Depczą po piętach Polonii. "Mamy chłodne głowy"

10.09.2018
Śląsk Świętochłowice jako jedyny na IV-ligowych boiskach wykorzystał w miniony weekend potknięcie bytomskiej Polonii i zbliżył się do niej na dystans dwóch punktów. Ekipa ze "Skałki" utrzymuje wysoką formę z poprzedniego sezonu i wierzy, że swoją postawą może namieszać w czubie tabeli.
Zygmunt Taul/Ruch Radzionków
O sensacyjnej porażce Polonii w Poraju pisaliśmy w tym miejscu. Ekipa trenera Marcina Domagały zgubiła pierwsze punkty w rozgrywkach, czego nie wykorzystały goniące ją zespoły Warty Zawiercie i Szombierek Bytom. Zawiercianie tylko zremisowali u siebie z - trzeba przyznać - silną Unią Dąbrowa Górnicza. "Zieloni" po golu straconym w doliczonym czasie gry ulegli z kolei na swoim boisku RKS-owi Grodziec.

Taki obrót spraw był wręcz wymarzony dla świętochłowiczan. Podopieczni trenera Janusza Kluge wzięli sprawy w swoje ręce i sięgnęli po komplet punktów na boisku Przemszy Siewierz. Łatwo wcale jednak nie było. - Pierwsze 30 minut to była w naszym wykonaniu tragedia. Kopaliśmy się po czole, dostosowaliśmy się do gry przeciwnika. Było widać, że rywal czuje że da się nas tego dnia "dziubnąć", ale najwyraźniej nie miał swojego dnia - mówi Łukasz Wawrzyniak, obrońca Świętochłowic.

Inna sprawa, że wynik dla przyjezdnych ułożył się już po 3 minutach spotkania. W polu karnym Przemszy faulowany był Damian Wasiak, który sam wykorzystał "jedenastkę" i dał prowadzenie Śląskowi. Gospodarze, którzy jeszcze kilka miesięcy temu imponowali formą i nieśmiało marzyli o zaatakowaniu pozycji lidera, w sobotę kolejny raz zostali więc zmuszeni do pogoni za wynikiem. Mająca na koncie raptem 4 punkty Przemsza prowadziła grę, ale pod bramką Łukasza Gambusza działo się tak naprawdę niewiele.

Kilka minut po zmianie stron arbiter podyktował drugiego karnego dla świętochłowiczan, tym razem jednak intencje Wasiaka wyczuł Arkadiusz Tonia i dał impuls zespołowi do powalczenia o punktową zdobycz. Gracze Przemszy prowadzili grę, ale w 61. minucie stracili drugą bramkę. Kamil Ściętek wykorzystał dośrodkowanie z rzutu rożnego podwyższając prowadzenie świętochłowiczan. Łukasz Gambusz do końca zachował tymczasem czyste konto, choć pracy i szczęścia miał całkiem sporo. Raz wybił piłkę pod nogi Romana Terbalyana, ale ten z kilku metrów nie trafił do pustej już bramki. Innym razem po jego interwencji piłka otarła się o słupek. Swoje okazje na postawienie kropki nad "i" miał też wicelider, ale wynik zmianie nie uległ już do końca.

Dla świętochłowiczan trzy punkty wywiezione z Siewierza były czwartą wygraną w sezonie. Drużyna trenera Kluge do bytomskiej Polonii traci raptem dwa punkty. I nie kryje, że zamierza namieszać w czubie tabeli. - Mamy chłodne głowy, nie ma sensu niczego robić na siłę ale... mamy w szatni sporo chłopaków którzy liznęli trochę piłki na wyższym poziomie. Tego lata trafiło do nas jeszcze kilku zdolnych zawodników z Ruchu Chorzów. Jest fajna ekipa ze sporym potencjałem. Nikogo się w tej lidze nie boimy - mówi Łukasz Wawrzyniak.

Teraz przed wiceliderem wyzwanie, które może na dłużej zdecydować o jego pozycji w ligowej tabeli. W najbliższą sobotę na "Skałkę" przyjadą bytomskie Szombierki. "Zieloni" jako faworyt ostatnio zawodzą. Przegrali dwa razy z rzędu i mają na kontach dopiero dziesięć punktów. - Ale to taki rywal, który w poprzednim sezonie mocno nam nie leżał. W pierwszym spotkaniu, grając w błocie, przy fatalnych warunkach przegraliśmy 0:1. W rewanżu "przyjęliśmy" czwórkę,  choć to my wyszliśmy wtedy wysoko, a oni wyprowadzili cztery kontry i wszystkie skończyli golami - wspomina 27-letni defensor. I liczy na przełamanie nieudanej serii z bytomianami. Jeśli się uda, to przy sprzyjających wynikach na innych boiskach po weekendzie będzie mógł patrzyć na resztę stawki z góry.
autor: ŁM

Przeczytaj również