"Sześć punktów to dużo i mało... trzynaście kolejek to dużo i mało"

28.02.2019

W najbliższą sobotę bielskie Podbeskidzie wróci do rywalizacji o powrót do piłkarskiej elity. W klubie nie mówi się o tym, że to cel z kategorii "być, albo nie być". Natomiast w wariant optymistyczny...

Łukasz Laskowski/Press Focus

W roli prezesa Podbeskidzia w meczu o stawkę „zadebiutuje” Bogdan Kłys. – Przede mną pierwszy mecz w roli prezesa, ale dużych emocji jeszcze nie odczuwam. Jutro zapewne będzie większe napięcie. Wiem jednak, że mamy mocny zespół. Podczas okresu przygotowawczego wszystko przebiegało zgodnie z planem. Takie mam odczucia, gdyż otrzymywałem tylko pozytywne informacje. Zakładam, że dużego stresu w sobotę nie będzie, ponieważ każdy element, biorąc pod uwagę organizację meczu, mamy pod kontrolą – powiedział sternik Podbeskidzia podczas konferencji prasowej zapowiadającej rywalizację w drugiej części sezonu. 

"Górale" dokonali zimą kilku roszad kadrowych. Zespół wzmocnili Damian Hilbrycht (Rekord Bielsko-Biała, wypożyczenie), Adrian Gomez (Albacete FC, wolny transfer) oraz Marko Roginić (NK Nafta Lendava, transfer definitywny). Szeregi klubu spod Klimczoka opuścili natomiast Grzegorz Goncerz (Stal Rzeszów) i Jakub Bąk (Puszcza Niepołomice). – Podczas okresu przygotowawczego szukaliśmy nowych zawodników, dopinaliśmy kwestie formalne, cały czas byliśmy w kontakcie ze sztabem szkoleniowym. Zrealizowaliśmy nasze założenia, ponieważ pozyskaliśmy trzech piłkarzy na pozycje, które naszym zdaniem wymagały wzmocnienia. Nasze szeregi opuścili Goncerz i Bąk, być może w ich ślady pójdzie także Paweł Moskwik, który nie trenuje z pierwszą drużyną – stwierdził dyrektor Andrzej Rybarski. – Chcieliśmy podnieść rywalizację w zespole. Po analizie uznaliśmy, że potrzebujemy trzech zawodników. Wiemy, że pozyskani piłkarze pozwolę drużynie wzmocnić chęć zwyciężania – uzupełnił trener Krzysztof Brede, który odniósł się także do transferów „wychodzących”, do których nie doszło. – Inne kluby pytały o Przemysława Płachetę i Valerijsa Sabalę oraz trzech innych zawodników, ale wszyscy zostali z nami. Władze klubu podeszły do tematu długofalowo, dotrzymały słowa, że liczy się budowa zespołu, a nie jednorazowy biznes, dlatego też możemy kontynuować nasz projekt – dodał szkoleniowiec TSP. 

W bielskim klubie nikt nie „wywiesza” sztandarów głoszących walkę o awans za wszelką cenę, wszak strata do lidera z Częstochowy wynosi 16 punktów, do wicelidera z Nowego Sącza 6, a grupa pościgowa za Sandęcją to przynajmniej trzy drużyny, ale dopóki piłka  w grze... – Sześć punktów to dużo i mało. Trzynaście meczów, które rozegramy na wiosnę, to także dużo i mało. Będziemy się skupiali na każdym kolejnym spotkaniu mając świadomość tego, że chcąc włączyć się do walki o czołowe lokaty musimy „złapać” serię zwycięstw – podsumował Brede. 

autor: Krzysztof Biłka

Przeczytaj również