Tyszanie postawili się "Góralom" i łapią oddech. A lider ponownie gubi punkty

21.06.2020

Kibice GKS-u Tychy, którzy po dłuższej przerwie powrócili na trybuny stadionu przy Edukacji, byli dziś świadkami naprawdę interesującego widowiska. Podopieczni Tomasza Horwata i Jarosława Zadylaka długo prowadzili jedną bramką z liderującym Podbeskidziem, jednak "Górale" w trzecim kolejnym spotkaniu zdołali odrobić straty i doprowadzili do wyrównania za sprawą rezerwowego Kamila Bilińskiego. 

Łukasz Sobala/PressFocus

Po odniesieniu pierwszego zwycięstwa w 2020 roku i ograniu ostatnich w tabeli Wigier Suwałki, w niedzielę na piłkarzy GKS-u Tychy czekał prawdziwy test bojowy. Na stadion przy ulicy Edukacji przyjechało bowiem Podbeskidzie Bielsko-Biała, które co prawda straciło punkty w dwóch ostatnich meczach, ale wciąż utrzymuje się na pozycji lidera tabeli. Bielszczanie czują jednak coraz głośniejszy oddech za plecach za sprawą Stali Mielec, a dodatkowo musieli oni mieć z tyłu głowy przebieg dwóch ostatnich bezpośrednich spotkań, jakie miały miejsce w Tychach. Zarówno w 2017, jak i w 2018 roku „Górale” wypuścili bowiem z rąk dwubramkowe prowadzenie, a oba mecze zakończyły się podziałami punktów (odpowiednio 3:3 oraz 2:2). 

Niedzielne spotkanie zapowiadało się zatem bardzo ciekawie - tym bardziej że podopieczni Tomasza Horwata oraz Jarosława Zadylaka też mieli o co walczyć. Po skromnej wygranej ze wspomnianymi wcześniej Wigrami, GKS odskoczył od strefy spadkowej i do zaledwie 3 punktów zmniejszył swoją stratę do pozycji barażowych. Istniała jednak spora obawa, że tyszanie będą znacząco odstawali od bielszczan pod względem fizycznym oraz kondycyjnym. Podbeskidzie miało bowiem blisko 50 godzin więcej na regenerację, gdyż swoje ligowe spotkanie z Puszczą rozegrało w późne wtorkowe popołudnie. GKS z kolei podejmował swojego rywala w czwartkowy wieczór plus czekała na niego jeszcze długa powrotna podróż do domu. 

Paradoksalnie jednak to trener „Górali” zdecydował się na więcej roszad w wyjściowej jedenastce swojego zespołu. Po jednomeczowej przerwie, spowodowanej zawieszeniem za nadmiar żółtych kartek, do składu wrócili bramkarz Martin Polacek oraz obrońca Kornel Osyra. Ponadto szkoleniowiec dokonał zmiany na pozycji młodzieżowca (Filipa Laskowskiego zastąpił autor wyrównującej bramki w meczu z Puszczą, Mateusz Sopoćko), a także dał szanse powrotu do gry Filipowi Modelskiemu. Tym samym boczny obrońca, który zastąpił w „11” Kacpra Gacha, miał okazję zaliczyć pierwsze oficjalne minuty w 2020 roku. Duet trenerski GKS-u Tychy zdecydował się z kolei tylko na jedną zmianę - w miejsce Jana Biegańskiego pojawił się blisko dwa razy starszy od niego Keon Daniel. Powrót zawodnika z Trynidadu i Tobago spotkał się z dużą aprobatą kibiców, którzy liczyli na to, że 33-latek na nowo uspokoi grę w środku pola.

Mecz w Tychach rozpoczął się zgodnie z oczekiwaniami wielu kibiców - bielszczanie od pierwszego gwizdka starali się przejąć inicjatywę nad boiskowymi wydarzeniami, częściej przebywając na połowie rywala i próbując wgrać piłkę w pole karne na wszelkie możliwe sposoby. Na pierwszą dogodną okazję do otwarcia wyniku trzeba było poczekać do 7. minuty. Wówczas „Górale” otrzymali rzut wolny blisko pola karnego, a wykonujący go Łukasz Sierpina postanowił zaskoczyć Konrada Jałochę bezpośrednim strzałem z ostrego kąta. Golkiper GKS-u zdołał jednak zachować czujność i sparować futbolówkę na rzut rożny. W pierwszym kwadransie dominacja podopiecznych Krzysztofa Brede była dość widoczna, choć w wielu przypadkach brakowało im dobrego ostatniego podania czy znalezienia się w odpowiednim miejscu czy czasie.

Gospodarze z kolei długo czekali na pierwszą dogodną okazję, ale gdy już udało im się przedostać na połowę rywala, dość niespodziewanie otworzyli oni wynik rywalizacji. W 17. minucie tyszanie przeprowadzili bardzo szybką kontrę, po której Łukasz Moneta wbiegł w pole karne i zdecydował się wrzucić piłkę do lepiej ustawionego Szymona Lewickiego. Napastnik wykorzystał bierność i złe ustawienie Dmytro Bashlaia, wepchnął piłkę do bramki z okolic 2-3 metra i tym samym zdobył swojego trzeciego gola w ligowych rozgrywkach. 

W późniejszym czasie bielszczanie wciąż znacznie częściej utrzymywali się przy piłce, jednak popełniali zbyt wiele błędów we wszystkich formacjach, a szczególnie zawodził dotychczas świetnie dysponowany środek pola. GKS z kolei trzymał zwartą defensywę, a poza tym był bardzo konkretny w swoich ofensywnych poczynaniach. Niewiele brakowało, by podopieczni Tomasza Horwata schodzili na przerwę z dwu- lub nawet trzybramkowym prowadzeniem. Tyszanie bowiem umiejętnie wykorzystywali niezdecydowanie obrońców Podbeskidzia oraz pozostawianą przez nich wolną przestrzeń. Szczególnie blisko zdobycia gola na 2:0 był Sebastian Steblecki, który w 43. minucie za sprawą serii zwodów wymanewrował kilku „Górali”, a następnie oddał dobry strzał z bocznego sektora pola karnego. 

„Górale” musieli się wziąć w garść, bo jeżeli wynik 1:0 utrzymałby się do końca spotkania, a Stal i Warta wygrałyby swoje mecze, bielszczanie osunęliby się w tabeli z pierwszej na trzecią pozycję. Głównie dlatego trener Brede postanowił już w przerwie dokonać dwóch zmian w wyjściowym składzie. Słabo dysponowanych Jarocha i Figiela zastąpili odpowiednio Kacper Gach oraz Tomasz Nowak i to właśnie drugi z rezerwowych mógł szybko po wejściu zmienić wynik rywalizacji. Pomocnik oddał groźny strzał z dystansu, jednak piłka po tej próbie nieznacznie przeleciała obok słupka bramki. Poza tą sytuacją goście mieli spory problem z dobrze dysponowaną obroną GKS-u, która starała się nie dopuszczać rywala do własnej szesnastki. Było to widoczne chociażby przy licznych próbach wrzucania futbolówki w pole karne, gdyż ta nie spadała na głowy któregokolwiek z ofensywnych zawodników, a zaliczała jedynie pusty przelot.

Mimo że gra Podbeskidzia długo przypominała walenie głową w mur, ostatecznie udało mu się dopiąć swego i odrobić straty za sprawą akcji dwóch rezerwowych. W 74. minucie Tomasz Nowak zagrał kapitalną piłkę do wychodzącego na wolne pole Kamila Bilińskiego, a ten wbiegł w pole karne i pewnie pokonał bramkarza w sytuacji sam na sam. Dla 32-letniego napastnika jest to debiutancki gol od momentu zasilenia szeregów bielskiego pierwszoligowca. Tym samym mecz przy Edukacji właściwie zaczął się od nowa, chociaż jak się później okazało, końcowe fragmenty spotkania opierały się głównie na ostrej walce o piłkę i sporej niedokładności w poczynaniach obu zespołów. Gdy jednak wydawało się, że „Górale” zdołają jeszcze powalczyć o wywalczenie trzech oczek, tuż przed końcem regulaminowego czasu gry Kornel Osyra zobaczył drugą żółtą kartkę i przedwcześnie opuścił boisko. 

Ostatecznie pojedynek zakończył się zasłużonym podziałem punktów, choć niedosyt po ostatnim gwizdku odczuwali piłkarze obu zespołów. Podbeskidzie zanotowało bowiem trzeci remis z rzędu i choć postawa podopiecznych Krzysztofa Brede mogła napawać pewnym niepokojem, należy ich pochwalić za ponowne odrobienie strat. Z kolei po zawodnikach GKS-u widać, że złapali oni drugi oddech pod wodzą trenerskiego duetu Horwat-Zadylak i wydaje się, że zespół nie będzie pozbawiony szans w walce o strefę barażową. 

GKS Tychy - Podbeskidzie Bielsko-Biała 1:1 (1:0)

1:0 - Szymon Lewicki 17’ 

1:1 - Kamil Biliński 74’

Składy:

GKS: Jałocha - Mańka, Sołowiej, Biernat, Połap - Moneta, Daniel (76’ J. Piątek), Grzeszczyk, Kamavuaka, Steblecki (68’ K. Piątek) - Lewicki (56’ Piątkowski). Trenerzy: Tomasz Horwat i Jarosław Zadylak

Podbeskidzie: Polacek - Modelski, Osyra, Bashlai, Jaroch (46’ Gach) - Sierpina, Figiel (46’ Nowak), Sopoćko, Rzuchowski, Danielak (64’ Biliński) - Roginić. Trener: Krzysztof Brede

Sędzia: Łukasz Szczech (Warszawa)

Żółte kartki: Połap, Sołowiej, Biernat (GKS) - Danielak, Osyra, Bashlai, Sierpina (Podbeskidzie)

Czerwona kartka: Osyra (85’, za dwie żółte)

Widzów: 1763 (liczba kibiców ograniczona ze względu na zagrożenie epidemiologiczne)

autor: Piotr Porębski

Przeczytaj również