Znakomite widowisko przy Rychlińskiego. Zabrakło happy-endu dla „Górali”

18.04.2019

Bardzo interesujące widowisko stworzyli w czwartkowe popołudnie piłkarze Podbeskidzia Bielsko-Biała i Wigier Suwałki. Kibice zobaczyli aż sześć goli, w tym dwa efektowne trafienia z rzutu wolnego oraz byli świadkami wielu zwrotów akcji. Bielszczanom nie udało się jednak odnieść czwartego kolejnego zwycięstwa na swoim stadionie, gdyż goście zdołali wyrównać stan rywalizacji w doliczonym czasie gry. 

Krzysztof Dzierżawa/Pressfocus

Spotkanie Podbeskidzia z Wigrami słusznie było zapowiadane jako ciekawe widowisko. Choć „Górale” już kilka tygodni temu definitywnie stracili szanse na awans do Ekstraklasy, i tak mieli o co grać. Bielszczanie chcieli kontynuować swoją dobrą passę meczów u siebie (trzy wygrane z rzędu) i przy okazji odzyskać utracone zaufanie kibiców, którzy nielicznie pojawili się w czwartkowe popołudnie przy Rychlińskiego. Wigry z kolei złapały oddech po ostatniej wygranej z Bytovią, dzięki której zespół z Suwałk opuścił „czerwoną strefę”. Tym samym znakomite wejście do drużyny zaliczył pochodzący z naszego województwa Mirosław Smyła, który podjął się misji ratowania Wigier na blisko miesiąc przed zakończeniem rozgrywek.

Czwartkowe spotkanie rozpoczęło się jednak znacznie lepiej dla zawodników gospodarzy. Już w 6. minucie Kacper Gach, który przebojem wdarł się do pierwszego składu „Górali”, przeprowadził akcję lewą stroną boiska i dograł piłkę do Michała Rzuchowskiego. Po przyjęciu futbolówki, pomocnik zdecydował się na mocne uderzenie pod poprzeczkę i otworzył tym samym wynik spotkania. Jak się później okazało, 25-latek przeszedł w meczu z Wigrami drogę z nieba do piekła. Ale po kolei... 

Po objęciu prowadzenia, bielszczanie przejęli zdecydowaną inicjatywę, długimi momentami nie schodząc z połowy gości. Dominację „Górali” mogli potwierdzić Przemysław Mystkowski czy Dominik Jończy. Młody defensor skierował nawet piłkę do siatki po dośrodkowaniu Rakowskiego, ale w momencie oddawania strzału był na pozycji spalonej. Zamiast wyższego prowadzenia po stronie Podbeskidzia, to Wigry zdołały odrobić powstałe straty z nawiązką. W 35. minucie mocnym uderzeniem z rzutu wolnego popisał się Filip Karbowy, a niedługo później suwalszczanie otrzymali „jedenastkę”. W zamieszaniu w polu karnym Robert Bartczak został nieprzepisowo powstrzymany przez Michała Rzuchowskiego, który z tego powodu został usunięty z boiska. Podyktowany rzut karny pewnie wykorzystał Hiszpan Joel Huertas.

Podopieczni Krzysztofa Brede zapewne byli oszołomieni zaistniałą sytuacją, ale na drugą część spotkania wyszli ze sporym animiuszem. Już w 48. minucie Damian Węglarz powalił w szesnastce wychodzącego na wolne pole Valerijsa Sabalę i sprokurował rzut karny. Jedenastkę pewnie wykorzystał Adrian Rakowski, pełniący w czwartek funkcję kapitana drużyny (w zastępstwie za Łukasza Sierpinę). Jak się później okazało, nie było to ostatnie słowo bielszczan w czwartkowym meczu. Gospodarze zdołali bowiem ponownie wyjść na prowadzenie i uczynili to w bardzo efektowny sposób. W okolicach 25 metra sfaulowany został Rakowski, a do ustawionej piłki podszedł Bartosz Jaroch. Boczny obrońca oddał znakomity strzał w samo okienko i tym samym zdobył już piątego gola w obecnych rozgrywkach.

Wydawało się, że goście nie wykorzystają atutu liczebnej przewagi. Przynajmniej tak było do 90. minuty – bielszczanom zabrakło jednak koncentracji w kluczowym momencie, co skrzętnie wykorzystali goście. W zamieszaniu podbramkowym najlepiej odnalazł się Arkadiusz Najemski, który nie dał szans Fabisiakowi na skuteczną interwencję. Ostatecznie bielszczanie nie wykorzystali okazji na odniesienie czwartego zwycięstwa z rzędu od siebie.

 - Dużo dramaturgii, dużo zwrotów akcji, ale to dla kibica, nie dla nas. Nie powinniśmy stracić kontroli nad grą w tak prosty sposób. Do rzutu wolnego, który miał zespół Wigier, prowadziliśmy 1:0, graliśmy ładnie, składnie, pewnie. Graliśmy na bardzo wycofany zespół, taki jak oczekiwaliśmy, że dzisiaj będzie grał. Uczulałem drużynę, że Wigry będą chciały kontrować, czekać na choćby jedną akcję. Nie ustrzegliśmy się prostych błędów, na które nie powinniśmy być ślepi. Za prosto tracimy bramki. W szatni spokojnie porozmawialiśmy o tym, że nerwy i emocje nic nie dadzą. Drużynie należą się pochwały za to, że mimo grania w „10” odwróciliśmy losy meczu. Minus za to, że nie dowieźliśmy tego wyniku i byliśmy za mało wyrachowani w niektórych sytuacjach – przyznał po meczu rozczarowany trener Podbeskidzia, Krzysztof Brede.

Nie da się jednak ukryć, że czwartkowy mecz trzymał w napięciu do samego końca i był prawdziwą reklamą zaplecza Ekstraklasy. - Jeżeli ktoś mówi, że pierwsza liga jest nudna, słaba i zła - nie zgodzę się z tym. Ludzie powinni dbać o dobre imię tej ligi. Jest dużo walki, zwrotów akcji i cały czas można wyciągnąć coś pozytywnego. Chcielibyśmy, żeby ludzie przychodzili i oglądali mecze. Dzisiaj padło 6 bramek i każdy, kto przyszedł dziś na mecz, może odczuwać zadowolenie. Szkoda że nie zdobyliśmy trzech punktów, ale trzeba się podnieść. W środę gramy z Rakowem i zagramy o pełną pulę – dodał opiekun „Górali”. 


Podbeskidzie Bielsko-Biała – Wigry Suwałki 3:3 (1:2)
1:0 – Michał Rzuchowski 6'
1:1 – Filip Karbowy 35'
1:2 – Joel Huertas 39' (k.)
2:2 – Adrian Rakowski 48' (k.)
3:2 – Bartosz Jaroch 59'
3:3 – Arkadiusz Najemski 90'

Składy:
Podbeskidzie:
Fabisiak – Gach, Jończy, Wiktorski, Jaroch – Mystkowski (74' Roginić), Rakowski, Guga, Rzuchowski, Kostorz (90' Modelski) – Sabala (84' Oleksy). Trener: Krzysztof Brede
Wigry: Węglarz – Adu Kwame, Karankiewicz, Najemski, Kwaśniewski (72' Piekarski) – Karbowy, Huertas, Biedrzycki (46' Pawłowski), Chrzanowski, Polkowski (17' Sabiłło) – Bartczak. Trener: Mirosław Smyła

Sędzia: Paweł Pskit (Łódź)
Żółte kartki: Jończy, Guga (Podbeskidzie) - Biedrzycki, Węglarz, Kwaśniewski, Karankiewicz, Adu Kwame (Wigry)
Czerwona kartka: Rzuchowski (37'), Guga (po meczu, za dwie żółte)

Widzów: 1345

źródło: własne/tspodbeskidzie.pl
autor: Piotr Porębski

Przeczytaj również