#6 Po spadku czas na rewolucję. Górak wraca do "GieKSy"

01.01.2020

Okres pomiędzy sezonami był w śląskich klubach wyjątkowo intensywny. Niektórzy co prawda decydowali się na jedynie kosmetyczne zmiany, jednak zespoły, dla których poprzednie rozgrywki okazały się być wyjątkowo nieudane, dokonały rewolucji w swoich kadrach oraz w pionie sportowym.

GKS Katowice

Po sensacyjnym spadku do drugiej ligi, w siedzibie GKS-u Katowice można było spodziewać się wybuchu prawdziwej rewolucji. Pierwszą decyzją włodarzy „GieKSy” było pożegnanie się z ośmioma podstawowymi zawodnikami, na czele z Jakubem Wawrzyniakiem, Bartoszem Śpiączką czy Tymoteuszem Puchaczem. Z klubu odszedł również dotychczasowy prezes Marcin Janicki, który nie chciał zaakceptować proponowanych zmian przez Radę Nadzorczą i podał się do dymisji. 

Na szczęście przy Bukowej dość szybko załatwiono sprawę nowego trenera. Choć do klubu przymierzano m.in. Marcina Prasoła czy Bogdana Zająca, ostatecznie postawiono na usługi Rafała Góraka, który tym samym powrócił do Katowic po niemal 6 latach przerwy. W poprzednim sezonie trener walczył o awans na zaplecze Ekstraklasy z Elaną Toruń. - Nie opowiadajmy o tym, bo przez grube lata mówi się że GKS walczy o jakiś awans, a ten klub zamiast tego spadł niżej. Musimy na razie oblać się zimną wodą, zejść na ziemię i twardo po niej stąpać. Cierpliwość, ciężka i tytaniczna praca, w wielu aspektach być może nawet od podstaw. Na to powinniśmy się nastawić - przyznał Górak w rozmowie z naszym portalem.

Doświadczony trener, w duecie z zatrudnionym dyrektorem sportowym Robertem Góralczykiem, dość szybko zaczęli wprowadzać nowe porządki. Zespół w dużej mierze zaczął opierać się na młodych zawodnikach, a pierwszymi potwierdzonymi transferami było pozyskanie pomocników - Michała Gałeckiego i Macieja Stefanowicza oraz bramkarza Bartosza Mrozka. 

Do sporych i nieuniknionych zmian w pionie sportowym doszło również w Chorzowie. Po pierwszym w historii spadku do trzeciej ligi, w Ruchu początkowo zapanował jednak… bezruch. Właściwie jedyną konkretną informacją, która pojawiła się blisko dwa tygodnie od degradacji, była rezygnacja z ubiegania się o licencję w drugiej lidze, która automatycznie dałaby chorzowianom prawo gry szczebel niżej. Dopiero później sytuacja przy Cichej zaczęła się coraz bardziej klarować - najpierw prezes Jan Chrapek oddał się do dyspozycji zarządu, a ze swoimi stanowiskami pożegnali się również Janusz Paterman (członek Rady Nadzorczej) oraz dotychczasowy dyrektor sportowy Marek Mandla. 

Dużą niewiadomą pozostawała również obsada roli pierwszego trenera „Niebieskich”. Włodarze trzecioligowca mieli na celowniku kilka znanych kandydatur, ale ostatecznie postanowili zaskoczyć wszystkich i dali szansę osobie, niemającej doświadczenia w pracy na tym szczeblu. Mowa o zaledwie 28-letnim Łukaszu Berecie, mającego w swoim CV pracę w Szczakowiance Jaworzno oraz Gwarku Ornontowice. Decyzja ta mogła zostać uznana za wymykającą się z ram logiki, jednak czas potwierdził, że okazała się być strzałem w dziesiątkę (szerzej trenera Beretę scharakteryzowaliśmy w tym miejscu).

Niewiele mniej działo się w obozach dwóch śląskich ekstraklasowiczów. Współpracę z zabrzańskim Górnikiem zakończył Valerian Gvilia i choć początkowo zapewniano, że Gruzin na pewno nie zwiąże się z żadnym innym klubem Ekstraklasy, ostatecznie podpisał on dwuletnią umowę z Legią Warszawa. Z Roosevelta pożegnał się również doświadczony obrońca Dani Suarez, który pomógł zespołowi w awansie do najwyższej ligi oraz do europejskich pucharów rok później. 

W klubie pojawili się za to kolejni stranieri, m.in. Alesana Manneh, Filip Bainović oraz obrońca Erik Janza, uznany później przez naszych czytelników za najlepszy letni transfer na Śląsku. Najważniejszą letnią informacją dla kibiców Górnika było jednak przedłużenie umowy z Marcinem Broszem. Przyszłość trenera bardzo długo stała bowiem pod znakiem zapytania - strony nie mogły dojść do porozumienia, gdyż Brosz miał usilnie zabiegać o jeszcze większe wzmocnienia dla pierwszego zespołu oraz polepszenie bazy treningowej. Ostatecznie wszystkie spekulacje straciły na wartości, gdy Brosz podpisał nową umowę, która będzie obowiązywać do czerwca 2021 roku.

W Gliwicach rozpoczęto za to gorączkowe przygotowania do pierwszych w historii eliminacji do Ligi Mistrzów. Nowymi zawodnikami Piasta zostali Słowacy Jakub Holubek oraz Tomas Huk, a także pomocnik Sebastian Milewski, przymierzany do zastąpienia niepewnego swojej przyszłości Patryka Dziczka. Przyklepane zostało za to odejście najlepszego obrońcy zeszłego sezonu, Aleksandra Sedlara, który podpisał umowę z hiszpańską Mallorcą. Niedługo później podopieczni Waldemara Fornalika poznali swojego pierwszego rywala w europejskich pucharach. Losowanie przesądziło, że do Gliwic miał zawitać najtrudniejszy rywal z całego koszyka, BATE Borysów - 15-krotny mistrz Białorusi, którego kibice darzą się wzajemną sympatią z fanami mistrza Polski. 

Z innych godnych odnotowania ruchów transferowych, Valerijs Sabala opuścił Podbeskidzie na rzecz Miedzi Legnica, natomiast nowym „Góralem” został skrzydłowy Karol Danielak. Blisko zespołu z Rychlińskiego był również Kamil Adamek, ale zawodnik ten ostatecznie przedłużył wygasającą umowę z GKS-em Jastrzębie. 

W międzyczasie dokonywania transferowych roszad przez śląskie zespoły, swoje w czerwcu zrobiły dwie nasze reprezentacje. Seniorska kadra trenera Brzęczka najpierw wygrała po bardzo słabym wyjazdowym meczu z Macedonią Północną, a chwilę później zaliczyła najlepsze spotkanie w eliminacjach do Euro 2020. Po efektownym zwycięstwie 4:0 dla Izraelem, biało-czerwoni umocnili się na pozycji lidera w swojej grupie. Niezłe wrażenie na Młodzieżowych Mistrzostwach Europy sprawiła z kolei prowadzona przez Czesława Michniewicza młodzieżówka. Po ograniu Belgii w pierwszym meczu, kadra do lat 21 sprawiła prawdziwą sensację i pokonała gospodarzy turnieju, Włochów. I choć Polacy byli momentami spychani do rozpaczliwej defensywy, zdołali jednak zachować czyste konto do końca. Niestety biało-czerwoni we wspomnianym meczu wyczerpali swój limit szczęścia, bo w decydującym spotkaniu bardzo wysoko ulegli rówieśnikom z Hiszpanii. Tym samym podopiecznym trenera Michniewicza do awansu do półfinału MME (który jednocześnie zapewniłby nam awans na Igrzyska Olimpijskie do Tokio) zabrakło zaledwie punktu.

Poza kadrowiczami, w czerwcu walczono również o awans do trzeciej ligi. Baraż pomiędzy Polonią Bytom a LKS-em Czaniec trzymał w napięciu do ostatniego gwizdka, ale ostatecznie dwumecz na swoją korzyść rozstrzygnęli podopieczni Damiana Domagały. Tym samym bytomianie zdołali powrócić na czwarty poziom rozgrywkowy po dwóch latach przerwy. - Nawet nie brałem pod uwagę, że się nie uda. Teraz mogę powiedzieć, że od początku roku byłem przekonany, że wejdziemy do tej III ligi. Po prostu musieliśmy awansować - przyznawał kluczowy zawodnik Polonii, Marcin Lachowski.

Odchodząc już na koniec od tematów okołopiłkarskich, po drugi w historii istnienia Memoriału Janusza Kusocińskiego, najstarsza impreza lekkoatletyczna w naszym kraju zawitała na Stadion Śląski. Tak jak w 2018 roku, tak i tym razem w Chorzowie pojawiła się polska i światowa elita „królowej sportu”. Do grona najbardziej znanych zawodników zza granicy można było zaliczyć m.in. mistrza świata w skoku o tyczce Sama Kendricksa, Marije Łasickiene (złotą mistrzynię ostatnich ME w Berlinie w skoku wzwyż) oraz Amerykankę Gwen Berry, która podczas ostatniego Memoriału Kusocińskiego pokonała w rzucie młotem samą Anitę Włodarczyk. Sam mityng dostarczył licznie zgromadzonym kibicom naprawdę sporo emocji - wielu zawodników zdołało pobić swoje rekordy życiowe, ale najwięcej radości dostarczyli polscy młociarze oraz reprezentantka naszego regionu, Ewa Swoboda. Zawodniczka z Żor pobiła dotychczasowy rekord imprezy w biegu na 100 metrów, należący wcześniej do słynnej Ireny Szewińskiej. 

autor: Piotr Porębski

Przeczytaj również