Słowak debiutuje jako trener i chce pomóc BKS-owi. "Musimy ciągnąć wózek w jedną stronę"

03.03.2021

Zawodnicy bielskiej Stali z pewnością nie mogli zapisać niedawnej rundy jesiennej do udanych. Zamiast włączyć się do walki o wywalczenie awansu do IV Ligi, BKS zakończył zmagania w swojej grupie na zaledwie 5. miejscu, w efekcie czego rundę wiosenną spędzi on w grupie spadkowej. Wobec tego włodarze niedawnego trzecioligowca postanowili po 2,5 roku rozstać się z trenerem Mirosławem Szymurą i postawić na dość nieoczekiwanego następcę. Nowym szkoleniowcem „czerwono-biało-zielonych” został bowiem absolutny debiutant, mający jednak naprawdę spore rozeznanie w bielskim środowisku.

Rafał Rusek/PressFocus

Mowa oczywiście o Słowaku Juraju Danciku, który z Bielskiem-Białą związał się już w 2007 roku i jest przede wszystkim kojarzony z występów w Podbeskidziu. W zespole „Górali” defensor miał okazję m.in. świętować awans do najwyższej klasy rozgrywkowej i zanotować w niej 26 spotkań, ale pomijając wspomniane występy w Ekstraklasie, zawodnik znajdował się także w kadrze bielskiej Stali oraz klubu spod bielskiej wsi, GLKS-u Wilkowice. Pod koniec stycznia 39-latek postanowił jednak założyć korki na kołek i poprzez powrót na „stare śmieci”, zdecydował się na rozpoczęcie przygody z ławką trenerską. 

Jednokrotny mistrz Słowacji został ogłoszony nowym szkoleniowcem BKS-u i już zapowiedział, że wraz ze swoim nowym-starym pracodawcą zamierza mierzyć wysoko i wyjść całkowicie na prostą po problemach finansowych, które nawiedziły klub ponad dwa lata roku temu i przyczyniły się do degradacji klubu do ligi okręgowej. Na razie Słowak, mający w zespole do dyspozycji dość sporą ilość doświadczonych zawodników, zdołał wygrać trzy spotkania sparingowe - z Cukrownikiem Chybie (4:1), Pionierem Pisarzowice (4:1) oraz Beskidem Skoczów (1:0), a także zanotował remis ze swoim niedawnym pracodawcą - GLKS-em Wilkowice (2:2).

W krótkiej rozmowie z naszym portalem szkoleniowiec przyznaje zatem m.in., dlaczego propozycja z zespołu "czerwono-biało-niebieskich" przyszła w odpowiednim momencie, jak wspomina swój pobyt w BKS-ie jako zawodnik oraz czy zamierza być w Bielsku-Białej… człowiekiem orkiestrą. 

***

Piotr Porębski (Sportslaski.pl): Ostatnio trafiłem na relację ze sparingu BKS-u STAL z Beskidem Skoczów i zauważyłem, że jedyną bramkę w meczu zdobył… Juraj Dancik. Jest Pan trenerem oraz piłkarzem, więc pół żartem pół serio można chyba stwierdzić, że do klubu trafił prawdziwy człowiek orkiestra.
Juraj Dancik (trener BKS-u Stal Bielsko-Biała): Czasami tak jest, że trzeba pomóc zespołowi w taki sposób – choćby gdy występują w drużynie kontuzje, bądź chce się chłopakom coś lepiej przekazać. Dzięki temu piłkarze sami mogą zobaczyć, jak widzę pewne sytuacje oraz jaką mam planowaną wizję gry. Nie ukrywam, że lepiej komunikuje mi się z chłopakami, gdy sam jestem na boisku, a nie przy ławce rezerwowych czy na trybunach. 

Sparing z Beskidem był jednym z dwóch, w których wystąpił Pan nie tylko jako trener, ale jako zawodnik pierwszego zespołu. Zakłada Pan zatem taki scenariusz, obejmujący regularne występy w rundzie wiosennej? Czy raczej jest to bardzo rezerwowa opcja?
Jeżeli zespół będzie w pełnym składzie, nie ma potrzeby bym regularnie pojawiał się na boisku, czy to w wyjściowej jedenastce, czy zaliczając wejście z ławki. Myślę zatem, że teraz raczej dam szanse pograć młodym (śmiech).

W grudniu zeszłego roku miałem okazję rozmawiać z grającym opiekunem Rozwoju Katowice, Tomaszem Wróblem. Trener wspominał, że będzie grał jedynie do momentu, gdy zauważy, że zawodnicy całkowicie biorą ciężar gry na swoje barki. Pan ma podobny pogląd na tą sytuację?
Młodzi zawodnicy nie mają czasami jeszcze takiego obycia czy doświadczenia jak nieco starsi koledzy – na przykład pod kątem ustawiania czy poruszania się po boisku. Będąc samemu na murawie, faktycznie mam łatwość sterowania oraz podpowiadania swoim piłkarzom. 

Na razie notuje Pan znakomite wejście w nową-starą drużynę. Trzy sparingowe wygrane, ostatnio remis z GLKS-em Wilkowice, więc widać, że forma przed startem wiosny rośnie.
Ja oczywiście jestem jeszcze daleki od tego, by odczuwać pełne zadowolenie, nawet pomimo trzech wygranych spotkań. W końcu to są tylko sparingi, a podczas mojej kariery spotkałem już sporo takich piłkarzy, którzy świetnie wyglądali głównie w meczach kontrolnych czy na treningach. Gdy przychodzi już jednak pewna presja i konieczność walki o punkty, wszystko zaczyna wyglądać zupełnie inaczej. 

Na chwilę zatrzymałbym się jednak na zremisowanym spotkaniu z liderem A-klasy. Dla Pana w pewnym sensie wyjątkowego, bo do BKS-u trafił Pan właśnie z Wilkowic. Ale zapewne dwie właściwie tak samo stracone bramki po stałych fragmentach musiały Panu trochę popsuć nastrój.
No niestety, na pewno żałowaliśmy tak nieudanego wejścia w to spotkanie. Już w 2. minucie zaspaliśmy przy wykonanym rzucie rożnym, więc na przyszłość musimy zachowywać w tym elemencie większą koncentrację. Z kolei bramka na 2:2 ustaliła rezultat tamtej rywalizacji. W meczach ligowych trzeba się wzajemnie pilnować, jeżeli będziemy prowadzić 2:1 i zrobić wszystko, by taki korzystny wynik utrzymać do końcowego gwizdka. W takich chwilach szczególnie potrzebne będzie wsparcie tych bardziej doświadczonych zawodników. 

Mówimy o doświadczeniu, natomiast Pan zalicza teraz absolutny debiut w roli pierwszego trenera seniorskiej drużyny. Jakim trenerem będzie zatem Juraj Dancik? Na jakich elementach rzemiosła będzie chciał się Pan przede wszystkim skupić?
Jak byłem w Podbeskidziu Bielsko-Biała i wspólnie robiliśmy awans do Ekstraklasy czy półfinału Pucharu Polski, w zespole nie znajdowały się żadne wielkie nazwiska. Drużynę tworzyło 20 zawodników na tym samym poziomie. Trener musi zatem jakoś wybrać tą odpowiednią wyjściową jedenastkę, ale przy okazji dobrze jest mieć świadomość, że w obwodzie czekają zmiennicy o równie dużej wartości. Wszyscy w BKS-ie musimy zatem ciągnąć ten wózek w jedną stronę. Na pewno będziemy waleczni w swoich poczynaniach i jeżeli jeden zawodnik np. będzie ograny przy jakiejś boiskowej sytuacji, musi znaleźć się kolejna dwójka czy trójka, która powalczy za niego. 

A sama propozycja z Bielska-Białej była dla Pana pewnym zaskoczeniem? Domyślam się jednak, że dla osoby, która łączy swoją przyszłość z ławką trenerską, możliwość pracy w swoim byłym klubie, w dodatku w ukochanym sobie mieście, jest sporą nobilitacją. 
Nie ukrywam, że propozycja z BKS-u pojawiła się w odpowiednim dla mnie momencie. Czułem już bowiem, że wypadałoby się już w końcu przekształcić z zawodnika w trenera – w końcu lata robią swoje. Do tej pory poziom A-klasowy w Wilkowicach mi odpowiadał, głównie mając na myśli kwestię ilości treningów oraz rozgrywanych meczów. Wiadomo, że kiedy grę łączy się z pracą, rodziną oraz innymi pozaboiskowymi obowiązkami, czasu na treningi nie ma zbyt wiele. Postanowiłem zatem skupić się teraz na szkoleniu, chociaż tak jak już wcześniej wspomniałem, gdy chłopcy będą potrzebowali mojej pomocy na boisku, wspomogę ich również tam. Staram się być cały czas w ruchu, więc myślę, że w razie czego nie będę od nich odstawał (śmiech) 

Zatem bycie trenerem i praca z zespołem seniorów jest taką profesją, z którą łączy Pan swoją bliżej nieokreśloną przyszłość zawodową?
Całe życie grałem w piłkę, więc i teraz chciałbym się realizować w tym, co umiem najlepiej i czym się pasjonuje. Oczywiście, cały czas trzeba się uczyć również w innych kierunkach oraz mieć odpowiedni poziom wiedzy czy doświadczenia. Niemniej myślę, że oferta objęcia BKS-u była dla mnie wręcz idealna i mam nadzieję, że będę się w tym zawodzie jak najbardziej spełniał.

A kwestia pańskiej działalności w Football Academy? Będzie ona dalej kontynuowana czy zamierza Pan całkowicie poświęcić się już BKS-owi?
Właśnie w BKS-ie będę miał również taką rolę, by ruszyć z jeszcze skuteczniejszym szkoleniem młodzieży, przeprowadzić nabór i zrobić pewną „reanimację” tej działalności. Natomiast tak, prowadzę w Czechowicach-Dziedzicach swoją akademię piłkarską Football Academy. Wiadomo oczywiście, jakie są czasy i przez pewien czas nie prowadziliśmy zajęć z powodu obostrzeń, zamkniętych orlików czy sal gimnastycznych. Teraz już na szczęście powoli z tym ruszamy i jeszcze zobaczę, jak to pod względem czasowym będzie u mnie wyglądało. Jeżeli BKS całkowicie mnie pochłonie, wówczas trzeba będzie znaleźć odpowiedniego następcę.

Może stamtąd wyciągnie Pan do BKS-u jakieś perełki. 
Byłoby fajnie, oczywiście wszystko byłoby zrobione transparentnie i z korzyścią dla obu stron (śmiech).

Widać jednak, że dobrze wprowadził się Pan do zespołu. Stali. Dodatkowe pompki na treningach w ramach zabawy, sporo ciekawych konkurencji, więc forma i atmosfera już się budują. 
Oczywiście, czasami trzeba się pośmiać, ale jest też pewna robota do wykonania, bez której nie można wejść w rozgrywki ligowe. Zimowy okres nigdy nie powinien być lekki i nie musi podobać się zawodnikom. Oni powinni być świadomi, że jest to potrzebne, by odpowiednio naładować baterie na cały rok. 

Powiedział Pan też w jednym z wywiadów, że na pewno ważne będzie wprowadzenie zespołu na miejsce, na które on zasługuje. Bo też nie da się ukryć, że gdy opuszczał Pan BKS w 2017, to okoliczności, w których zespół funkcjonował, były zupełne inne.
Zdecydowanie. W końcu trzecia liga to jest już naprawdę mocny poziom, występują na nim poważne drużyny. Tworzyliśmy wówczas niezły zespół, rozgrywaliśmy swoje mecze na Stadionie Miejskim przy Rychlińskiego i walczyliśmy o wywalczenie jak najwyższego miejsca na tym poziomie rozgrywkowym. Choćby w 2016 roku przegraliśmy awans do II Ligi z Odrą Opole o zaledwie cztery punkty. Było więc widać, że wówczas drzemał w nas dość spory potencjał, poparty umiejętnościami, jak i dobrą atmosferą. 

Ale wspominając sobie z BKS z tamtego okresu - z Krzysztofem Kozikiem, Damianem Szczęsnym, Krzysztofem Chrapkiem czy trenerem Rafałem Górakiem na pokładzie, aż szkoda, że nie udało Wam się wówczas pojawić na szczeblu centralnym. 
To był pełen profesjonalizm, bo choćby w sztabie Rafała Góraka w Bielsku-Białej znajdował się Robert Góralczyk, który odpowiadał się za nasze przygotowanie fizyczne. Przecież on z BKS-u z III Ligi przeniósł się bezpośrednio do reprezentacji Polski trenera Adama Nawałki. Nikt u nas nie znajdował się z przysłowiowej „łapanki”. Wszystko było naprawdę poukładane, zarówno pod względem finansowym czy sportowym, jak i również infrastrukturalnym. 

Teraz zamiast II Ligi jest jednak liga okręgowa i niestety grupa spadkowa. Zatem celem na te najbliższe miesiące jest najpierw spokojne dokończenie rozgrywek, a następnie atak na piąty poziom rozgrywkowy? 
Wszystko się zobaczy. Celem zarządu zawsze będzie awans, więc może się okażę, że za 3-4 lata już będziemy w Ekstraklasie (śmiech). Ale poważnie mówiąc, na pewno mamy świadomość, że BKS jako klub miał swoje problemy. Na szczęście większość rzeczy już została odpowiednio naprawiona, więc chcemy teraz tylko się ustabilizować. Wiosną zależy nam na tym, by dograć ten sezon bez zbędnej presji, bo nasza przewaga nad pozostałymi drużynami w grupie spadkowej będzie stosunkowo bezpieczna. W przyszłym sezonie na pewno będziemy już chcieli walczyć o coś więcej. Mnie samego zawsze interesuje rywalizacja tylko o najwyższe cele i nie będziemy odczuwali satysfakcji z gry w grupie spadkowej.

Oraz chyba z gry w samej „okręgówce”. 
Oczywiście. Już choćby na poziomie IV Ligi pojawiają się poważne drużyny, poważniejsze trenowanie oraz pewne warunki, które należy bezwzględnie zrealizować. Zresztą w przyszłym roku jest już stulecie BKS-u, więc też będziemy chcieli uczcić tą rocznicę ważnym sportowym sukcesem. 

Wspomniał Pan również tuż po zatrudnieniu w Stali, że ważne w pańskiej pracy będzie wprowadzenie większej ilości młodzieży. Po tych kilku tygodniach ma już Pan kilku kandydatów, którzy wymiernie wzmocniliby pierwszy zespół i mogą stanowić o ile pańskiej drużyny? 
Już teraz mamy w zespole kilku ciekawych juniorów, których staram się coraz bardziej wprowadzać w rytm meczowy. W końcu bywały już takie drugie połowy spotkań, że nasz skład składał się z nawet 8 lub 9 zawodników o wspomnianym statusie. Nie było widać tej pewnej różnicy pokoleniowej i nie ma tak, że przez dokonane roszady dochodzi do sytuacji, że nie możemy przejść na połowę rywala i stworzyć sobie jakieś sytuacje bramkowe. Są to właściwie zmiany jeden do jednego, a sam osobiście naprawdę lubię pracować z młodymi zawodnikami. Poza tym trzeba wspomnieć, że w Bielsku-Białej mamy przecież dwa wyżej sytuowane kluby – Podbeskidzie oraz Rekord. Dla naszej młodzieży to zapewne będzie podwójna motywacja, by się pokazać i ewentualnie wypromować wyżej. Teraz młodzi zawodnicy są w końcu bardzo w cenie. 

Zatem czego BKS-owi można życzyć na te najbliższe miesiące? 
Na pewno wspomnianej stabilizacji i tego, by nowi oraz starsi zawodnicy mocno uwierzyli w ten projekt. Wiadomo, jakie rzeczy działy się tutaj blisko półtora roku temu, więc każdy powinien mieć poczucie, że wspólnie zaczynamy budować nową bielską siłę, nowy BKS. 

Poniekąd wywołany już został wcześniej temat Podbeskidzia, z którym był Pan związany dobre kilka lat. Co prawda ostatnia porażka w Bełchatowie jest taką rysą na szkle, ale chyba zgodzi się Pan z tym, że oglądając tegoroczne mecze „Górali” można w końcu czuć pewną satysfakcję.
Zdecydowanie tak, w końcu trener Kasperczyk jest naprawdę dobrym fachowcem. Pamiętam go przecież dobrze z czasów swojej gry, gdy najpierw utrzymaliśmy się na poziomie I Ligi w niesamowitych okolicznościach, a następnie wywalczyliśmy największe sukcesy w historii klubu. Szkoleniowiec doskonale wiedział, jak nas ustawić na boisku i sprawić, by kibice byli zadowoleni zarówno z gry, jak i z samych wyników. Już rezultaty pierwszych meczów w nowym roku pokazały, że trener znalazł pomysł na poukładanie drużyny, więc naprawdę myślę, że uda mu się utrzymać w Podbeskidziu Ekstraklasę. 

Ale sam powrót Roberta Kasperczyka na Rychlińskiego był dla Pana sporą sensacją?
Jestem przekonany, że włodarze klubu bardzo dokładnie przemyśleli ten wybór i na pewno nie była to decyzja z „godziny na godzinę”, na zasadzie jakiegoś impulsu. Na pewno to nie był jakiś przypadek i jak widać, decyzja ta okazała się być trafna. 

A czy patrząc na obecny zespół Podbeskidzia oraz ten, w którym grał Pan trochę czasu temu, dostrzega jakieś punkty wspólne?
Na pewno zarówno wtedy, jak i teraz, zawodnicy wspólnie tworzą drużynę i dążą do realizacji założonego celu. Nie może być przecież tak, że dwóch zawodników podąża w lewo, a trzech w prawo. Każdy musiał i musi bezwzględnie walczyć za każdego – nieważne czy mówimy o zawodnikach pierwszego składu, rezerwowych czy tych spoza meczowej osiemnastki.

autor: Piotr Porębski

Przeczytaj również