Stłamszeni, rozbici, rozgromieni. "Górale" kończą rok na ligowym dnie

18.12.2020

Piłkarze Podbeskidzia Bielsko-Biała w fatalnym stylu zakończyli zmagania w rundzie jesiennej, przez co beniaminek na zimową przerwę w rozgrywkach Ekstraklasy uda się jako czerwona latarnia ligi. W ostatnim tegorocznym meczu podopieczni Huberta Kościukiewicza przegrali w Płocku z tamtejszą Wisłą 1:4, a ich jedyny gol padł po samobójczym trafieniu Dusana Lagatora.

Adam Starszyński/PressFocus

W minionych dniach w obozie Podbeskidzia Bielsko-Biała doszło do pewnego „pospolitego ruszenia”. Po bardzo dotkliwej porażce u siebie z Piastem Gliwice, z posadą trenera beniaminka pożegnał się Krzysztof Brede, a „Górale” w swoich mediach społecznościowych ogłosili już nazwisko pierwszego zimowego wzmocnienia. Nieco w cieniu poszukiwań szkoleniowca na rundę wiosenną i powiększającej się z dnia na dzień giełdy nazwisk, ostatni zespół w tabeli pod wodzą Huberta Kościukiewicza przygotowywał się do kolejnego niezwykle istotnego starcia pod kątem walki o utrzymanie.

W piątkowy wieczór bielszczanie wybrali się do Płocka, by zmierzyć się z trzynastą w ligowej stawce Wisłą. Przed ostatnim meczem w Ekstraklasie w 2020 roku, oba zespoły dzieliły w tabeli zaledwie cztery oczka, więc określenie tego pojedynku mianem „meczu o 6 punktów” wcale nie można było uznać za nadużycie. Jak pokazała jednak choćby pierwsza połowa rywalizacji na stadionie im. Kazimierza Górskiego, roszada na ławce trenerskiej Podbeskidzia nie dała beniaminkowi żadnego pozytywnego impulsu, a jego obrona wciąż istnieje tylko teoretycznie. 

Nie możemy jednak zwalać całej winy na defensywę gości, bowiem postawa piłkarzy z pozostałych formacji również wyglądała bardzo słabo. Zresztą, 109 wymienionych podań, 32 procent posiadania piłki i zero jakichkolwiek oddanych strzałów - tak wyglądały przerażające wręcz statystyki „Górali” z pierwszej połowy, która ostatecznie zakończyła się prowadzeniem gospodarzy 3:0. W tej części gry w roli głównej zdecydowanie wystąpił Mateusz Szwoch, który zanotował asysty przy wszystkich zdobytych golach przez jego kolegów. 

Dokładne dośrodkowania ofensywnego pomocnika Wisły - zarówno z gry, jak i ze stałych fragmentów gry - siały spustoszenie w obronie rywala, a najlepszy możliwy użytek zrobili z nich Patryk Tuszyński, Alan Uryga oraz Czarnogórzec Dusan Lagator. Podopieczni Radosława Sobolewskiego śmiało mogli uznać trzybramkowe prowadzenie za absolutnie zasłużone, a poza  korzystnym wynikiem, płocczanie zaimponowali również bardzo wysoko stawianym pressingiem oraz łatwością w wymienianiu podań. Po „Góralach” było z kolei widać, że są całkowicie rozbici i marzą już tylko o tym, by jak najszybciej zakończyć tegoroczne zmagania.

 - Musimy się złapać za jaja i pokazać w drugiej połowie, na co nas tak naprawdę stać - przyznawał w przerwie Bartosz Jaroch, zapewne spodziewając się tego, że w szatni beniaminka padnie sporo mocnych słów. Wspomniany obrońca wyszedł chyba jednak zbyt przemotywowany na drugą część gry, gdyż w ciągu 13. minut obejrzał on dwie żółte kartki za faule na Dawidzie Kocyle i musiał on przedwcześnie opuścić boisko. 

Po kompletnie nieodpowiedzialnym zachowaniu defensora wydawało się, że zawodnicy z województwa mazowieckiego włączą jeszcze wyższy bieg i spróbują podwyższyć korzystny dla siebie wynik. Paradoksalnie „Górale” po stracie Jarocha mocno się zmobilizowali i postarali się nie zakończyć tego spotkania z zerowym dorobkiem po stronie strzelonych goli. Efektem ich działań było sprokurowanie sytuacji z 69. minuty, gdy Kamil Biliński wykorzystał zawahanie Angela Garcii i oddał płaski strzał prosto w Krzysztofa Kamińskiego. Piłka po interwencji bramkarza odbiła się jednak na tyle niefortunnie, że trafiła prosto w głowę Dusana Lagatora. 

Gol ten niewiele zmienił w kontekście przebiegu dalszej rywalizacji, bowiem końcówka ponownie należała do gospodarzy. Efektem tego był czwarty gol, zdobyty po dynamicznej akcji Giorgio Merebaszwiliego lewą stroną boiska i wykończeniu jej przez młodzieżowca Mateusza Lewandowskiego. Jeszcze w samej końcówce Podbeskidzie musiało radzić sobie w podwójnym osłabieniu, gdyż w 85. minucie drugą żółtą kartkę zobaczył Michał Rzuchowski.

Tym samym „niebiesko-biało-czerwoni” ponoszą czwartą dotkliwą porażkę z rzędu, a na ich boiskową postawę najlepiej spuścić zasłonę milczenia. Można się zatem spodziewać, że najbliższe tygodnie przy Rychlińskiego będą bardziej niż nerwowe. 

Wisła Płock - Podbeskidzie Bielsko-Biała 4:1 (3:0)

1:0 - Patryk Tuszyński 13’

2:0 - Alan Uryga 21’

3:0 - Dusan Lagator 38’

3:1 - Dusan Lagator (s.) 69’

4:1 - Mateusz Lewandowski 77’

Składy: 

Wisła: Kamiński - Tomasik, Uryga, Rzeźniczak, Cabezali - Lagator - Kocyła (65’ Lewandowski), Lesniak, Rasak (81’ Adamczyk), Szwoch (81’ Gjertsen) - Tuszyński (65’ Merebaszwili). Trener: Radosław Sobolewski

Podbeskidzie: Pesković - Modelski, Rundić, Komor, Jaroch, Danielak (46’ Sierpina) - Marzec (78’ Miakuszko), Kocsis (70’ Bieroński), Rzuchowski, Sitek (46’ Laskowski) - Biliński (78’ Martin). Trener: Hubert Kościukiewicz

Sędzia: Paweł Gil (Lublin)

Żółte kartki: Tuszyński, Uryga (Wisła) - Modelski, Jaroch, Rzuchowski (Podbeskidzie)

Czerwone kartki: Jaroch (61’, za dwie żółte), Rzuchowski (85’, za dwie żółte)

Widzów: bez publiczności 

autor: Piotr Porębski

Przeczytaj również