WYWIAD: Chciałbym, żeby rugby było znakiem rozpoznawczym naszego miasta (część II)

26.12.2014
Dzisiaj prezentujemy drugą część wywiadu z prezesem klubu Rugby Ruda Śląska, Wojciechem Kołodziejem. Rozmawiamy o tym, czego nie da się zrobić na Facebooku, a także... omawiamy różnice między rugby a piłką nożną.
Rugby Ruda Śląska
Rozmawialiśmy już o sukcesach, ale pewnie nie ze wszystkiego władze klubu są zadowolone.
- Oczywiście mankamenty też są, nie ze wszystkiego jesteśmy zadowoleni. Wszystko ma swoje plusy i minusy. Widzimy rzeczy, które są do poprawy, nad którymi pracujemy. Przede wszystkim brakuje zaplecza szkoleniowego. Mamy trenera Diablic - Mariusza Świerczyńskiego, który jest jednym z założycieli klubu, ale nie mamy trenera drużyny męskiej. Zespół prowadził chwilę Anglik, mieszkający w Katowicach Roy Jenks, który trenował Juvenię Kraków. Parę razy był u nas na treningu, ale nie do końca był zainteresowany pracą z nami, z przyczyn rodzinnych. Próbowaliśmy różnych rozwiązań. Mamy w swoim składzie Włocha, Michele Cavallego. Zawodnik grający na wysokim poziomie we Włoszech, pracujący obecnie w Katowicach. Podjął się pracy, ale też sprawy zawodowe nie do końca mu pozwalają na dłuższą współpracę.
Do tej pory praca z młodymi zawodnikami nie była na zadowalającym nas poziomie. Aby szkolić, trzeba mieć instruktorów. Trudno, by młody klub dopracował się chętnych do pracy z młodzieżą. Ci ludzie, którzy byli - chcieli grać. Potrzeba było trochę czasu, by wśród nich wyłoniła się grupka chętnych na ukończenie kursu instruktorskiego. Na Górnym Śląsku baza szkoleniowa jest bardzo skromna. Nie ma kogoś, do kogo byśmy mogli się zwrócić, by nas trenował.

Czy w przyszłym roku na Burloch Arenie odbędą się jakieś zawody?
- Planujemy zgłosić akces, by półfinałowy turniej południowo-centralny rozgrywany był w Rudzie Śląskiej. Ma to być 1 maja. Czy to stanie się faktem? Dowiemy się na początku roku, bo w Polskim Związku Rugby decyzje zapadają bardzo wolno. Na pewno na wiosnę, w kwietniu, rozegrany zostanie u nas turniej dziewczyn.

Jakie są postawione cele sportowe na najbliższy rok?
- Dziewczyny są po trzech turniejach mistrzostw Polski. Zajmują trzecie miejsce - podobnie jak rok temu. Wtedy wiosną zagrały rewelacyjnie i wskoczyły na drugą pozycję. Teraz mamy podobne plany. Bardzo intensywnie ćwiczą siłę i sprawność ogólną w siłowni, ale będzie trudno obronić srebrny medal. Niby nauczony poprzednimi latami powinienem powiedzieć: "jesień wasza, wiosna nasza", ale może nie być tak łatwo. Przed nami są wielokrotne mistrzynie Polski Lechia Gdańsk i Black Roses Posnania, które bardzo szybko do poziomu gdańszczanek dobiły.  Młody zespół, ale bardzo dobry, szybko uczący się, trenowany przez bardzo ważną postać polskiego rugby - Tomasza Kapustkę. Dziewczyny z Poznania idą jak burza - w ostatnim turnieju we Wrocławiu wygrały w finale - w bezdyskusyjny sposób - z Lechią. Te dwa zespoły już dorobiły się wyraźnej przewagi nad nami. Staramy się je gonić, ale już dostrzegam, że może być trudno. Cel minimum to brązowy medal.

Dla mężczyzn cel to awans do I ligi w "15"?
- Tak, ale to jest sport. Warunki ku temu stwarzamy, ale oni muszą to jeszcze chcieć wygrać, mobilizować się bardziej niż do tej pory. Wiadomo, że miejsce, w którym teraz jesteśmy w rugby 15-osobowym, to jest amatorstwo. Zawodnicy pracują, studiują, przychodzą na treningi po swoich zajęciach. Pracujemy nad tym, by mogli się rozwijać. Sporo musi się też zmienić w ich głowach. Muszą zrobić krok do przodu. Aby dokonał się progres, amatorstwo też musi wyglądać inaczej. Trzeba sobie zdać sprawę, że jeżeli rugby coś dla mnie znaczy, gra jest dla mnie jakąś wartością, to muszę pogodzić w swoim życiu pracę, naukę, rodzinę i sport. Do tej pory z tym u nas różnie bywało. Chcielibyśmy, aby było lepiej. Pracujemy nad tym, by zawodnicy zrozumieli, by zrobić krok do przodu, to trzeba ciut więcej dla rugby się poświęcić. Jeżeli mamy wygrać z Pruszczem Gdańskim i grać w I lidze, to teraz są najważniejsze miesiące, które musimy przepracować bardzo solidnie. Podejście zawodników musi się trochę zmienić. Warunki moim zdaniem mamy optymalne. Ja im nie odmawiam zaangażowania - na meczach nigdy nie mieliśmy problemów kadrowych, ale na treningach nie do końca mobilizacja jest taka, jaka by mnie satysfakcjonowała - może z racji braku trenera, o którym mówiłem. Wiele na ten temat przegadaliśmy, pracujemy nad tym. W tym sporcie trzeba wypracować pewne schematy gry, zagrywki. Tego się nie da zrobić na Facebooku czy telefonicznie, tylko trzeba to przećwiczyć na treningach.

Jest szansa, by w Rudzie Śląskiej ponownie pojawiła się reprezentacja Polski?
- Temat reprezentacji zaczął się od tego, że miała ona zagrać u nas mecz sparingowy z Czechami, prowadzonych obecnie przez byłego selekcjonera naszej kadry - Tomasza Putrę, który wiele zrobił dla rozwoju polskiego rugby w wydaniu reprezentacyjnym. Dał taki dodatkowy impuls reprezentacji, która zaczęła pojawiać się też w mediach. Był nawet taki moment, że wydawało się, że uda się przejść kolejny szczebel na drodze do Pucharu Świata, który będzie rozgrywany w przyszłym roku w Anglii. Niestety z różnych powodów przestał być trenerem polskiej kadry i trafił do Czech. Oni chcieli zagrać u nas sparing, bo to dogodne miejsce - dojazd do Rudy Śląskiej dla jednych i drugich jest łatwy. Okazało się jednak, że Czechom nie odpowiadają terminy, więc my wystąpiliśmy w roli przeciwnika kadry.
Temat jest dalej otwarty. Położenie miasta, szczególnie gdy autostrada do Ostrawy jest przejezdna, spowoduje, że prędzej czy później do tego meczu dojdzie. Trener Marek Płonka i menedżer Maciej Brażuk deklarowali chęć powrotu tutaj, żeby zagrać mecz międzypaństwowy. Co prawda, by rozegrać oficjalne spotkanie międzypaństwowe, trzeba będzie poczynić kilka zabiegów organizacyjnych - nawierzchnia musiałaby uzyskać homologację IRB, do tego musi dojść światło, trybuny. W związku z tym, może nie prędko doczekamy się meczu oficjalnego, ale sparing - nie chcę się zarzekać, ale już w przyszłym roku takie spotkanie może będzie miało miejsce. Tym bardziej, że drugi etap rewitalizacji Burlochu polega na tym, że dobudowywane są trybuny i blok szatniowo-socjalny (budowa już się rozpoczęła - przyp. red.). Wtedy będzie można powiedzieć, że to stadion z prawdziwego zdarzenia. Nasz dodatkowy atut. Już nie będzie tak, jak w sierpniu, że 1,5 tysiąca ludzi - albo może nawet więcej - obejrzy mecz na stojąco.

Załóżmy, że znajdzie się grupka ludzi, która chciałaby stworzyć klub rugby. Co trzeba zrobić na początek?
- Zacząć trzeba byłoby od rozwiązań organizacyjnych - założyć i zarejestrować stowarzyszenie. Na początku trzeba mieć świadomość, że jakiś czas będzie trzeba tylko dokładać. Zarejestrowanie będzie skutkowało tym, że w następnym roku kalendarzowym będzie można aplikować do samorządu o środki na wsparcie finansowe klubu. Każda gmina jest zobowiązana do tego, by takie zadanie realizować - wspieranie sportu. My od tego zaczynaliśmy. Są to pieniądze, które pozwalają zakupić sprzęt, piłki, stroje. Istotne jest też to, by mieć gdzie grać. W miastach, w których trudno jest o swoje boisko do rugby, trzeba wypracować współpracę z innymi zespołami, głównie piłkarskimi, żeby można było korzystać z boisk trawiastych. Wiadomo, że piłka nożna jest obecnie sportem dominującym, trudno z tym polemizować i zastanawiać się, dlaczego tak jest. Każdym władzom samorządowym powinno zależeć, by mieć boiska sportowe, które mają służyć wszystkim mieszkańcom. Miejsce dla rugby także powinno się znaleźć.

A jak wygląda sprawa finansowania klubu?
- W naszym przypadku udało się szczęśliwe połączyć dwie sfery - publiczną i prywatną. Sponsoring w sporcie jest rzeczą nieodzowną. Udało nam się pozyskać sponsorów, zanim doczekaliśmy się pieniędzy miejskich w skali satysfakcjonującej nas. Oczywiście nie jest to skala sponsorska, o której mówimy w piłce nożnej, bo pieniądze w rugby są o wiele mniejsze. Dla nas jednak o tyle było to cenne, że w pierwszych latach istnienia klubu ¾ środków pochodziło od sponsorów. Potem się to wyrównywało, a 2014 rok był pierwszym, w którym dotacja z samorządu przekroczyła barierę 50%, czyli więcej otrzymaliśmy od miasta niż od firm. Pieniędzy można szukać wśród osób, które rozumieją, że rozwój sportu, aktywności dzieci i młodzieży niekoniecznie powinien być monokulturowy. Bardzo wielu ludzi patrzy na to w ten sposób i to z nimi staramy się nawiązać współpracę. W piłce nożnej jest tyle klubów, że rodzice mogą przebierać w ofertach, gdzie zapisać dziecko. To jest monokultura, która zresztą w żadnej dziedzinie życia się nie sprawdza. Im więcej możliwości uprawiania sportu, tym lepiej. Są ludzie, którzy dostrzegają w rugby szansę promocji swojej marki, bo chcą promować coś innego. Dostrzegają te wartości, które w piłce nożnej - to moje osobiste zdanie - także chcielibyśmy dostrzegać. Niestety, futbol się skomercjalizował.
Naszym głównym sponsorem jest firma Igloo. Udało nam się tę firmę pozyskać dzięki współpracy z zawodnikiem, który kiedyś grał w Rudzie Śląskiej w rugby. Trzeba pamiętać, że to miasto ma tradycje, GKS Śląsk Ruda Śląska był wicemistrzem Polski w rugby 15-osobowym i właśnie jeden z zawodników tej drużyny pomógł nam w nawiązaniu kontaktu. Pozostali sponsorzy to: Pedro, Wiśniowy Sad, SportRebel. Wspierają nas, bo dostrzegają, że to jest niecodzienny produkt, a rosnący marketingowo w siłę. Nasz budżet w chwili obecnej zamyka się na ten rok w kwocie około 100 tysięcy złotych. Ze środków miejskich to 60%, reszta to środki sponsorskie. To najwyższy budżet w historii klubu.

Czy to wystarcza?
- Na styk. Jest sporo wydatków. Bardzo dużo idzie na transport, bo gramy w całej Polsce. Nie ujmując nic naszym piłkarzom, ale zawodnicy z naszego miasta jeżdżą głównie w obrębie Górnego Śląska, a my jeździmy po całym kraju - Wrocław, Poznań, Gdańsk. Jeżdżą dziewczyny, panowie, dzieci. Do tego sparingi. Na Górnym Śląsku mamy Czarnych Bytom, którzy mają dzieci i młodzież i możemy ewentualnie z nimi grać i jeździć na zawody poziomie żaków i mini żaków. Najbliższy klub, który też coś na mapie rugby znaczy, jest w Częstochowie. Chcąc się rozwijać, trzeba grać z najlepszymi, więc nie unikniemy wyjazdów. Starając się utrzymać kilka drużyn, plus rozwijać dzieci, trzeba mieć sporo środków. To, co mamy w chwili obecnej, to takie minimum, które pozwala nam na spokojnie działać. Nie ukrywam, że jeśli chcemy się rozwijać, to pieniądze musiałyby być większe. Nad tym pracujemy. Myślę, że w przyszłym roku miasto nie zapomni o nas, naszych sukcesach i dostaniem nie mniej, niż w tym roku. Naszą rolą, jako zarządu, jest poszukanie dodatkowych sponsorów. Bazując na tym, że jest to sport, który warto wspierać ze względu na pewne wartości, które już zanikają, na przykład w futbolu. Też jestem kibicem, lubię oglądać piłkę nożną, ale idzie ona w takim kierunku, że czasem to, jak się wygląda na boisku, jest ważniejsze niż to, jak się gra. Tak to widzę. Z całym szacunkiem dla świata piłkarskiego, bo doceniam wysiłek tych, którzy widzą w tym sporcie sposób na życie. Natomiast rugby pozostaje sportem jeszcze czystym. To, jak się na boisku wygląda - jest mniej ważne. Tu jest walka, zespół, emocje, starcie i agresja, w sensie sportowym, na najwyższym poziomie. Są ludzie, którzy widzą w rugby wartość sportowej walki, postawioną na pierwszym miejscu. W innych sportach niekoniecznie tak jest.

Piłka nożna jest nie tylko bardziej skomercjalizowana, ale też jest w niej mniej szacunku dla biorących udział w zawodach. To jedna z wielu różnic.
- Chociażby traktowanie sędziego. W piłce nożnej nie ma zbyt dużego szacunku dla arbitra. W rugby nie ma takiej sytuacji, by ktoś dyskutował z prowadzącym mecz. Takie coś byłoby dyshonorem dla zawodnika. Sędzia jest poza wszelką kontrolą, jest otoczony powszechnym szacunkiem i mirem. Zresztą sędzia w rugby pełni specyficzną rolę - bardzo często podpowiada zawodnikom, którzy mogą popełnić przewinienie, aby tego nie robić. Kolejny drobiazg - nie jestem wstanie zrozumieć sytuacji, w których sędziowie czy zawodnicy mówią coś dla siebie i zakrywają usta. Dla kogo oni grają? O czym o nim mówią? O pierdołach jakiś? W rugby nie ma tego - to, co mówi sędzia, jest słyszalne w telewizji, a każda sytuacja jest oficjalnie podawana. Nie mówiąc już o weryfikacji wideo. W rugby nie ma też takiego czegoś jak podział wśród kibiców. Tutaj ludzie siedzą wymieszani i bawią się razem, czerpią radość z zawodów sportowych. W rugby jest walka tylko na boisku. Nie ma pseudokibiców. Są ludzie wśród sponsorów, którzy to dostrzegają.

Swoją drogą, władze piłkarskie mogłyby podpatrzeć kilka zachowań czy nawet zasad - na przykład nieprzerywanie gry, gdy zawodnik leży kontuzjowany, bo jest wykorzystywane w futbolu do "skradania" czasu, czy powtórki wideo, które ułatwiają pracę sędziom.
- To jest właśnie to, dlaczego moim zdaniem piłka nożna trochę traci przy bliższym przyjrzeniu się. W rugby, gdy zawodnik leży kontuzjowany, to podbiega do niego fizjoterapeuta i udziela pomocy. Nikomu to nie przeszkadza - gra się toczy dalej.
Powtórki wideo - tam gdzie na to technika pozwala, jest specjalny sędzia, który ma łączność radiową z arbitrem na boisku. Jeżeli jest niepewny jakiejś sytuacji - zwłaszcza czy było przyłożenie, czy nie - przerywa na chwilę mecz, prosi o weryfikację sędziego-wideo, on przegląda powtórki i to on podejmuje decyzję. Jest na równych prawach co sędziowie na boisku. To jest coś, co przy pieniądzach, które są w piłce, jest do zrobienia od pstryknięcia palcem. Naprawdę dziwię się strukturom piłkarskim i działaczom, którzy decydują o tych rozwiązaniach, że to nie zostało wdrożone i ze to tyle trwa - jest tylko debatowanie nad tym, jaką technikę ewentualnie wprowadzić.

Powtórki wideo mogłyby wyeliminować korupcję, więc pewnie ich się szybko nie doczekamy. Wracając do sportu - patrząc na sukcesy klubu, chyba śmiało można powiedzieć, że Ruda Śląska jest miastem rugby.
- Potwierdzam to. Mieliśmy na wysokim poziomie kobiecą drużynę piłki ręcznej - Zgoda Bielszowice zdobyła Puchar Polski. Trzeba uczciwie przyznać, że to wielki sukces. Rozgrywki ligowe rządzą się jednak troszkę innymi prawami. Trzeba rozegrać więcej meczów, poświęcić cały sezon. Zawsze to mówię, bo nie wszyscy o tym pamiętają - największy sukces w sportach drużynowych w naszym mieście, w wymiarze ligowym, jest udziałem rugbystów. GKS Śląsk Ruda Śląska w 1989 roku zdobył tytuł wicemistrza kraju. Z kolei Diablice trzykrotnie zdobywały medal mistrzostw Polski. Żadnej innej dyscyplinie drużynowej w Rudzie Śląskiej się to nie udało. Wiadomo, że są jeszcze zapasy na wysokim poziomie. Ktoś może powiedzieć, że łatwiej zdobyć taką pozycję w sporcie niepopularnym, niż takim uprawianym w sposób bardziej masowy. To też jest prawda, ale przed każdym jest droga otwarta. Każdy może spróbować pójść wyżej. Chciałbym, żeby rugby było znakiem rozpoznawczym naszego miasta. Ruda Śląska istnieje na mapie sportowej dzięki zapaśnikom, rugbystom i rugbystkom. To marki, które firmują miasto nie tylko na Górnym Śląsku.

Pierwsza część rozmowy znajduje się tutaj.

Rozmawiał: Adrian Waloszczyk
 
autor: Adrian Waloszczyk

Przeczytaj również