Gest Kozakiewicza, nieskuteczność i kolejne rozczarowanie. „Górale” coraz dalej od baraży

25.04.2022

Niedzielne spotkanie Podbeskidzia Bielsko-Biała ze Stomilem Olsztyn miało sensacyjny przebieg, bo choć gospodarze oddali zdecydowanie większą ilość strzałów, znacząco przeważali na placu gry i przez blisko 40 minut posiadali przewagę jednego zawodnika, nie zdołało zdobyć w starciu z niżej notowanym rywalem choćby punktu. Tym samym "Górale" do jedenastu przedłużyli swoją passę spotkań bez zwycięstwa i mają coraz mniejsze szanse na zakończenie sezonu w strefie barażowej. 

Krzysztof Dzierżawa/PressFocus

Po dobrym spotkaniu z Miedzią Legnica (ze szczególnym uwzględnieniem drugiej połowy), w którym bielszczanie odebrali punkty liderowi tabeli po heroicznej walce do ostatniego gwizdka, nastroje wokół bielskiej ekipy nieznacznie wzrosły. Choć trenerski duet „Górali” unikał jednoznacznych deklaracji, że ostatnie 45 minut było dla nich najlepsze pod względem stricte piłkarskim w 2022 roku, świeżo po spotkaniu z legniczanami zapewniali, że rzadko kiedy można było obserwować tak zdominowany zespół, który pewnie zmierza po awans do najwyższej klasy rozgrywkowej.

Nie zmienia to faktu, że na wielkanocne święta drużyna udała się bez odniesionego zwycięstwa w 2022 roku, dzierżąc na swoim koncie passę 10 niewygranych spotkań z rzędu. By wciąż zachować kontakt z czołową szóstką i zniwelować stratę do szóstej Sandecji na zaledwie jeden punkt, przełamanie w niedzielne popołudnie było niemal niezbędne. Teoretycznie okazja ku temu wydawała się być wymarzona, gdyż na stadion przy Rychlińskiego przyjechał będący od dłuższego czasu w strefie spadkowej Stomil. Obóz spadkowicza nie miał jednak prawa zlekceważyć niżej notowanego rywala, mając choćby z tyłu głowy przebieg domowych spotkań ze Skrą czy GKS-em Jastrzębie, ale także biorąc pod uwagę ostatnią dyspozycję podopiecznych Piotra Jacka. 

- Po zmianie trenera, organizacja gry w Stomilu zmieniła się na plus, dlatego spodziewamy się bardzo trudnej przeprawy. Zespół stara się utrudniać grę przeciwnikowi i będzie to ciężkie wyzwanie, bo do tego dochodzi presja związana z oczekiwaniem na zwycięstwo. Jesteśmy jednak nastawieni bardzo walecznie - zapowiadał trener Marcin Dymkowski, pewnie zdając sobie sprawę, że w kontekście walki o utrzymanie, rywalizacja pod Klimczokiem może być dla ich rywala „meczem ostatniej szansy”. 

Stawka spotkania była zatem więc jasna, a miejscowi kibice z pewnością mocno liczyli na to, że Podbeskidzie zakończy spotkanie w takim stylu, w jakim dokonali tego ich koledzy zza miedzy z III-ligowego Rekordu. „Biało-zieloni”, wygrywając u siebie z przeciwnikiem ze strefy spadkowej, przełamali trwającą od listopada zeszłego roku passę meczów bez zwycięstwa. Czy wyżej notowany bielski zespół zdołał nawiązać do ich wyczynu?

Uprzedzając fakty, do upragnionego przełamania przy Rychlińskiego nie doszło, choć sam przebieg spotkania i okoliczności, w jakich „Górale” ostatecznie nie zdołali zdobyć punktu i bramki, ciężko ubrać w jakiekolwiek sensowne słowa. Niech zatem przemówią liczby - 27 oddanych strzałów, 11 prób w światło bramki, 11 skutecznych interwencji rewelacyjnie dysponowanego bramkarza Kacpra Tobiasza i zero goli. Po stronie Stomilu z kolei można było odnotować jedno celne uderzenie. Jak można się domyślić, to właśnie ta próba zadecydowała o wyniku niedzielnej rywalizacji i sprawiła, że olsztynianie wciąż pozostają w grze o pierwszoligowy byt. 

- To są takie wieczory, które pokazują, że praca i wiara dają spodziewany efekt. Przyjechaliśmy do kolejnej dobrej pierwszoligowej drużyny, która kreuje grę, jest aktywna i ruchliwa. Musieliśmy więc znaleźć sposób, aby tą drużynę zatrzymać. Było w nas zdecydowanie więcej spokoju, niż w przeciwieństwie do naszego ostatniego ligowego spotkania, gdy nie byliśmy w stanie w niektórych momentach przytrzymać dłużej piłki. Zagraliśmy świetny mecz, jeśli chodzi o kwestie motoryczne. Chłopcy naprawdę mocno się napracowali, mam do nich ogromny szacunek. Nie ma też jednak się co podniecać, bo przed nami jeszcze pięć spotkań - przyznał na konferencji prasowej rozentuzjazmowany trener Jacek, którego plan na wybijanie faworyzowanego rywala z rytmu sprawdził się w stu procentach.

Choć w pewnym momencie mogło się wydawać, że przyjezdni znaleźli się pod ścianą, gdy po sfaulowaniu wychodzącego na czystą pozycję Kamila Bilińskiego, Rafał Remisz otrzymał po weryfikacji VAR-u czerwoną kartkę. Od tego momentu Stomil postawił na wręcz skomasowaną defensywę, często przyjmując rywala na własnej połowie i ustawiając w linii obrony aż sześciu piłkarzy. Nierzadko przez to ataki Podbeskidzia przypominały walenie głową w - nomen omen - mur, gdy próby kombinacyjnych wymian piłki kończyły się w okolicach 16 metra, a gdy już „Góralom” udawało się oddać strzał, na posterunku stał bezbłędny tego dnia Kacper Tobiasz.

Wypożyczony z Legii Warszawa zaliczył niemal spotkanie życia, zachowując odpowiedni refleks na przedpolu i broniąc po prostu wszystko - od główek ze stałych fragmentów, uderzenia zza pola karnego po próby sam na sam. Ogromną łyżką dziegciu w beczce miodu było zachowanie młodziana tuż po zakończeniu spotkania, gdy zeszły z niego wszystkie emocje i pokazał kibicom Podbeskidzia słynny z moskiewskich igrzysk gest Kozakiewicza. Dziś było dobitnie widać, że 19-latek posiada naprawdę spore umiejętności, które w przyszłości być może będą go predestynować do walki o miejsce w bramce „Wojskowych”. Konieczne będzie jednak dołożenie  do kompletu chłodnej głowy, zwykłej boiskowej ogłady, bo takie zachowanie zwyczajnie nikomu nie przystoi, bez względu na okoliczności czy poziom rozgrywkowy. 

- Kacper to młody bramkarz i dziś wykonał swoją pracę. Szkoda tylko, że swój bardzo dobry występ okupił głupotą i czerwoną kartką. Wychodzi na to, że wypadnie nam na kilka spotkań, ale jestem pewny, że ten dzisiejszy mecz zapamięta i już takiego błędu nie popełni - dodaje trener zespołu, dla którego jedyną bramkę zdobył dziś skrzydłowy Łukasz Moneta. 

A co do „Górali”? Margines błędu w ich przypadku wyczerpał się już dawno i wydaje się, że obecnie potrzebny jest im nie tylko zdwojony trening strzelecki, ale i zajęcia z psychologiem. W końcu passa 11 meczów bez zwycięstwa z pewnością odciska na nich spore piętno, choć w tym miejscu trzeba przyznać jedno - nie da się znaleźć okoliczności, usprawiedliwiających niewygranie niedzielnego spotkania przez gospodarzy. Seryjne marnowanie okazji bramkowych, brak większej ilości alternatyw na rozegranie stałych fragmentów gry oraz niewykorzystanie tak długiego okresu gry w przewadze zwyczajnie zemściło się na Podbeskidziu, które tym samym pozostaje bez wygranej w 2022 roku i wspólnie z częstochowską Skrą okupuje ostatnią lokatę w sporządzonej tabeli za rundę wiosenną.

- Wiem jak bardzo dużo zawodnicy dają z siebie. Pod tym względem jest to kapitalna grupa zawodników. To co robi z nami w tej rundzie fatum, to jest to coś nieprawdopodobnego. Oczywiście, na końcu najważniejsze jest to co w sieci i do tego wykorzystywania sytuacji można się przyczepić. Nie można jednak zarzucić zawodnikom zaangażowania, ale najbardziej boli to, że ze swoją grą i tworzonymi sytuacjami powinniśmy być na pozycji 1-4. Wiem, że prędzej czy później ta karta się odwróci. Tą rundę różnie można nazywać, ale dzisiaj wszystko właściwie się skumulowało. Nie jest tak, że gramy kichę, bo w większości spotkań prezentujemy się dobrze. Przykro nam ze względu na kibiców i ogólnie na klub, a w kwestii zdobyczy punktowych nie mamy nic na własną obronę. Bronimy się jednak organizacją gry, poza oczywiście jakością finalizacji akcji pod bramką przeciwnika - przyznawał po spotkaniu trener Jawny, zapowiadając, że zespół wraz z całym sztabem szkoleniowym na pewno nie złoży broni.

Bardzo jednak ciężko w przypadku Podbeskidzia zachować wiarę i spokój, nawet w obliczu zaledwie czteropunktowej straty do strefy barażowej. Tym bardziej, gdy zespół powiela wciąż te same błędy, a również ich sprzymierzeńcem nie jest terminarz. W końcu na dziesiątego w tabeli spadkowicza z PKO Ekstraklasy czekają jeszcze wyjazdy do Nowego Sącza, Głogowa i Łodzi, czy też domowy pojedynek z rozpędzoną Arką Gdynia oraz wciąż niepewnym utrzymania Zagłębiem Sosnowiec. 

autor: Piotr Porębski

Przeczytaj również