Tychy - Zgierz 6-5

01.02.2009
GKS Tychy ponownie sprawił horror swoim fanom. Tyszanie pewnie prowadzili, roztrwonili przewagę i do ostatniej sekundy walczyli o trzy punkty.
Pierwsi sygnał do ostrego strzelania w tyskiej hali dali goście. Z uderzeniem Maciąga, Dłużniewski nie miał jednak problemów. Odpowiedź gospodarzy była natychmiastowa, a do tego miażdżąca. W przeciągu siedmiu minut objęli czterobramkowe prowadzenie. Udało się to głównie dzięki sporej liczbie indywidualnych błędów w obronie drużyny ze Zgierza.

Rozbici początkowo przyjezdni z upływającym czasem rozpoczęli atak na bramkę miejscowych. Pięknym strzałem w '"okienko" popisał się Marciniak. Aby powstrzymać napór rywali, tyszanie często uciekali się do fauli. Już po niespełna dziesięciu minutach popełnili pięć przewinień i każde następne było karane przedłużonym rzutem karnym. Dwie z trzech prób przyniosły efekt i przewaga GKS-u zmalała.

Po zmianie stron do głosu doszli przyjezdni. Maciej Sowiński zdobył kontaktowego gola. Bliski wpisania się na listę strzelców był Górecki, ale piłka po jego strzale trafiła w słupek. Do wyrównania doprowadził Maciąg i było wiadome, że końcówka spotkania będzie bardzo emocjonująca. Jeszcze piękniejszym strzałem niż Marciniak popisał się Górecki. Po sprytnie rozegranym stałym fragmencie gry huknął na bramkę, nie pozostawiając rywalowi żadnych szans na obronę.

Na niespełna cztery minuty przed końcem, trener Grembachu poprosił o czas. Od tego momentu goście grali bez golkipera. Piotr Słonina mógł ten fakt wykorzystać, ale zmierzająca do pustej bramki piłka odbiła się od słupka. Przyjezdni starali się doprowadzić do wyrównania, ale zabrakło im czasu.

- Widać, że nie jesteśmy drużyną, która potrafi przez 40 minut dyktować warunki na parkiecie. Bałem się, że powtórzy się historia z meczu z Kupczykiem Kraków. Tam też wygrywaliśmy, aby ostatecznie przegrać. Na szczęście dziś dotrzymaliśmy do końca i udało się zwyciężyć - podsumował występ swoich podopiecznych Grzegorz Morkis, trener GKS-u.

Pod szatniami

[b]Dariusz Dłużniewski [/b](zawodnik GKS-u): Sami sprowokowaliśmy nerwową końcówkę. Złapaliśmy głupie faule. Dwukrotnie skapitulowałem po rzucie karnym i rywale zmniejszyli straty.

[b]Michał Maciąg [/b](zawodnik Grembachu): To był kolejny mecz, w którym musieliśmy gonić wynik. Szybko straciliśmy głupie bramki i trzeba było odrabiać straty. Doprowadziliśmy do wyrównania, ale ponownie przeciwnik nam odskoczył.

[b]Waldemar Górecki [/b](zawodnik GKS-u): Pierwsza połowa w naszym wykonaniu była świetna. Później wkradła się niepotrzebna nerwowość. Powinniśmy grać swoje, a nie dawać ponieść się emocjom. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło.
autor: Mariusz Polak

Przeczytaj również