Titas Milasius – rozwój w barwach "Górali", zbierane doświadczenie i inspiracja Griezmannem

25.11.2021

W obozie Podbeskidzia Bielsko-Biała z pewnością wiele osób żałuje, że jesienne zmagania chylą się już ku końcowi. „Górale” po okresie dość sinusoidalnej dyspozycji, w ostatnich dwóch tygodniach złapali wyraźny wiatr w żagle i po dwóch efektownych zwycięstwach w stosunku 4:0, zajmują coraz pewniejsze miejsce w strefie barażowej.

Krzysztof Dzierżawa/PressFocus

Cofnijmy się na chwilę o kilkanaście dni i powróćmy do fali entuzjazmu, którą „Górale” wywołali wśród swoich kibiców po zaskakująco wysokiej wygranej nad liderującym wówczas Widzewem aż 4:0. Wielu, choć sformułowanie to być może jest nieco na wyrost, uznało nawet rozgromienie faworyzowanego lidera za pewien mit założycielski nowej drużyny, która potrzebowała na początku sezonu sporo czasu, by zgrać się i wypracować w swojej postawie pewne automatyzmy. Nie było zresztą innego wyjścia, skoro latem - po spadku z najwyższej klasy rozgrywkowej - przez stadion przy Rychlińskiego przeszło prawdziwe wietrzenie szatni, obfitujące w pozyskanie 14 nowych piłkarzy oraz rezygnację z usług aż 21 zawodników. Do tego doszedł nowy sztab szkoleniowy, kilkukrotnie zresztą słusznie zwracający uwagę na to, że runda jesienna będzie dla nich przedłużeniem krótkiego oraz dość szarpanego okresu przygotowawczego.

Wszystko zaczyna łączyć się w całość

Wydaje się jednak, że ciężka praca oraz zaimplementowana filozofia gry, oparta m.in. na szybkiej wymianie piłki czy wysokiej kulturze w ofensywie, zaczyna przynosić przy Rychlińskiego dorodne owoce. W końcu po wspomnianym wysokim zwycięstwie nad Widzewem, piłkarze Podbeskidzia poszli za ciosem i zdołali przedłużyć dobrą serię w meczach na swoim stadionie. Przed pierwszym gwizdkiem spotkania z Górnikiem Polkowice, bielszczanie wcale nie mogli trzymać głów w chmurach i traktować je jako zadanie nieco lżejszego kalibru. Nawet pomimo faktu, że beniaminek z Polkowic ma na swoim koncie zaledwie jedno ligowe zwycięstwo i zdecydowanie najwięcej zgromadzonych remisów spośród całej stawki. 

Niektórzy mogli się jednak spodziewać, że pojedynek z Górnikiem będzie dla „Górali" paradoksalnie trudniejszy niż rywalizacja z liderem, a beniaminek pozostawi im mniej wolnej przestrzeni i uniemożliwi szybsze rozgrywanie akcji. Ostatecznie tak się nie stało, ale jak zapewnia nasz rozmówca, skrzydłowy Podbeskidzia Titas Milasius, w sobotę na boisku po prostu zatrybiły wszystkie potrzebne elementy. - Mieliśmy do czynienia z zespołem, nastawionym przede wszystkim na bronienie. Również ważną rolę musiał odegrać w przypadku tego spotkania mental, szczególnie gdy kilka dni wcześniej zdołaliśmy wygrać 4:0 z liderem. Musieliśmy więc zachować sporo koncentracji podczas przygotowań do meczu z Górnikiem, ale zaprezentowaliśmy się naprawdę dobrze zarówno pod względem psychologicznym, jak i taktycznym. I być może gdyby nie było VAR-u, odnieślibyśmy jeszcze wyższe zwycięstwo - przyznaje Litwin w rozmowie z naszym portalem.

Można więc przyznać półżartem półserio, że rozpędzeni „Górale” bardzo chętnie przedłużyliby jesienne zmagania. Mobilizujący jest jednak fakt, że do końca 2021 roku Podbeskidzie rozegra już tylko mecze na własnym boisku, a jak zapowiadali członkowie sztabu szkoleniowego, przy Rychlińskiego ponownie zaczyna tworzyć się coraz trwalsza twierdza. - Wszystko w naszym przypadku zaczyna naprawdę dobrze funkcjonować. Przed ligą nie mieliśmy wystarczająco dużo czasu, aby się zgrać, ale teraz na tym polu wyglądamy zdecydowanie lepiej. Wszyscy wiedzą, co i jaki sposób mają wykonywać na boisku i jak tworzyć akcje, by zdobywać upragnione bramki - zapewnia Milasius, dodając przy okazji, że w jego zespole wciąż drzemią jeszcze pewne rezerwy.

Zespół idzie do góry – i w tabeli, i z formą

Dzięki zwyżkowej dyspozycji bielszczanie znajdują się obecnie na wysokim czwartym miejscu w tabeli, posiadają na swoim koncie największą ilość zdobytych bramek spośród wszystkich I-ligowców, a dodatkowo ich strata do czołowej dwójki wynosi cztery punkty. Czy biorąc więc pod uwagę kadrową rewolucję i zmiany, do jakich doszło w Podbeskidziu na przełomie czerwca i lipca, dorobek 31 punktów w 18 rozegranych meczach wszyscy braliby w ciemno? - Spodziewaliśmy się takiego obrotu spraw, bo wiedzieliśmy, jakie drzemią w nas możliwości. Mieliśmy świadomość, że prędzej czy później wypracujemy serię zwycięstw, a nie będziemy notowali sinusoidę formy. Jako zespół idziemy do góry, co satysfakcjonuje nie tylko mnie, ale i kolegów z zespołu oraz cały sztab szkoleniowy - mówi pomocnik Podbeskidzia, dla którego ostatni mecz miał również jeden dodatkowy smaczek.

W końcu w minioną sobotę Milasius zdołał zdobyć pierwszą bramkę w nowych barwach, najlepiej odnajdując się w podbramkowym zamieszaniu i sprytnym strzałem ustalając wynik spotkania na 4:0. Po bramce były zawodnik Wisły Płock czy Skry Częstochowa zapewne poczuł zarówno radość, jak i małe westchnienie ulgi - w końcu już w poprzednich spotkaniach było widać u Litwina ciąg na bramkę, jednak w danych momentach brakowało mu odpowiedniej skuteczności czy wyrachowania. - Nie ukrywam, że bardzo cieszy mnie ten pierwszy zdobyty gol, a kluczowe w tym wszystkim okazało się zachowanie cierpliwości. Zrobię jednak wszystko, żeby na tym nie poprzestać i będę dalej pracował równie mocno - zapewnia piłkarz, który skwitował swoją debiutancką bramkę cieszynką, niegdyś wykonywaną przez obecnego zawodnika Atletico Madryt, Antoine’a Griezmanna. Jak zaznacza Milasius, decyzja o wykonywaniu celebracji, mocno zainspirowanej zachowaniem rapera Drake’a z teledysku do światowego hitu „Hotline Bling", zdecydowanie nie była przypadkowa.

- Jeszcze pamiętam, jak miałem 15-16 lat i strzeliłem swoją pierwszą bramkę na polskich boiskach, bodajże z Legią. Wtedy zrobiłem dokładnie taką samą cieszynkę i zależało mi na tym, by ją teraz ponownie odtworzyć. A dlaczego taki wybór? Moim ulubionym piłkarzem jest właśnie Antoine Griezmann i co prawda teraz nie notuje swojego najlepszego okresu, wcześniej stanowił dla mnie naprawdę sporą inspirację. Wszyscy lubili Leo Messiego czy Cristiano Ronaldo, a ja postanowiłem być na tym polu troszeczkę bardziej oryginalny. Oglądałem naprawdę sporo spotkań ligi hiszpańskiej i Griezmann od razu mi naprawdę mocno zaimponował - mówi urodzony w 2000 roku pomocnik. 

Minuty są najważniejsze

Można więc zaryzykować stwierdzenie, bo choć nasz rozmówca jest wciąż piłkarzem będącym „na dorobku”, obecnie notuje on najlepszy okres w swojej krótkiej seniorskiej karierze - zarówno pod względem stricte boiskowej postawy, jak i zaliczonych minut. W końcu jesienią Milasius jedenastokrotnie zdołał pojawić się na boisku (10 razy w Fortuna 1. Lidze i 1 w Pucharze Polski), trzykrotnie rozpoczynając spotkania od pierwszej minuty. - Na moim etapie kariery liczy się przede wszystkim ilość rozgrywanych minut. Wszystko robię i wykonuje na 100%, by zapracować sobie na szansę od trenerów. Mam tylko nadzieję, że odpłacam im się za zaufanie odpowiednim poziomem gry - mówi zawodnik, przyznając również, co szczególnie skłoniło go do przyjęcia oferty od spadkowicza z PKO Ekstraklasy.

- Gdy przychodziłem do Podbeskidzia, odbywałem rozmowy przede wszystkim z dyrektorem sportowym klubu. Widziałem wówczas, że w Bielsku-Białej będzie się tworzył całkowicie nowy zespół i każdy dostanie swoistą czystą kartę, będzie na zero. Miałem co prawda wówczas kilka innych ofert z 1. Ligi, ale Podbeskidzie zrobiło na mnie wrażenie swoimi ambicjami czy posiadanym stadionem. Nie patrzyłem na pieniądze, a na możliwość jak najczęstszych występów na boisku. W piłce nigdy nie wiesz, kiedy otrzymasz szansę, ale kluczem jest ją odpowiednio wykorzystać - zapewnia skrzydłowy, dla którego Podbeskidzie jest już piątym polskim klubem w karierze. Wcześniej bowiem Milasius reprezentował już barwy Skry Częstochowa, Wisły Płock (notując w niej debiut na najwyższym szczeblu rozgrywkowym), Świtu Nowy Dwór Mazowiecki i warszawskiej Escoli Varsovia, będacej oficjalnym Partnerem FC Barcelony w Polsce.

Jak więc widać, zaledwie 20-letni Milasius związał niemal całą swoją dotychczasową przygodę z piłką z naszym krajem, co jak sam zapewnia było szczególnie istotne, by mieć możliwość rozwinięcia swoich piłkarskich umiejętności. - Miałem możliwość powrotu do swojej ojczyzny, ale po rozmowach z kilkoma osobami wspólnie doszliśmy do wniosku, że zawsze mogę wrócić, ale nie wiadomo, czy będę miał okazję się stąd wybić. To mi dało do myślenia, dlatego postanowiłem zostać w Polsce i po czasie zdecydowanie nie żałuje tej decyzji - dodaje zawodnik.

Ciekawostką jest jednak fakt, że zanim piłkarz dołączył do Podbeskidzia czy ogólnie zaaklimatyzował się w Polsce, miał okazję przebywać na testach w angielskim Stoke City, na Słowacji czy w duńskim Velje. Jak więc Litwin wspomina z perspektywy czasu tamte przygody? - Wszędzie jest inna filozofia futbolu. Z Danii pamiętam dwie jednostki treningowe codziennie, pobudki o 7 rano i od razu trzeba było iść na trening, a później popołudniu. Praca stoi tam zdecydowanie na pierwszym miejscu. W Stoke miałem z kolei do czynienia z typową angielską piłką, gdy kluczowe były dostarczenie piłki w pole karne oraz walka. Na Słowacji miałem do czynienia z nowym trenerem, stawiającym przede wszystkim na grę piłką. I w pewnym momencie wiele wskazywało na to, że zostanę tam, ale wówczas otrzymałem telefon od Wisły Płock, by przyjechać do klubu na obóz przygotowawczy na Cypr. Najpierw na testy, ale ostatecznie zostałem w pierwszym zespole na dłużej. I co prawda nie zaliczyłem w klubie satysfakcjonującej liczby minut, ale bardzo wiele się nauczyłem, choćby od trenera Kibu Vicuny - mówi Milasius, zbierający obecnie ważne szlify u trenerskiego duetu „Górali”. 

A czy zdobyta ostatnio bramka ponownie przybliży młodzieżowego reprezentanta Litwy do wyjściowego składu spadkowicza? Przekonamy się już jutro wieczorem, gdy bielszczanie podejmą u siebie Odrę Opole i spróbują zrewanżować się wspomnianemu rywalowi za dotkliwą porażkę 0:3 z drugiej kolejki rozgrywek. Przypomnijmy, że najbliższy mecz odbędzie się co prawda w Bielsku-Białej, ale jego formalnym gospodarzem będzie zespół ze stolicy województwa opolskiego. Wszystko z powodu infrastrukturalnych zmian, do jakich w najbliższym czasie dojdzie przy Oleskiej. I choć wspomniane okoliczności i obecna forma wskazują na to, kto będzie faworytem bezpośredniego pojedynku, przy Rychlińskiego pewne rzeczy muszą pozostać stałe. - Skuteczność przede wszystkim i zachowywać zero z tyłu, to będzie klucz do zachowania dalszej formy - zakończył nasz rozmówca.

autor: Piotr Porębski

Przeczytaj również