno nie wyrażaliśmy swoich aspiracji. Chcemy po prostu wygrywać każdy kolejny mecz. Przede wszystkim chciałbym jednak dograć ten sezon bez żadnych wiadomych komplikacji. Jako że duża część naszych piłkarzy pracuje na kopalniach, to zawsze oczekiwanie na wynik przeprowadzanych testów wiąże się z pewnym zdenerwowaniem. Ale dobrze, że w naszym przypadku wciąż wszystko przebiega sprawnie, a nasza forma idzie w dobrym kierunku - mówi Koczy, pracujący w Unii od marca 2012 roku.

To pod wodzą trenera Koczego Unia osiąga najlepsze rezultaty w swojej dotychczasowej historii (fot: Marcin Markiewka/ Unia Książenice)

Coraz bliżej powrotu do domu

Można jedynie żałować, że fantastyczne wyniki Unii na poziomie IV Ligi wciąż nie zbiegają się z powrotem zespołu na swój obiekt. Od momentu awansu na piąty szczebel rozgrywkowy, „bezdomna” drużyna z Książenic rozgrywa wszystkie swoje spotkania na wyjazdach, choć według pojawiających się różnych zapewnień, ten stan rzeczy może się niedługo zmienić. Dzięki odmrożeniu gospodarki i ponownym podjęciu pewnych inwestycji, być może boisko przy ulicy księdza Jana Pojdy zostanie wyremontowane jeszcze w tym roku.

- Cieszymy się z tego, że jeszcze przed wybuchem pandemii gmina zdołała wykupić ostatnią działkę, potrzebną do poszerzenia naszego boiska. Wszystkie prace z tym związane miały rozpocząć się już w kwietniu, ale przewidziane inwestycje zostały wstrzymane przez gminę z wiadomych powodów. Niemniej kwestia wykupu działek została już uregulowana, a tereny te zostały już przejęte przez MOSiR. Obiekt będzie przez niego zarządzany, co nie ukrywam, trochę odciąży budżet klubu, bo nie będziemy już musieli odpowiadać za opłaty związane z mediami, wodą czy śmieciami. Dodatkowo czekamy w tym tygodniu na najbliższą sesję, jesteśmy w stałym kontakcie z burmistrzem i wszystkie palące kwestie powinny się na niej wyjaśnić - przyznaje opiekun aktualnego lidera tabeli. 

Trzeba jednak stwierdzić, że stadion w nieodległym Bełku, na którym Unia gościnnie rozgrywa swoje domowe spotkania, stał się dla książeniczan prawdziwą twierdzą. W końcu z dziewięciu dotychczas rozegranych czwartoligowych meczów w roli gospodarza, Unia odniosła aż siedem zwycięstw i poniosła tylko jedną porażkę. - Czy stadion ten jest dla nas twierdzą? Można tak powiedzieć. Co ciekawe, terminarz ułożył się tak, że już w pierwszej kolejce rozegraliśmy derbowy pojedynek właśnie z LKS-em Bełk. Fajnie, że znowu udało się go ograć i cieszymy się z tego, że zanotowaliśmy dobre otwarcie rozgrywek. Jak poznałem bowiem ich harmonogram, tych pierwszych 3-4 meczy trochę się obawiałem. Wiedzieliśmy, że z zespołami z czuba tabeli będzie ciężko, ale ostatecznie daliśmy sobie radę - mówi nasz rozmówca. 

Nie ma mowy o rozluźnieniu

Co prawda stawkę drugiej grupy IV Ligi śmiało można uznać za bardzo wyrównaną, piłkarzy Unii może satysfakcjonować fakt, że zdołali oni już ograć drugie w poprzednim sezonie rezerwy GKS-u Tychy oraz trzecią Odrę Wodzisław Śląski. - Szczególnie ucieszył mnie rezultat spotkania z GKS-em, bo porównując sobie składy personalne, trener Zadylak pozwolił sobie w meczu z nami skorzystać z usług czterech zawodników z pierwszego zespołu. Musieliśmy spiąć się naprawdę bardzo mocno, by wygrać z tym rywalem, bo według mnie była to najlepsza drużyna z jaką do tej pory graliśmy. Pierwsza połowa zamknęła jednak przebieg tamtego meczu, bo już po 45 minutach prowadziliśmy 3:0 i dowieźliśmy trzy punkty do końca. W drugiej połowie przeciwnicy, mimo że grali w osłabieniu po czerwonej kartce, wyglądali bardzo dobrze i imponowali mądrością w swojej grze - mówi Koczy, który przy okazji zapewnia, że choć za jego drużyną jest już seria ciężkich spotkań, nie ma mowy o żadnym osiadaniu na laurach. 

- To my zawieszamy sobie poprzeczkę bardzo wysoko, bo każdy bardziej mobilizuje się na starcia z liderem bądź drużyną z czuba tabeli. W lidze nie ma słabych drużyn, co potwierdza choćby casus GKS-u Radziechowy. Choć zespół miał początkowo nie przystępować do rozgrywek, zebrał się w sobie i urwał już punkty m.in. LKS-owi Bełk czy rezerwom GKS-u. Jeśli ktoś nie będzie starał się podchodzić do każdego spotkania na 100 procent, to naprawdę będzie ciężko. Każdy z każdym może w tej lidze wygrać, więc będziemy musieli się jeszcze sporo napocić, by utrzymać się na wysokiej pozycji. Już w ten weekend czeka na nas bardzo ciężki mecz z Kuźnią w Ustroniu, ale ponownie musimy zrobić swoje i pilnować się, by nie popełnić żadnych głupich błędów - dodaje szkoleniowiec. 

Jak przyznaje nasz rozmówca, mecz z rezerwami GKS-u Tychy był na razie najtrudniejszym wyzwaniem w dotychczasowym sezonie (fot: Marcin Markiewka/ Unia Książenice)

Choć wynik ostatniego meczu z odmienionym LKS-em zdecydowanie na to nie wskazuje, Unia wcale nie ustrzegła się pomyłek. Po pierwszej połowie podopieczni Marcina Koczego przegrywali bowiem z niżej notowanym rywalem 1:2, ale po zmianie stron zespół pokazał formę godną czwartoligowego lidera i odrobił straty z nawiązką. - W tym meczu chłopcy być może chcieli osiągnąć dobry wynik jak najmniejszym nakładem sił, ale w drugiej połowie wszyscy wzięli się już do roboty i pokazali naprawdę świetny futbol. Czaniec również jest bardzo młodym, ale wybieganym i zdolnym do sprawienia niespodzianki zespołem. Początek ostatniego meczu zdecydowanie należał do nich, a rywal zaskoczył nas przede wszystkim świetną postawą z przodu. Jak ogarnęliśmy się jednak w środku i zaczęliśmy lepiej ustawiać się na boisku, prezentowaliśmy się znacznie lepiej, a pięć zdobytych goli można uznać za tego odzwierciedlenie. 

Koronawirus torpeduje plany

Ostatecznie Unia odniosła w minioną sobotę efektowne zwycięstwo 6:2 i świetnie zrewanżowała się za ostatni mecz z LKS-em, który był chyba jednym z jej najsłabszych spotkań w poprzednim, mocno skróconym sezonie. Można jedynie żałować, że w trakcie pojedynku z Czańcem, piłkarze nie mogli liczyć na wsparcie lokalnej publiczności. Trzeba zatem trzymać kciuki za to, żeby powiat rybnicki w końcu opuścił „czerwoną strefę”, objętą najostrzejszymi obostrzeniami przez Ministerstwo Zdrowia. - Rozmawiamy o tym i nie ukrywamy, że jest to dla nas bardzo dziwna i niekomfortowa sytuacja. W końcu dlaczego na stadionie Unii Turza może pojawić się co najmniej 50 procent kibiców, a w nieodległym powiecie rybnickim i w samym Rybniku już takiej możliwości nie ma. Tym bardziej mnie to dziwi, skoro w mieście nie dochodzi do aż takiej ilości zakażeń jak wcześniej. Na wszystkie zaistniałe decyzje nie mamy jednak wpływu i trzeba to zaakceptować. Gra i strzela się bramki przede wszystkim dla kibiców, a ich wsparcie często jest nieocenione. Czekamy z niecierpliwością, by wyjść z tej czerwonej strefy - mówi Koczy. 

Trzeba jednak przyznać, że wciąż panująca pandemia COVID-19 mocno storpedowała nie tylko możliwość pojawienia się kibiców na stadionach w poszczególnych powiatach, ale także cały poprzedni sezon. Mimo że włodarze Unii, tak jak już wcześniej wspominaliśmy,  skupiają się głównie na pewnym utrzymaniu, po przedwczesnym zakończeniu rozgrywek mogli odczuwać pewien niedosyt. W końcu strata do LKS-u Goczałkowice-Zdrój, który ostatecznie znalazł się z szeregach trzecioligowców, wynosiła zaledwie cztery punkty. 

- Na pewno chcieliśmy ponownie utrzeć nosa faworytom, którzy szumnie zapowiadali, że interesuje ich tylko awans. Strata do lidera tabeli wcale nie była duża, więc szkoda, że nie udało się dograć tych rozgrywek do końca. Nie ma co teraz jednak gdybać, a same Goczałkowice z pewnością zasłużyły na awans. Zresztą po meczu z tą drużyną stwierdziłem, pomimo naszego zwycięstwa, że był to nas najtrudniejszy rywal i zacząłem go stawiać w roli głównego faworyta do wygrania ligi. Szkoda tamtego sezonu, ale teraz pozostaje tylko dmuchać na zimne i liczyć na to, że chociaż te rozgrywki zostaną dograne w całości, a wszystkie mecze odbędą się w uzgodnionych terminach. My za to wciąż będziemy skupiać się na sobie i na koniec rozgrywek ostatecznie się przekonamy, kto zajmie miejsce w tym „zielonym prostokącie” - zakończył trener Unii Książenice.

autor: Piotr Porębski

Przeczytaj również