Dwa z ośmiu. Złamany nos, szybkie gole

19.03.2018
Zaplanowana na miniony weekend inauguracja drugiej części rywalizacji w Haiz IV ligach śląskich została storpedowana przez zimową aurę. W grupie II odbyły się tylko dwa mecze. W obu przypadkach doszło do pojedynków pomiędzy beskidzkimi drużynami. 

Mogli jedni i drudzy
W Ustroniu tamtejszy beniaminek, uwikłany w walkę o utrzymanie, na co wskazuje aktualna tabela, podejmował drużynę liczącą się w walce o mistrzostwo. Gracze Kuźni już w 2. minucie zaskoczyli rywala z Czańca. Po podaniu Bartosza Iskrzyckiego na listę strzelców wpisał się Michał Pietraczyk. – To był dla nas wymarzony początek, który zespół jeszcze dodatkowo zmobilizował. Mogliśmy tak naprawdę przypieczętować wygraną, a od 60. minuty przeciwnik złapał swój rytm gry – powiedział trener Mateusz Żebrowski, którego podopieczni nie wykorzystali kilku niezłych okazji bramkowych, co zemściło się, gdy Karol Lewandowski głową pokonał Michała Skocza. – Musieliśmy się natrudzić, aby uniknąć w końcówce przegranej. To cenny punkt, choć jakiś niedosyt pozostał, bo zgarnąć pełną pulę też mogliśmy – podsumował szkoleniowiec Kuźni.

Skromną zdobycz doceniono po ostatnim gwizdku także w szeregach drużyny z Czańca. – Brak koncentracji kosztował nas stratę gola na samym początku, potrzebowaliśmy trochę czasu, aby przystosować się do warunków. Atut boiska posiadała Kuźnia, która przecież na sztucznym w Ustroniu przetrenowała całą zimę – zaznaczył Maciej Żak. – Powinniśmy przechylić szalę na naszą korzyść przy szansach, jakie sobie wypracowaliśmy. Szkoda, że tak się nie stało, ale szanujemy ten punkt, bo ma on swoją wagę. Osiągnęliśmy go na trudnym terenie i przy bardzo ciężkich warunkach pogodowych – skomentował pojedynek szkoleniowiec LKS-u Czaniec.

Złamany nos, przerwa "Góralom" nie pomogła
W Bielsku-Białej wynik rywalizacji również otworzyli gospodarze, również w 2. minucie. Kacper Gach uderzył wówczas zza pola karnego nie do obrony. Niebawem piłkarze rezerw Podbeskidzia raz jeszcze celebrowali radość. Tym razem golkipera Spójni Landek z bliska pokonał Lubos Kolar. Gospodarze weszli zatem w mecz w sposób wręcz wymarzony. Nie przeszkodziła im w tym kontuzja, której podczas rozgrzewki doznał Gigi Gurgenidze. – Nasz zawodnik złamał nos. Kontuzja nie wybiła nas z rytmu. Pierwsza połowa była dobra w naszym wykonaniu. W przerwie przestrzegałem zespół, uczulałem na to, że spotkanie jeszcze nie jest rozstrzygnięte. Straciliśmy przypadkowego gola, po którym Spójnia poszła za ciosem i doprowadziła do wyrównania. Mieliśmy wcześniej sytuacje na 3:0 i 3:1, mogliśmy dobić rywala – ocenił trener Piotr Bogusz. – Byłem przed meczem dziwnie spokojny o wynik. Nie wiem czemu, ale towarzyszyło mi przeczucie, że wygramy i tak się stało. Po spotkaniu żartowaliśmy, że podczas zimowych sparingów nie schodziliśmy w przerwie do szatni, tylko od razu graliśmy drugą połowę. Ciepła herbata i chwila odpoczynku rozleniwiły zespół. Mieliśmy grać inaczej, o czym w szatni rozmawialiśmy. Poszliśmy natomiast z rywalem na wymianę ciosów – dodał.

Drużyna z Landeka po słabym początku wróciła po zmianie stron do gry. Kontakt złapała po uderzeniu Daniela Sobasa. Wyrównał rezultat rywalizacji strzałem w okienko Mieczysław Sikora. – Podnieśliśmy się w tym meczu po słabym początku. Doprowadziliśmy do wyrównania i szukaliśmy trzeciej bramki. Zapomnieliśmy w końcówce o obronie i to przeciwnik zdobył gola. Pokazaliśmy charakter i to jest budujące. Musimy wyciągnąć wnioski z pierwszej fazy meczu. Odczuwamy spory niedosyt – stwierdził po spotkaniu Bartosz Woźniak.

Przyjezdni w samej końcówce stracili gola, gdy Adrian Pindera zagrał w pole karne między obrońców, a Peter Sladek z bliska dopełnił formalności. Mogli momentalnie gracze Spójni odpowiedzieć, ale w 90. minucie Szymon Kubica po dograniu z rzutu rożnego głową nieznacznie się pomylił. Wcześniej Wojciech Fabisiak uratował „Górali” przed utratą bramki na 2:3 broniąc strzał Mateusza Skrobola.


źródło: własne/SportoweBeskidy.pl
autor: KB

Przeczytaj również