Strzał życia, żelazna obrona i bezcenne zwycięstwo. "Wyczerpaliśmy nasz limit pecha"

24.04.2021

Westchnienie ulgi, jakie pojawiło się wśród kibiców i zawodników Podbeskidzia po meczu z Lechem Poznań, z pewnością było słyszalne nawet pod Klimczokiem. Dzięki zaprezentowaniu wyrachowanej gry i wręcz niezwykłej odpowiedzialności w linii defensywnej, „Górale” pokonali faworyzowanego przeciwnika i zgarnęli niemal bezcenne punkty w walce o ekstraklasowy byt.

Krzysztof Dzierżawa/PressFocus

Po przegraniu spotkania ze Śląskiem za sprawą bramki z 95. minuty, nastroje w obozie beniaminka z pewnością były dalekie od wymarzonych. Zbliżająca się Stal Mielec, perspektywa bardzo ciężkiego terminarza, w dodatku wypuszczenie kilku ważnych wyników z rąk - wszystko to sprawiało, że do pojedynku z poznańskim Lechem „Górale” przystępowali niemal z duszą na ramieniu. Co po niektórzy kibice Podbeskidzia liczyli jednak na to, że w piątkowy wieczór podopieczni Roberta Kasperczyka zaprezentują niemal takie samo oblicze, jak ich starsi koledzy przed ośmioma laty (dokładnie 25 maja 2013 roku). 

Wówczas zawodnicy z Bielska-Białej przed meczem z Lechem musieli liczyć na cud, a ewentualna porażka na stadionie walczącego jeszcze o mistrzostwo klubu spowodowałaby, że „czerwono-biało-niebiescy” właściwie straciliby jakiekolwiek szanse na utrzymanie. Cud się jednak ziścił i właściwie podobny scenariusz otrzymaliśmy również w 27. kolejce obecnych rozgrywek. 

Już pierwsza połowa pokazała, że Podbeskidzie wyciągnęło konstruktywne wnioski z wtorkowej porażki, bo jego zawodnicy byli przede wszystkim skupieni i chcieli przekuć w dobrą grę posiadaną sportową złość. I choć byli oni momentami również dość chaotyczni w swoich poczynaniach, to jednak bielszczanie długo prowadzili grę, często stawiali na wysoki pressing i starali się nie dopuszczać poznaniaków pod własne pole karne. W tym wszystkim pojawił się jednak jeden ważny szkopuł - spora bezzębność w ataku. Kamil Biliński był właściwie całkowicie odcięty od podań, a w rozwinięciu (nomen omen) skrzydeł nie pomagały choćby bardzo ofensywnie usposobione wahadła. W efekcie Mickey van der Hart był przed przerwą właściwie całkowicie bezrobotny.

Po zmianie stron to lechici zaczęli przejmować większą inicjatywę, wykorzystywali spore dziury „Górali” w środku pola, lecz z przejściem pod szesnastkę i przełamaniem defensywnego muru mieli już spory problem. Gdy jednak zaczęło się wydawać, że zawodnicy Macieja Skorży w końcu zdołają potwierdzić okres lepszej gry i zmuszą nieźle dysponowanego Peskovicia do kapitulacji, gospodarze zadali bardzo mocny, a przy tym efektowny i decydujący cios. Po uderzeniu Marko Roginicia z dystansu można było jedynie łapać się za głowy, ale takie trafienie tylko potwierdziło, ile w życiu piłkarza znaczy przełamanie oraz wyczyszczenie głowy po konsekwentnie wyliczanej serii meczów bez zdobytego gola. - Marko jest specyficzny, bardzo introwertyczne usposobiony i chyba się „przytkał” po jesieni bez strzelonej bramki. Ten gol we Wrocławiu dał mu impuls i to już jest chyba to, co być powinno. Teraz będzie miał z górki. Marko uczy się Ekstraklasy, a wszyscy, którzy funkcjonowali wcześniej w pierwszej lidze czy słabszych ligach zagranicznych, muszą trochę poczekać. On jest tego przykładem - przyznawał na pomeczowej konferencji prasowej trener Robert Kasperczyk.

W najbardziej odpowiednim momencie Chorwat dołożył zatem do swojej waleczności również skuteczność (gol w drugim ligowym meczu z rzędu) i sprawił, że niezwykle ważne trzy punkty ostatecznie zostały w Bielsku-Białej. Przyjezdni co prawda starali się jeszcze przesunąć ciężar gry do ofensywy, ale w ich poczynaniach brakowało choćby dokładnego ostatniego podania. Zwycięstwo było potrzebne „Góralom” niemal jak rybie woda - tym bardziej wobec wydarzeń z ostatnich tygodni, gdy zespół ten stracił kilka cennych punktów w niewytłumaczalnych okolicznościach. Tym razem jednak beniaminek zachował ogromną koncentrację i wysoki poziom gry obronnej do ostatniego gwizdka, dzięki czemu odniósł czwarte zwycięstwo w 2021 roku, a ponadto zanotował dopiero czwarte czyste konto w bieżących rozgrywkach. 

Ogromna radość w obozie gospodarzy po zakończeniu spotkania była zatem całkowicie uzasadniona. - Lech trafił dziś na zespół, który może w umiejętnościach ma jeszcze jakieś deficyty, ale ambicją, zaangażowaniem czy taktyką w grze obronnej, zdecydowanie dał radę. Cieszę się niezmiernie z postawy moich zawodników i chyba wyczerpaliśmy już nasz limit pecha. Oczywiście nie osiągnęliśmy jeszcze naszego celu, wiemy doskonale, że przed nami jeszcze trzy bardzo ciężkie mecze. Postawiliśmy dziś jednak ważny krok i na pewno będzie on sporą motywacją dla chłopaków - dodaje opiekun „Górali”. 

Wywalczona wygrana pozwoliła Podbeskidziu nieznacznie odskoczyć mieleckiej Stali (dokładnie na trzy punkty) i zbliżyć się do czternastej Wisły Płock, choć trzeba w tym wszystkim pamiętać, że wspomniani rywale z województwa podkarpackiego mają aktualnie dwa mecze rozegrane mniej. Zwycięstwo z Lechem powinno jednak  dać "Góralom" mocnego motywacyjnego kopa przed kolejnymi spotkaniami "o życie". 

autor: Piotr Porębski

Przeczytaj również