WYWIAD: Rugby Ruda Śląska to poważny klub (część I)

25.12.2014
Sporo się działo w klubie Rugby Ruda Śląska w 2014 roku. Zmieniono herb, barwy, odmieniła się także Burloch Arena, na której pojawiła się reprezentacja Polski. Nie obyło się też bez sukcesów. O szczegółach opowiada nam prezes zarządu rudzian, Wojciech Kołodziej.
Rugby Ruda Śląska
Można powiedzieć, że 2014 rok był przełomowy dla klubu.
Wojciech Kołodziej (prezes Rugby Ruda Śląska): - Zgadza się. To był bardzo istotny rok z punktu widzenia rozwoju klubu. Wszystko się zaczęło w listopadzie 2013 roku, gdy mieliśmy walny zjazd sprawozdawczo-wyborczy. Ukonstytuował się zupełnie nowy zarząd, który wymyślił i wytyczył kierunek działań. Istniejemy już parę lat, ale w związku z tym, że mieliśmy mieć zrewitalizowany obiekt z nową nawierzchnią, zdecydowaliśmy się postawić na przemyślaną zmianę i odświeżenie wizerunku. Podjęliśmy współpracę z agencją reklamową Zvorka, która pomogła nam w opracowaniu koncepcji znaku graficznego. Nowe oblicze, nowa nazwa plus ten obiekt spowodowały, że jest to rok, który na pewno będziemy długo pamiętać. Jeśli kiedyś będziemy pisać historię klubu, to będziemy wymieniać dwie daty jako kluczowe: 2007 powstanie i 2014 jako rok, w którym klub zaczął istnieć w sposób bardziej profesjonalny.

Sportowo jak pan oceni ten rok? Trochę sukcesów było…
- Jak najbardziej udany. Przede wszystkim nasz produkt flagowy - czyli Diablice - powtórzyły sukces z ubiegłego roku, zdobywając srebrny medal mistrzostw Polski, po raz trzeci stając na "pudle". To największy sukces. Zostaliśmy mistrzami Polskiej Ligi Rugby 7 mężczyzn, wygrywając na początku lipca turniej finałowy. W Polsce, w męskim rugby 7-osobowym były dwa rodzaje rozgrywek. Pierwsze to mistrzostwa Polski seniorów, które odbywały się innym trybem. Tu mobilizowały się zespoły 15-osobowe z ekstraligi. To dla nich prestiż, w dodatku zwycięstwo jest gratyfikowane w tych miastach bardzo wysoko. Tutaj nie udało nam się awansować do finału, nie ten poziom. Równolegle toczyła się Polska Liga Rugby 7 dla zespołów, które grają w "7" stale. Powiedzmy, że to drugi szczebel rozgrywek, ale za to ligowy - turnieje odbywały się przynajmniej raz w miesiącu. Udało nam się zakwalifikować i wygrać turniej finałowy, który odbył się w Częstochowie. To duży sukces, bo pokonaliśmy zespoły z całego kraju. Smaczku temu wydarzeniu dodaje to, że zostaliśmy mistrzami ostatniego turnieju finałowego, bo od tego roku zmieniła się formuła rozgrywek. Mistrzostwa Polski przejęły ligę i wszystkie zespoły - i ekstraligowe, i te na niższym poziomie - startują w jednych rozgrywkach. Kraj został podzielony na cztery grupy, drużyny muszą zagrać w minimum czterech turniejach, żeby móc grać dalej. Wiosną rozegrane zostaną dwa półfinały, które wyłonią zespoły do turnieju finałowego, już według międzynarodowej formuły, czyli w formie dwudniowego turnieju. W takich zawodach bierze udział 12-16 drużyn - pierwszego dnia odbywają się eliminacje, drugiego finały. My wygraliśmy turniej w Częstochowie, w drugim - na naszych śmieciach - zajęliśmy drugie miejsce, dosyć wyraźnie przegrywając z Budowlanymi Lublin, bardzo dobrym zespołem, posiadającym drużynę w I lidze. W Krakowie byliśmy na trzeciej pozycji, jesteśmy na drugim miejscu w tabeli i prawdopodobnie zagramy w półfinale. Być może nawet uda się awansować do turnieju finałowego.
Sukcesem jest też to, że dwaj nasi młodzi wychowankowie - Jakub Mańkowski i Paweł Pepliński - są regularnymi reprezentantami Polski drużyn młodzieżowych, w tym roku grali m. in. w reprezentacji Polski na mistrzostwach Europy juniorów do lat 18. Z kolei Diablice to także reprezentantki Polski - Sylwia Łuksik i Angelika Piekorz brały udział w mistrzostwach Europy seniorek. Oprócz tego, udało nam się rozpocząć na poważnie grać w rugby 15-osobowe.

Klub posiada zespoły młodzieżowe?
- Poszliśmy do przodu w tym kierunku. Po wielu latach trudności, wreszcie udało się dopracować grup żaków i mini żaków. Bardzo mocna współpracujemy ze szkołą podstawową nr 36 w Rudzie Śląskiej-Orzegowie, która jest bazą naszych grup młodzieżowych. Niedawno Polski Związek Rugby opublikował ranking za turnieje dzieci i młodzieży za rundę jesienną. Zajęliśmy szóste miejsce, najwyższe w historii klubu.

Dlaczego dopiero od niedawna w Rudzie Śląskiej jest zespół 15-osobowy?
- Klub powstał na bazie rugby 7-osobowego i przez wiele lat w tej odmianie specjalizowaliśmy się, co jest charakterystyczne dla młodych, nowych klubów w naszym kraju. Ta dyscyplina w Polsce dopiero zyskuje na znaczeniu. W dalszym ciągu jest to sport, który znajduje się gdzieś z boku. Wierzę, że to się zmieni - może nie radykalnie, nie będzie tak popularny, jak w zachodniej Europie czy na południowej półkuli - i rugby będzie zauważalne, a młodzi ludzie będą chcieli tę dyscyplinę uprawiać.

Dlaczego zaczyna się od rugby 7-osobowego?
- Z tego względu, że nie ma zbyt wielu chętnych do grania. Żeby grać w rugby 15-osobowe, trzeba mieć kadrę 30 osób. Gdy się zaczyna, trudno tylu pasjonatów zgromadzić. Jest ich 10, 15. W związku z tym, przez lata graliśmy w rugby 7-osobowe - ze sporymi sukcesami. Później doszły dziewczyny, które w zdobyczach medalowych zdecydowanie wyprzedziły drużynę męską. Chłopcy cały czas marzyli, żeby grać w "15". Sprawa była jasna - będzie nas tylu, że to organizacyjnie udźwigniemy, to tak zrobimy. Udało nam się to w 2013 roku.

Niewiele brakowało, by pierwszy sezon zakończył się awansem…
- Zaczęliśmy grać na trzecim szczeblu rozgrywkowym - w II lidze. Mecze towarzyskie pokazywały, że potrafimy w te "15" grać na jako-takim poziomie i nie będziemy "chłopcami do bicia". Pierwszy sezon zakończył się dla nas sporym sukcesem, bo otarliśmy się o awans. Na przeszkodzie stanęła nam Legia Warszawa - zespół wywodzący się ze środowiska rugby warszawskiego, bardzo silnego w kraju. W Polsce są trzy główne ośrodki - Wybrzeże - tu rugby jest potęgą - Łódź i Warszawa, gdzie drużyn jest sporo. Niedawno drobne kłopoty przeżywała sekcja AZS-u AWF-u, która przestała istnieć i sporo zawodników przeszło właśnie do Legii, więc to nie był zespół ze świeżymi zawodnikami, tylko z doświadczonymi. Widać było, że zasługują na I ligę. Nasze występy były o tyle interesujące, że ze wszystkimi zespołami, które w II lidze już wcześniej grały, zwyciężaliśmy. To było zaskoczenie, że wygrywamy u siebie i na wyjazdach z Zieloną Górą, Wrocławiem i Nowym Sączem. W związku z tym, tak naprawdę kandydatami do awansu w sezonie 2013/2014 była Legia i my. Kluczowe było spotkanie - może nie przesądzające, ale takie dające poczucie w jakim miejscu jesteśmy - gdy graliśmy w Warszawie. Przegraliśmy dosyć wyraźnie. To nam pokazało, jaki dystans dzieli nas od Legii, która zmobilizowała się na ten mecz i ściągnęła wszystkich, których miała do dyspozycji. Przegraliśmy, ale po walce. Pokazaliśmy, że potrafimy walczyć, a to jest bardzo istotne w tym sporcie.
Wiosna potoczyła się tak, że gdybyśmy wygrali z Legią u nas, to byśmy ich przeskoczyli. Spotkanie było bardzo wyrównane, ale nieznacznie je przegraliśmy. To był jeden z najlepszych meczów, jaki rozegraliśmy w rugby 15-osobowym. Zostawiliśmy po sobie bardzo dobre wrażenie, przegrywając z głównym kandydatem do awansu. Trzeba jednak dodać, że wszystkie "domowe" spotkania graliśmy gościnnie w Bytomiu, bo boisko w Rudzie Śląskiej było jeszcze w trakcie rewitalizacji. Nie chcę mówić, że to przesądziło o wyniku meczu z Legią, ale być może u nas pojawiłoby się więcej kibiców, którzy pomogliby wygrać. Mimo to, nie czujemy niedosytu. Okrzepliśmy na tyle, że w tym sezonie jesteśmy w tym samym miejscu i kandydujemy do awansu.

Teraz nie ma Legii, ale jest za to inny groźny rywal…
- Czarni Pruszcz Gdański spadli z I ligi na własne życzenie. W poprzednim sezonie ligę powinni opuścić Budowlani Łódź (mają dwa zespoły, spółka akcyjna gra w ekstralidze - przyp.red.), którzy grali baraż z Legią, co nas dziwi. Monitujemy w Polskim Związku Rugby, żeby to zmienić, bo między I a II ligą jest jeszcze jeden próg - by awansować, trzeba wygrać baraż z ostatnią drużyną I ligi. Legia wygrała, natomiast w trakcie przygotowań do kolejnych rozgrywek okazało się, że Czarni rezygnują z gry w I lidze z powodów organizacyjno-finansowych. Jest to bardzo silny zespół, ograny, w I lidze grający bardzo długo. Blisko tego trójmiejskiego centrum rugby, o którym wspominałem. To się przekłada na wartość tego zespołu. Wielu zawodników grało w Ogniwie Sopot, Lechii Gdańsk czy Arce Gdynia. Tak się ten sezon potoczył, że wygraliśmy wszystkie mecze oprócz tego w Pruszczu Gdańskim, gdzie przegraliśmy po bardzo emocjonującej grze 0-13. Później tego żałowaliśmy, bo to silny zespół, ale był w zasięgu.

Przyczyny porażki?
- Popełniliśmy sporo błędów, rywal bardzo dobrze grał w obronie. Stwierdziliśmy, że nawet lepiej niż Legia. To był ich główny atut - nie pozwolili nam zdobyć punktów, mimo że gra się układała tak, że bardzo długo przebywaliśmy na ich połowie, nawet w pobliżu pola punktowego. Nie potrafiliśmy postawić "kropki nad i", skutecznie się bronili i kontratakowali. Pozostałe mecze wygraliśmy, grając u siebie już na Burloch Arenie. Nie chcę komuś czegoś ujmować, czy wywyższać w jakiś sposób naszej wartości, ale okazało się, że ze wszystkimi rywalami u siebie wygrywaliśmy w okolicach 100 punktów. II liga podzieliła się na dwie części - my, Czarni i Biało-Czarni Nowy Sącz, z którymi wygraliśmy u nich, przodują, a trzy pozostałe zespoły są tłem. Niestety, bo to żadna przyjemność wygrywać z kimś takim trzycyfrowym stosunkiem punktowym. Wolelibyśmy przegrywać, po walce, z zespołami bardziej doświadczonymi. Takie porażki więcej uczą niż łatwe zwycięstwa. Ten układ nie do końca nas cieszy, ale tak nasze rugby na tym poziomie wygląda. Jest ta sama sytuacja, co rok temu. Na początku kwietnia przyjedzie do nas Pruszcz Gdański i - zakładając, że wszystkie pozostałe mecze wygramy - będzie to spotkanie decydujące o awansie.

Wspominał pan o przebudowie Burloch Areny. To też bardzo istotne wydarzenie.
- Na Burloch Arenie graliśmy już kilka lat, ale boisko długo leżało odłogiem. Stan murawy był tak kiepski, że nawet piłkarze tutaj nie grali. Kiedy my tu przyszliśmy, to rozpoczęliśmy adaptację murawy. Udało się na tyle, że prezentowała się bardzo skromnie, ale graliśmy. W ogóle nie było komfortu gry na takim nierównym boisku. Jedna połowa była praktycznie bez trawy, ale to już za nami. Wynikami pokazaliśmy, że jesteśmy klubem, który zasługuje na miejsce na sportowej mapie Rudy Śląskiej, więc władze miasta podjęły decyzję, by obiekt zrewitalizować. Nie tylko pod kątem rugby. Powstał najwyższej jakości tor rolkarski. Obiekt tworzą jeszcze lodowisko, które ma być zadaszone i hala zapaśnicza. Zawodnicy z tej hali tworzą jeden z najlepszych klubów w Polsce (Slavia Ruda Śląska - przyp. red). Serdecznie ich pozdrawiam, bo bardzo dobrze nam się z nimi współpracuje. Wracając do boiska - stwierdzono, że zasługujemy, by grać na lepszej nawierzchni. Zadecydowano, że murawa będzie sztuczna, co jest zrozumiałe ze względów finansowych - jest tańsza w utrzymaniu. Raz wyłoży się pieniądze i można grać. Tym bardziej, że udało się przekonać władze do trawy, która jest naprawdę wysokiej jakości. Jest ona dedykowana do gry w rugby. Różni się ona od tej, która jest stosowana na "Orlikach". Jej wysoką jakość może poświadczyć to, że taka sama jest położona w Walii, na obiekcie Cardiff Blues, jednej z czołowych drużyn Wysp Brytyjskich. Finał Amlin Challenge Cup - drugi puchar po Lidze Mistrzów, taka Liga Europy, porównując do piłki nożnej - był rozgrywany na takiej samej murawie. Można powiedzieć, że mamy najlepszą w chwili obecnej sztuczną nawierzchnię w kraju. Uważam, że lepszą, niż na Stadionie Narodowym rugby w Gdyni. Wiadomo, że wynika to z tego, że tamta murawa jest sprzed kilku dobrych lat. Otwarcie Burloch Areny miało miejsce pod koniec czerwca. Zagraliśmy turniej kobiecy mistrzostw Polski, gdzie nasze dziewczyny przypieczętowały srebrny medal. Potem zagraliśmy towarzyski mecz z reprezentacją Śląska. Było to wydarzenie, które będziemy długo pamiętać i zasłużenie zostanie wpisane w rozwój sportu w tej dzielnicy, jak i całym mieście.
Nie jest to boisko, które trzeba wypożyczać, czy po kimś się wpychać. Istotne jest też to, że Burloch wyliniowany jest tylko do gry w rugby. To jedyny taki obiekt w Polsce. Wiele boisk - łącznie z narodowym w Gdyni - ma dwa rodzaje linii - do rugby i piłki nożnej. My mamy boisko dedykowane do tego sportu. To dodatkowa wartość. Oczywiście my się nie bronimy przed piłkarzami - jeśli ktoś chce pograć w piłkę poza naszymi treningami, to jest taka możliwość. Administratorem obiektu jest Miejski Ośrodek Sportu i Rekreacji w Rudzie Śląskiej, są tu bramki. Jeżeli ktoś chce rekreacyjnie pograć w piłkę - jak najbardziej może to robić. To się zresztą u nas praktykuje.

Dzięki temu, że obiekt został odnowiony, w Rudzie Śląskiej pojawili się wyjątkowi goście.
- 8 sierpnia zagraliśmy na Burloch Arenie mecz, który również przejdzie do historii. Ze strony menedżera reprezentacji Polski - Macieja Brażuka - padła propozycja, by rozegrać mecz sparingowy między naszym klubem i reprezentacją. Myślę, że to też było docenienie wysiłku, jaki wkładamy w rozwój rugby na Górnym Śląsku, dostrzeżono nas. Zagraliśmy na koniec jednego z okresów przygotowawczych, reprezentanci mogli sprawdzić, co już zostało wypracowane. Trudno, żebyśmy byli równorzędnym partnerem dla nich, bo kadra powinna grać z przeciwnikami tej samej klasy, albo z lepszymi. My oczywiście stawiliśmy czoła na tyle, na ile mogliśmy. Przegraliśmy 100 punktami. Był to jednak pokaz tego, jak rugby może pięknie wyglądać. Obecnych było około 1500 osób. Mecz był wbrew pozorom widowiskowy. Ludzie oglądali rugby na wysokim poziomie. Nie byliśmy wyłącznie zepchnięci do obrony, również próbowaliśmy grać otwarte rugby, by pokazać, czym ta dyscyplina może być. Ta inicjatywa miała promować ten sport w Rudzie Śląskiej. Na meczu obecne były władze miasta, zresztą reprezentacja zaczęła pobyt w mieście od wizyty u prezydent Grażyny Dziedzic. To pokazało, że jesteśmy w stanie podołać największym wyzwaniom organizacyjnym, bo potrafiliśmy zorganizować wydarzenie naprawdę wielkiej rangi. Ja sobie nie przypominam, by reprezentacja Polski jakiegokolwiek sportu rozegrała mecz w Rudzie Śląskiej. To wydarzenie dodatkowo pokazało, że jesteśmy klubem poważnym.

Rozmawiał: Adrian Waloszczyk

Jutro opublikujemy drugą część rozmowy, w której będzie mowa o pieniądzach, celach na nowy rok, a także o tym, co z rugby można by przenieść do piłki nożnej.
autor: Adrian Waloszczyk

Przeczytaj również