W Bytomiu boją się wstydu. Porażka będzie katastrofą

19.06.2018
Remisem na własnym boisku piłkarze Polonii Bytom bardzo skomplikowali swoją sytuację w barażowym dwumeczu o awans do III ligi. Przy Olimpijskiej przyznają, że presja rośnie bo wygranie z Ruchem traktują w kategoriach obowiązku. Bliżej sukcesu są tymczasem "Cidry", choć i przy Narutowicza przed rewanżem trudno mówić o przesadnej pewności siebie.
Tomasz Błaszczyk/Pressfocus
Gry psychologiczne
Teoretycznie wszystkie argumenty będą mieć w środę gospodarze. Ruch po stronie atutów ma bramkowy remis przy Olimpijskiej, boisko na którym atak pozycyjny - a do takiego będą zmuszeni piłkarze trenera Jacka Trzeciaka - jest trudny do rozegrania i kibiców, bo sektor gości zaświeci w rewanżu pustkami. Po stronie Polonii wciąż pozostają jednak umiejętności i liczebność kadry, jakiej za miedzą mogą im tylko pozazdrościć. - Piłka nożna jest bardzo niesprawiedliwa. Bytomianie przewyższali nas jakościowo pod każdym elementem - zwracał uwagę tuż po szczęśliwym remisie w gościach trener "Żółto-czarnych", Kamil Rakoczy. - Ja uważam inaczej. Remis był wynikiem sprawiedliwym, bo Ruch kontrolował nasze ofensywne poczynania i choć sam nie kreował zbyt wielu akcji ofensywnych potrafił wykorzystać to co miał - kontrował Jacek Trzeciak.

Słowa szkoleniowca radzionkowian - choć zaskakujące w swojej mocy - można odczytywać jako małą grę psychologiczną. Przy Narutowicza od początku robią bowiem wszystko, by zdjąć presję z ekipy która sezon już dziś może zaliczyć do udanych. "Cidry" chcą, ale nie muszą, czyli są w zupełnie odwrotnej sytuacji niż ich przeciwnicy.

O awans i wizerunek
Bytomianie są na musiku i wiedzą, że dla ewentualnego niepowodzenia nie będzie usprawiedliwień. - Radzionkowianie mają teraz pewien handicap, to my będziemy musieli zaatakować w rewanżu. My atutu własnego boiska nie wykorzystaliśmy. Nas w przypadku awansu nikt nie będzie nosił na rękach bo to nasz obowiązek - przyznaje Krzysztof Markowski, defensor Polonii. Na nierównej murawie w Bytomiu-Stroszku atakować będzie tymczasem naprawdę trudno, choć trener Trzeciak ten problem stara się akurat bagatelizować. - Przecież i tak kopiemy do przodu. Spokojnie - komentował po sobotnim starciu z "Cidrami". Przed rewanżem chciał jednak mimo wszystko zapoznać się ze stanem nawierzchni przy Narutowicza i zorganizować tam jeden z treningów, ale pomysł upadł.

Dla Polonii, mającej w składzie wspomnianego Markowskiego, czy doświadczonych Marcina Lachowskiego, Marcina Radzewicza, Sebastiana Dudka i Wojciecha Mroza, brak sukcesu byłby katastrofą. Podobnie jak dla klubowych działaczy. Nie jest tajemnicą, że miejska spółka jaką jest Bytomski Sport w roku wyborczym na klapę pozwolić sobie nie powinna. Utkwienie na peryferiach poważnej piłki byłoby mocnym ciosem w wizerunek władz, które zdecydowały już o wydaniu milionów na budowę piłkarskiego ośrodka z prawdziwego zdarzenia. - Wstydem będzie, jeśli nie zapewnimy sobie awansu z takim składem - mówi krótko Markowski, który w środę wraz z kolegami będzie robił wszystko, by około 20:00 świętować - już przy Olimpijskiej - z własnymi kibicami.

Inspektor mówi "nie"
Fani Polonii - wbrew wcześniejszym zapowiedziom - na kończący swój żywot obiekt przy Narutowicza nie wejdą. Działacze obu klubów robili wszystko co w ich mocy, by w środę w sektorze gości znalazła się 150-osobowa grupa kibiców "Niebiesko-Czerwonych". Przekonali do swojego pomysłu nawet miejscową policję, ale Inspektor Nadzoru Budowlanego był nieprzejednany. Wszystko przez wnioski płynące z wizytacji stadionu - kruszące się schody, wysłużone ogrodzenie i kilka innych drobiazgów. Działacze Polonii zorganizowali więc dla swoich fanów telebim ustawiony pod ich stadionem, na którym będzie można oglądać przekaz na żywo z tego co dzieje się na boisku usytuowanym raptem 6 kilometrów dalej. I liczą na to, że środowy wieczór spędzą - wspólnie z sympatykami -  w dobrych humorach.
autor: ŁM

Przeczytaj również