Zaczarowali bramkę i przełamali wyjazdową niemoc. "Górale" łapią wiatr w żagle

07.09.2021

Po bardzo ciężkim początku sezonu i konieczności zgrania się całkowicie nowej drużyny, piłkarze Podbeskidzia BIelsko-Biała zaczynają wracać na oczekiwane tory i obecnie jest im zdecydowanie bliżej do ścisłej czołówki tabeli niż do strefy spadkowej, jak miało to miejsce jeszcze miesiąc temu. Ostatni mecz w Jastrzębiu-Zdroju miał dodatkowo wymierny wpływ na dwie serie - podopieczni Piotra Jawnego nie tylko zanotowali czwarte czyste konto z rzędu, ale ponadto wygrali wyjazdowy mecz po blisko 13 miesiącach przerwy. 

Krzysztof Dzierżawa/PressFocus

- Co mówi trener Piotr Jawny podczas wizyty u fryzjera? Na zero z tyłu!

Pozwoliłem sobie "podać dalej" suchar, opublikowany na facebookowym fanpage’u podcastu „To my Górale”, choć uczciwie trzeba przyznać, że w ostatnich tygodniach rywalom Podbeskidzia nie może być specjalnie do śmiechu. W końcu po remisie i odniesionych trzech zwycięstwach z rzędu, w dodatku zwieńczonych uzyskaniem czystego konta w każdym ze wspomnianych spotkań, zawodnicy z Rychlińskiego złapali bardzo głęboki oddech. Mało tego, będący na fali wznoszącej "Górale" po niedzielnym meczu w Jastrzębiu z GKS-em, zdołali zadomowić się w strefie barażowej i obecnie zajmują w pierwszoligowej tabeli wysokie czwarte miejsce. Taka zwyżka formy nie byłaby jednak możliwa, gdyby nie zachowana cierpliwość i faktycznie widoczne coraz większe zgranie całkowicie nowego zespołu.

Trenerski duet słusznie bowiem artykułował na początku sezonu, który zdecydowanie nie poszedł po myśli bielskiego klubu, że choć zbudowana kadra jest dość szeroka, każdy z nowych zawodników był na całkowicie innym etapie przedsezonowych przygotowań. Dodatkowo Piotr Jawny przyznawał tuż po porażce w fatalnym stylu u siebie z Odrą Opole, że zespół najprawdopodobniej będzie musiał zweryfikować swoje plany i będzie na niego bardzo ciężka praca, by móc iść do przodu i regularnie zdobywać punkty na I-ligowym szczeblu. 

Dokładnie miesiąc później nastroje wokół bielskiej ekipy zmieniły się o niemal 180 stopni, a sobotni mecz ze znakomicie dysponowaną na starcie rozgrywek Koroną Kielce urasta do miana absolutnego hitu najbliższej serii gier. Biorąc bowiem pod uwagę ostatnie pięć kolejek sezonu, nikt w pierwszej lidze nie punktował lepiej od kielczan i bielszczan, a dodatkowo wspomniane ekipy (wraz z Miedzią Legnica) nie zaznały na dystansie ostatnich tygodni ani jednej porażki. Analizując jednak zwyżkową dyspozycję Podbeskidzia, warto powrócić do wydarzeń z ostatniego niedzielnego popołudnia. W końcu zadania, stojącego przed spadkowiczem z PKO Ekstraklasy, wcale nie można było uznać za łatwe. 

Wbrew bowiem przewidywaniom wielu, GKS Jastrzębie wszedł w nowe rozgrywki naprawdę przyzwoicie i przed 7. serią gier mógł się pochwalić serią trzech nieprzegranych spotkań z rzędu. Co prawda na passę tą składały się trzy remisy, jednak w międzyczasie podopieczni Jacka Trzeciaka byli w stanie urwać punkty m.in. Miedzi Legnica czy ŁKS-owi, mimo że do 65. minuty jastrzębianie przegrywali w stolicy województwa łódzkiego 0:2. 

Poziom sportowy bezpośredniego śląskiego pojedynku był jednak wybitnie rozczarowujący, a o korzystnym dla gości rezultacie zadecydowała jedna akcja, przeprowadzona przez ofensywnego lidera Podbeskidzia w postaci Kamila Bilińskiego. Pomijając jednak dokładną wrzutkę i wepchnięcie piłki do bramki przez Konrada Gutowskiego (przy wspomnianym golu można było mieć pewne flashbacki z ostatniego meczu Polski z Albanią i akcji Roberta Lewandowskiego z Grzegorzem Krychowiakiem), tempo rywalizacji było dość letnie, a kibice mogli przede wszystkim obserwować walkę w środku pola czy dużo niedokładności. 

- Nie był to wybitnie jakościowy mecz. Chcieliśmy go kontrolować, ale nie był to styl z poprzedniego spotkania. Najważniejsze, ze zagraliśmy go na zero z tyłu z grającym siłowo rywalem - przyznał na pomeczowej konferencji prasowej trener Marcin Dymkowski, nieukrywający jednak satysfakcji z niezwykle długo oczekiwanego wyjazdowego zwycięstwa (w końcu to pierwszy wygrany mecz w delegacji od 11 lipca zeszłego roku i pojedynku z… GKS-em Jastrzębie) i wspomnianego wcześniej kolejnego czystego konta.

Warto zatem po raz kolejny podkreślić, że Martin Polacek zachował zero z tyłu już po raz czwarty z rzędu, co biorąc pod uwagę wszystkie sezony, spędzone przez „Górali” w 1. Lidze od momentu spadku z elity w 2016 roku, jest jednym z najlepszych wyników. Do tej pory bowiem najlepszą passą bielszczan, biorąc pod uwagę wspomnianą wcześniej statystykę, było aż pięć gier z rzędu z czystym kontem, na które złożyły się potyczki na przełomie marca i kwietnia 2018 roku za kadencji Adama Noconia. Ciekawostką jest jednak fakt, że aż trzy z pięciu wspomnianych spotkań zakończyły się bezbramkowymi remisami. Tego wyśrubowanego wyniku nie pobił nawet zespół pod wodzą Krzysztofa Brede, podczas którego Podbeskidzie zdołało powrócić w szeregi ekstraklasowiczów - wówczas bariera trzech czystych kont okazała się być nie do przeskoczenia.

Oczywiście, w obecnej sytuacji znajdą się osoby ze „szklanką do połowy pustą”, które stwierdzą, że GKS Jastrzębie, Puszcza Niepołomice czy Skra Częstochowa podczas meczów z Podbeskidziem były całkowicie bezzębne w ataku i nie potrafiły stworzyć większego zagrożenia pod bramką Polacka. Niektórzy z pewnością jednak odwrócą kota ogonem i odpowiedzą, że to bielszczanie potrafili postawić mur i umiejętnie zneutralizować ofensywne atuty przeciwników.

Prawda w tym wszystkim leży chyba gdzieś po środku, bo z jednej strony ciężko nie zwrócić uwagi na wciąż pojawiające się chaotyczne interwencje w defensywie Podbeskidzia (szczególnie w wykonaniu Hiszpana Julio Rodrigueza), ale mimo to omawiana passa musi robić na postronnych obserwatorach duże wrażenie. Tym bardziej, że do czystych kont bielszczanie regularnie dokładają kolejne punkty i wciąż pną się w górę tabeli. 

- Trudno wskazać jeden najważniejszy element, który sprawia, że nie tracimy bramek. Bardzo dużo pracujemy nad ustawieniem, reakcją na długie piłki, co choćby stosowaliśmy w meczu z Jastrzębiem. Mogliśmy dobrze reagować na to, co robił rywal. Dodatkowo można śmiało powiedzieć, że znaleźliśmy z kolegami z drużyny wspólny język. Gramy praktycznie niezmienioną piątką w obronie i można śmiało powiedzieć, że to procentuje - przyznał po ostatnim meczu obrońca Konrad Gutowski, który przy Harcerskiej zdobył swoją pierwszą bramkę po powrocie na „stare śmieci”. 

Być może jednak za niedługo skład wspomnianej piątki ulegnie zmianie, bo już tylko godziny dzielą od ogłoszenia przez Podbeskidzie pozyskania na zasadzie wolnego transferu argentyńskiego defensora Ezequiela Bonifacio. 27-latek, mający na swoim koncie m.in. 90 rozegranych spotkań w rodzimej Superlidze, przebywa w Bielsku-Białej już od kilku dni, co zresztą potwierdzają publikowane przez niego zdjęcia na swoim instagramowym profilu. 

Zanim jednak Argentyńczyk na dobre wprowadzi się do bielskiego zespołu, „Górale” zapewne zrobią wszystko, by utrzymać zarówno ostatni trend, jak i odpowiednie pokłady zdrowego rozsądku.  

autor: Piotr Porębski

Przeczytaj również