Transferowa okazja beniaminka. „GieKSa” wzmocniła się napastnikiem zza miedzy

19.02.2022

Już od niemal kilku tygodni wiadomo było, że napastnik Marko Roginić nie będzie występował w rundzie wiosennej w barwach Podbeskidzia Bielsko-Biała. Zawodnikowi z Chorwacji groziło nawet terminowanie w zespole rezerw „Górali”, ale 26-latek postanowił przedwcześnie opuścić stadion przy Rychlińskiego. Piłkarz nie opuścił za to Fortuna 1. Ligi i województwa śląskiego, gdyż przez najbliższe półtora roku będzie on reprezentował barwy katowickiej „GieKSy”.

Krzysztof Dzierżawa/PressFocus

Roginić na polskich boiskach występował od rundy wiosennej sezonu 2018/2019, a kibice „Górali” z pewnością zapamiętają jego charakterność, zaangażowanie w grę oraz cegiełkę, dołożoną przez piłkarza w momencie walki o awans do PKO Ekstraklasy. Początek jego przygody w Bielsku-Białej nie należał jednak do specjalnie udanych, a co po niektórzy kibice wyliczali zawodnikowi serię meczów bez zdobytego gola. - Przyjechałem do Bielska-Białej po to, by grać w piłkę. Skłamałbym również, gdybym powiedział, że nie docierały do mnie żadne słowa krytyki. Był to dla mnie bardzo trudny czas. Zacząłem nawet sam wątpić w swoje umiejętności - przyznawał niegdyś zainteresowany w wywiadzie z naszym portalem.

Chorwat wręcz błyskawicznie został uznany za transferowy niewypał, ale sztab szkoleniowy oraz włodarze Podbeskidzia widzieli więcej niż inni, gdyż piłkarz pozostał przy Rychlińskiego na dłużej kosztem… najlepszego strzelca poprzednich rozgrywek, Łotysza Valerijsa Sabali. Decyzja ta okazała się być prawdziwym strzałem w „10”, a ówczesny trener Krzysztof Brede obdarzył nieskutecznego do tej pory piłkarza dużym zaufaniem. 

– Moja konsekwencja w stawianiu na Marko wynikała z satysfakcjonujących mnie korzyści, jakie jego postawa przynosiła nam zarówno podczas konstruowania ataków, jak również w grze defensywnej. Choć nie przekładało się to na statystyki, podobał mi się sposób ustawiania Marko w ofensywie, a pracą w fazie obrony pozwalał nam osiągać zamierzone efekty w trakcie pressingu, często wymuszając błędy na przeciwnikach. Uważam, iż zbyt szybkie skreślanie piłkarzy jest jednym z najczęstszych błędów. To oczywiste, że łatwiej jest postawić na kimś krzyżyk i zacząć szukać innego rozwiązania, niż obdarzyć zawodnika zaufaniem, cierpliwie czekając na efekty - przyznawał niegdyś na naszych łamach wspomniany wcześniej trener.

Ostatecznie Roginić pozostał przy Rychlińskiego i śmiało można przyznać, że dwa następne sezony - pomijając jego wcześniejsze strzeleckie popisy w drugiej lidze słoweńskiej - były jego najlepszym okresem w karierze. Najpierw bowiem napastnik z Bjelovaru zdobył 11 goli w sezonie 2019/2020 i wywalczył z klubem wyczekiwaną promocję do Ekstraklasy, by już na najwyższym poziomie sportowym również obronić się sportowo. Co prawda jego indywidualne statystyki nie mogły już robić aż takiego wrażenia (22 występy, 16 spotkań w wyjściowej jedenastce i 2 zdobyte gole), ale nie sposób było nie docenić wkładu piłkarza w grę defensywną oraz waleczność, którą można by było obdarzyć kilku pozostałych piłkarzy w zespole.

Po spadku „Górali” do Fortuna 1. Ligi wydawało się, że akurat Roginić na tym najwyższym szczeblu pozostanie. Już wcześniej Chorwat miał się cieszyć zainteresowaniem ze strony Pogoni Szczecin, a w 2021 roku wspominano o możliwości transferu do Wisły Kraków, Widzewa Łódź czy Stali Mielec, ale ostatecznie piłkarz pozostał przy Rychlińskiego na kolejne rozgrywki. Czy ta decyzja okazała się być słuszna? Chyba ciężko na to pytanie odpowiedzieć twierdząco.

W ostatniej rundzie jesiennej piłkarz zdecydowanie przegrał walkę o miejsce w ataku z Kamilem Bilińskim, natomiast na skrzydle - gdzie był próbowany wcześniej m.in. przez Krzysztofa Brede i Roberta Kasperczyka - obecny trenerski duet wolał stawiać na Goku Romana czy doświadczonego Giorgiego Merebaszwili. Tym samym Chorwat zanotował na swoim koncie 14 oficjalnych występów, ale w żadnym z meczów nie rozegrał pełnych 90 minut + tylko dwukrotnie zdołał wpisać się na listę strzelców. Paradoksalnie jednak wielu kibiców zaczęło mieć pretensje o to, że zawodnik nie nadrabiał już ewentualnych braków charakterem i można było mieć wrażenie, jakby obopólna współpraca na linii Roginić-Podbeskidzie zaczęła się wypalać. 

Głównie dlatego obie strony, na pół roku przed końcem obowiązującego kontraktu, postanowiły przedwcześnie zakończyć współpracę. Pierwszym krokiem ku temu było przesunięcie 26-latka do rezerw, a dodatkowo zawodnik nie znalazł się w kadrze na zgrupowanie „Górali” w chorwackim Umag. Transfer Roginicia do Katowic można uznać za sytuację win-win, gdyż w przypadku Podbeskidzia doszło do zejścia z listy płac jednego z najlepiej zarabiających zawodników, natomiast „GieKSa” zyskała ważne ogniwo w kontekście walki o pierwszoligowy byt.

Co prawda trener Rafał Górak nie mógł już wcześniej narzekać na szerokie pole manewru w linii ataku, mając do dyspozycji takich zawodników jak Filip Szymczak i Patryk Szwedzik, jednak trzeba pamiętać, że pierwszy z wymienionych piłkarzy jest tylko wypożyczony na Bukową z Lecha Poznań, natomiast Szwedzik może cieszyć się za niedługo zainteresowaniem wyżej notowanych klubów. Tym samym włodarze „GieKSy” postanowili skorzystać z transferowej okazji i podpisać z Roginiciem półtoraroczny kontrakt. - Wcześniejsza realizacja dwóch podstawowych założeń na zimowe okno pozwoliła nam spokojnie przygotowywać się do rundy wiosennej, a jednocześnie obserwować rynek transferowy. Kiedy pojawiła się realna szansa jego pozyskania [Marko Roginicia - przyp. Red.], podjęliśmy konkretne działania, które udało się sfinalizować. Biorąc pod uwagę umiejętności i atuty, którymi dysponuje zawodnik, mamy na celu wzmocnienie rywalizacji wśród zawodników ofensywnych - mówi Robert Góralczyk, dyrektor sportowy GKS-u Katowice.

26-latek został tym samym trzecim i najprawdopodobniej ostatnim zimowym wzmocnieniem beniaminka, który do rundy wiosennej przystąpi jako 13. zespół w tabeli.

autor: Piotr Porębski

Przeczytaj również