Wielkie emocje i worek kontrowersji. Puchar pojechał do Świętochłowic [VIDEO]
16.11.2017
IV-ligowy Śląsk wygrał z grającą w okręgówce Podlesianką Katowice 5:1. Suchy wynik może sugerować, że wyżej notowana ekipa trenera Kluge rozjechała przeciwników i ani na moment nie musiała obawiać się o rezultat. Tymczasem rozmiary zwycięstwa beniaminka piątego szczebla rozgrywkowego są naprawdę bardzo mylące. Owszem - piłkarska jakość stała po stronie świętochłowiczan, ale jeśli zastanowić się czego zabrakło drużynie Podlesianki, to na pierwszym miejscu powiedzielibyśmy pewnie... szczęścia i łaskawszego oka arbitra. - To nie jest tak, że w każdej z kontrowersyjnych sytuacji zawinił sędzia, ale nie sądzę też bym w każdej z nich to ja się mylił w swojej opinii - tłumaczył trener Podlesianki, Daniel Kaczor.
Trudno dziwić się zdenerwowaniu ekipy z Podlesia, choć trzeba też przyznać, że do większości decyzji arbiter argumenty dostał. Które decyzje pod wątpliwość poddawali katowiczanie?
- w 37. minucie - przy stanie 0:1 - interweniujący wślizgiem w swoim polu karnym Dawid Brehmer sprokurował rzut karny i obejrzał drugą żółtą kartkę przez co Podlesianka większość meczu grała w "10"
- w 44. minucie - przy stanie 0:2 - Michał Mokas wślizgiem zatrzymywał w swoim polu karnym Marcin Widenkę, ale karnego dla Podlesianki nie było
- w 71. minucie - przy stanie 1:2 - podyktował drugą "jedenastkę" za faul Krzysztofa Rennera na Damianie Wasiaku
- w 74. minucie - przy stanie 1:3 - dopatrzył się spalonego przy kontaktowym golu Mateusza Drzymały
- Nie uważam, że sędzia nam pomógł. Rzuty karne sam bym "zagwizdał" - odpowiadał trener Kluge. Inna sprawa, że jego zespół dopiero grając z przewagą jednego zawodnika częściej pozwalał sobie na utratę kontroli nad meczem i kilka razy wygrana Śląska stawała pod znakiem zapytania. To o tyle ciekawe, że podobnie wyglądała sytuacja w meczu na IV-ligowym szczycie, gdy świętochłowiczanie tuż po czerwonej kartce dla piłkarza Ruchu Radzionków dali sobie wbić dwa gole i ważne spotkanie przegrali. - Powtórzyliśmy tamte błędy, choć przestrzegałem w szatni by sobie na to nie pozwolić. Tymczasem za luźno do tego podeszliśmy, na zbyt wiele pozwalaliśmy Podlesiance. Wysoką wygraną mogliśmy sobie zapewnić wcześniej, bez tej nonszalancji którą momentami pokazywaliśmy - oceniał trener zwycięzców.
Trudno dziwić się zdenerwowaniu ekipy z Podlesia, choć trzeba też przyznać, że do większości decyzji arbiter argumenty dostał. Które decyzje pod wątpliwość poddawali katowiczanie?
- w 37. minucie - przy stanie 0:1 - interweniujący wślizgiem w swoim polu karnym Dawid Brehmer sprokurował rzut karny i obejrzał drugą żółtą kartkę przez co Podlesianka większość meczu grała w "10"
- w 44. minucie - przy stanie 0:2 - Michał Mokas wślizgiem zatrzymywał w swoim polu karnym Marcin Widenkę, ale karnego dla Podlesianki nie było
- w 71. minucie - przy stanie 1:2 - podyktował drugą "jedenastkę" za faul Krzysztofa Rennera na Damianie Wasiaku
- w 74. minucie - przy stanie 1:3 - dopatrzył się spalonego przy kontaktowym golu Mateusza Drzymały
- Nie uważam, że sędzia nam pomógł. Rzuty karne sam bym "zagwizdał" - odpowiadał trener Kluge. Inna sprawa, że jego zespół dopiero grając z przewagą jednego zawodnika częściej pozwalał sobie na utratę kontroli nad meczem i kilka razy wygrana Śląska stawała pod znakiem zapytania. To o tyle ciekawe, że podobnie wyglądała sytuacja w meczu na IV-ligowym szczycie, gdy świętochłowiczanie tuż po czerwonej kartce dla piłkarza Ruchu Radzionków dali sobie wbić dwa gole i ważne spotkanie przegrali. - Powtórzyliśmy tamte błędy, choć przestrzegałem w szatni by sobie na to nie pozwolić. Tymczasem za luźno do tego podeszliśmy, na zbyt wiele pozwalaliśmy Podlesiance. Wysoką wygraną mogliśmy sobie zapewnić wcześniej, bez tej nonszalancji którą momentami pokazywaliśmy - oceniał trener zwycięzców.
Polecane
Niższe ligi