Skrajne cele, ten sam optymizm. Śląscy ekstraklasowicze wracają do gry

29.01.2021

Co po niektórzy kibice nie zdążyli jeszcze na dobre zatęsknić za Ekstraklasą, a piłkarze z najwyższej klasy rozgrywkowej, po wyjątkowo krótkiej przerwie, już dziś wracają na ligowe (i wciąż niestety puste) stadiony. Czego można spodziewać się po czterech przedstawicielach wspomnianej ligi z naszego województwa? Kto zdecydował się w zimie na dokonanie małej rewolucji, a u kogo okienko transferowe należało do wyjątkowo spokojnych?

Adam Starszyński/PressFocus

Zapowiedź zbliżającej się końcówki pierwszej rundy oraz całej wiosny należy zacząć od zespołu, który jako pierwszy rozpocznie tegoroczne zmagania, a ponadto spośród śląskich ekstraklasowiczów znajduje się najwyżej w tabeli. 

Na stulecie powtórzą sukces Piasta?

Mowa oczywiście o częstochowskim Rakowie, już teraz słusznie obwoływanym mianem czarnego konia rozgrywek i mającym wszelkie predyspozycje ku temu, by powtórzyć sensacyjny sukces Piasta Gliwice sprzed dwóch sezonów. Zespół trenera Marka Papszuna z miesiąca na miesiąc notuje coraz większy postęp i zapewne będzie chciał on wykorzystać fakt, że zdecydowanie większa presja w kontekście walki o tytuł będzie spoczywała w rękach aktualnie liderującej Legii Warszawa.

Śmiało można jednak stwierdzić, że najbliższe dwie kolejki będą dla częstochowian prawdziwą próbą charakterów. Dziś wieczorem najlepsza ofensywa ligi będzie starała się znaleźć sposób na najskuteczniejszą defensywę, którą posiada trzecia w tabeli Pogoń Szczecin. Z kolei tydzień później popularne „Medaliki” rozegrają mecz, już teraz obwoływany mianem największego hitu zbliżającej się wiosny. Raków wybierze się bowiem na Łazienkowską. Mocny początek może dać wiceliderowi siłę rozpędu, jednak jak zgodnie zapowiada obóz omawianej drużyny, wszyscy zawodnicy zamierzają twardo stąpać po ziemi i ponownie udowodnić, że dla każdego będą sporym zagrożeniem. 

- Jesteśmy wiceliderem, utrzymujemy się w czołówce i samo to sprawia, że można mówić o szansie walki o mistrzostwo. Nie napalamy się na tytuł. Lepszym podejściem jest sumienna praca i skupianie się na każdym nadchodzącym spotkaniu. Nie bujamy w obłokach. Znamy drogę do dobrych wyników: to odpowiednia praca na treningach, a potem skuteczna realizacja założeń w trakcie spotkań. Spoczywanie na laurach nie ma sensu - zapowiada w wywiadzie z portalem sport.tvp.pl pomocnik „niebiesko-czerwonych”, Patryk Kun

Porównując sobie działania transferowe Rakowa do innych zespołów Ekstraklasy, okienko mimo tylko czterech pozyskanych zawodników i takiej samej ilości transferów z klubu, i tak było naprawdę emocjonujące. Do najważniejszej zmiany w kadrze wicelidera doszło w kontekście obsady bramkarza. Sprzedanego do tureckiego Erzurumsporu Jakuba Szumskiego zastąpił Słowak Dominik Holec, który został wypożyczony do końca sezonu ze Sparty Praga. Dodatkowo szeregi klubu po raz drugi w karierze zasilił środkowy obrońca Jarosław Jach, wykorzystując zmienione przepisy FIFA i dołączając już do trzeciego klubu w sezonie 2020/2021. Wspomniane dwa ruchy należy zakwalifikować jako inwestycje krótkoterminowe, natomiast w przyszłości włodarze Rakowa powinni mieć mnóstwo pożytku z pozyskanego z Korony Iwo Kaczmarskiego.

Mimo zainteresowania ze strony Lecha Poznań czy warszawskiej Legii, 16-letni pomocnik postanowił dołączyć do swoich niedawnych znajomych z Kielc - Daniela Szelągowskiego oraz Marcina Cebuli i przeniósł się do wicelidera za około 350 tysięcy euro. Dopełniając temat transferów do klubu, trzeba jeszcze wspomnieć o wracającym z niebytu Mateuszu Wdowiaku, który ostatni mecz w Ekstraklasie rozegrał w połowie września, a wobec niechęci przedłużenia wygasającego kontraktu z Cracovią, został przesunięty do jej trzecioligowych rezerw. Zdolny skrzydłowy trafi jednak do Częstochowy dopiero wraz z początkiem sezonu 2021/2022. 

Wszystkie te ruchy wyglądają na papierze naprawdę obiecująco, chociaż częstochowianie staną się całkowitym królem transferowego mercato, jeżeli do skutku dojdzie kilkumilionowy zagraniczny transfer Kamila Piątkowskiego. Środkowy obrońca jest chyba obecnie najbardziej rozchwytywanym polskim piłkarzem na rynku, bo o jego usługi usilnie zabiega kilka klubów włoskich, na czele z aktualnym liderem Serie A - Milanem. Niedawno do grona zainteresowanych 20-latkiem zespołów dołączyła również Borussia Dortmund, a według kuluarowych informacji, kwota za transfer Piątkowskiego może przekroczyć nawet 5 milionów euro. Sytuacja Rakowa jest zatem o tyle komfortowa, że najprawdopodobniej zarobi świetne pieniądze za sprzedaż swojego brylantu, a ponadto piłkarz pomoże w godnym zakończeniu sezonu przez swój wciąż obecny zespół.

Dokładając do tego obchody stulecia powstania Rakowa, coraz bardziej postępujące prace na stadionie w Częstochowie i zapewnienia, że jeszcze w tej rundzie zespół opuści Bełchatów i zdoła wrócić na swoje, otrzymujemy prawdziwą mieszankę wybuchową. Kto w takim przypadku podpali lont w odpowiednim momencie? I czy marsz podopiecznych Marka Papszuna faktycznie zakończy się sensacyjnym mistrzostwem?

W Zabrzu również mierzą wysoko

Czas pokaże, a biorąc pod uwagę aktualną sytuację punktową w tabeli, teoretycznie z walki o tytuł nie można jeszcze wykluczyć zabrzańskiego Górnika. Aktualna strata podopiecznych Marcina Brosza do pierwszego miejsca wynosi sześć punktów, jednak priorytety przy Roosevelta zapewne będą zupełnie inne. Niemniej trzeba przyznać, podążając za słowami wspomnianego trenera, że na pewno celem „Trójkolorowych” będzie jak najlepsze wejście w rundę, próba dalszego podgryzania ligowej czołówki i wprowadzania kolejnej „nowej fali” młodych zawodników do wyjściowego składu. 

Poza odejściem Łukasza Wolsztyńskiego oraz powrocie młodego Bartłomieja Eizencharta z wypożyczenia, przy Roosevelta w trakcie zimowego okienka nie wydarzyło się (i najprawdopodobniej już się nie wydarzy) zupełnie nic. Pod kątem zimowych przygotowań, największe poruszenie objęło zatem nie transferowe roszady, a ostatecznie odwołany sparing z Red Bullem Salzburg oraz zgrupowanie na Cyprze. Powodem takiego stanu rzeczy było kilka wykrytych przypadków wirusa Sars-CoV-2 w drużynie „Trójkolorowych”. - Szkoda, ale są sytuacje niezależne od nas. Cieszą dwa ostatnie mecze jakie rozegraliśmy, w których zrekompensowaliśmy to, czego nie udało się zrealizować w początkowej fazie przygotowań - przyznał trener Brosz na temat zaistniałej sytuacji.

Na szczęście koronawirus nie storpedował całkowicie wyjątkowo krótkiego okresu przygotowawczego, dzięki czemu zespół rozegrał dwa cenne mecze sparingowe z Trencinem (zwycięstwo 4:1) oraz Slovanem Bratysława (remis 2:2). Prawdziwą próbą sił dla zespołu będzie jednak ligowy pojedynek z niedawnym pucharowiczem - Lechem Poznań, którego początek zaplanowano na sobotę, na godzinę 20.

Zima spokojna jak nigdy

To już jutro, natomiast w niedzielę na murawy wybiegną dwa śląskie zespoły, które 2020 rok zakończyły w dolnej połowie tabeli. Zacznijmy od Piasta Gliwice, który po bardzo słabym początku sezonu wrócił na odpowiednie tory i zapewne będzie chciał wiosną zbliżyć się do górnej ósemki. Optymizmem przy Okrzei może chociażby napawać wyjątkowo spokojne okienko transferowe (obfitujące jedynie w odejście Mikkela Kirkeskova do 2. Bundesligi oraz zwiększenie rywalizacji na pozycji młodzieżowca poprzez pozyskanie Mateusza Winciersza), a także wygrane sparingi z rywalami z Ukrainy i Serbii.

- Robiliśmy wszystko, żeby zespół był w optymalnej formie. Patrząc na to jak drużyna pracowała w Turcji i jak wyglądały sparingi, uważam, że jesteśmy gotowi do tego pierwszego meczu. Oczywiście to najbliższe spotkanie pokaże, gdzie ewentualnie jeszcze będzie trzeba pewne rzeczy korygować i co poprawić. Liczę na to, że będzie to dobry mecz w naszym wykonaniu - zapowiedział dzisiaj trener Waldemar Fornalik na łamach klubowych mediów, przyznając przy okazji, że na ten moment kadra zespołu jest zamknięta, a wszyscy piłkarze poza Javierem Hyjkiem są zdrowi i gotowi do gry.

Jak się zatem okazało, do największej zmiany zimą w Gliwicach doszło nie w pionie sportowym, a w organizacyjnym. Po blisko 3,5 roku z funkcji prezesa Piasta zrezygnował bowiem Paweł Żelem, którego kadencja zapewne będzie wspominana ze sporym sentymentem. W końcu to w trakcie jego pracy przy Okrzei, „niebiesko-czerwoni" sięgnęli po historyczne mistrzostwo Polski, a rok później uplasowali się na wysokiej trzeciej lokacie. Po opuszczeniu klubu Żelem dość szybko znalazł zatrudnienie w Lechii Gdańsk, gdzie został włączony do zarządu spółki. - Piast ma już ugruntowaną pozycję i ambicje regularnej rywalizacji o czołowe lokaty w lidze. Zostawiam też klub w bardzo dobrej kondycji, jeżeli chodzi o organizację i finanse - przyznał niedawno Żelem na łamach katowickiego „Sportu”, dodając, że już po złożonej rezygnacji rozpoczął on przekazywanie swojemu następcy obowiązków, spraw spółki i wdrożył go w jej bieżące tematy.

A skoro temat następcy został już wywołany… Tak jak awizowaliśmy już na początku miesiąca, Żelema przy Okrzei zastąpił Grzegorz Bednarski. 42-latek pełnił już podobną funkcję w GKS-ie Tychy, a dokładnie w spółce Tyski Sport S.A., której przewodził od 2015 do 2019 roku. W trakcie jego kadencji piłkarze „Trójkolorowych” zanotowali awans na zaplecze Ekstraklasy, a w sezonie 2017/2018 zakończyli zmagania na tym szczeblu rozgrywkowym na wysokim 4. miejscu. 

Optymizm i brak „taniego lansu" wielce wskazane

O ile aktualną sytuację w wymienionych klubach należy uznać za mniej lub bardziej spokojną i ustabilizowaną, tak przed rozpoczynającą się wiosną na zawodników Podbeskidzia Bielsko-Biała czeka prawdziwe mission impossible. 

- Z grona beniaminków, którzy w tym roku zaliczyli promocję do najwyższej klasy rozgrywkowej, duża część ekspertów to właśnie Podbeskidzie uznaje za najsilniejszego z całej trójki. Za bielszczanami z pewnością przemawia uporządkowana sytuacja finansowa i organizacyjna, brak rewolucji kadrowej i dokonanie transferów jedynie na newralgiczne pozycje, a także panująca w zespole chęć udowodnienia, że w pełni zasłużył on na miejsce w elicie. W Bielsku z pewnością wszyscy będą chcieli uniknąć losu ŁKS-u z poprzednich rozgrywek, gdy niemal niezmieniony po awansie zespół odbił się od Ekstraklasy i zanotował spadek w fatalnym stylu - tak jeszcze w sierpniu zapowiadaliśmy sezon, w którym po cichu można było się spodziewać, że popularni „Górale” wniosą do ligi koloryt i być może spróbują powalczyć o coś więcej niż utrzymanie. Słowa te, kolokwialnie rzecz ujmując, bardzo źle się zestarzały.

Co prawda bielszczanie nie tracą zbyt wiele do bezpiecznej, przedostatniej pozycji w ligowej stawce (dokładnie cztery punkty), ale bardzo słaba jesień spowodowała, że głosy większości ekspertów są jednoznaczne - na wszystkich beniaminków będzie czekać ciężka runda, ale to Podbeskidzie jest głównym kandydatem do spadku. My w tym momencie powstrzymamy się od daleko idących przewidywań, ale trzeba jednak przyznać, że na tym etapie sezonu „Górale” muszą unikać jakichkolwiek kalkulacji i powinni być przygotowani na naprawdę ciężką walkę.

- Cieszy mnie to, że zespół mentalnie wygląda o 180 stopni lepiej, niż w momencie gdy go przejmowaliśmy. Jestem bardzo podbudowany i z optymizmem oczekuje pierwszych spotkań. Skoro mental już został w miarę wyprostowany, zostały nam kwestie stricte taktyczne oraz stałe fragmenty gry, które będziemy szlifować w najbliższych dniach. Jesteśmy pozytywnie nastawieni i na tyle dobrze poznaliśmy się z zawodnikami, że każdy już wie, że gdy ktoś odstawi nogę lub postawi na „tani lans” swojej osoby, nie będzie mile widziany w tej szatni. Na razie takich zawodników nie ma i oby tak zostało do końca sezonu - zachowuje optymizm Robert Kasperczyk, którego powrót na ławkę trenerską Podbeskidzia wywołał niemałe poruszenie. 

Szkoleniowiec wrócił bowiem do Bielska-Białej po prawie 8,5 roku przerwy, a wraz z nim na Rychlińskiego trafiło trzech nowych piłkarzy - obrońcy Rafał Janicki Petar Mamić, a także uniwersalny pomocnik z Czech Jakub Hora. Wbrew wielu oczekiwaniom w siedzibie ostatniego zespołu w tabeli nie doszło do rewolucji kadrowej, a duża część piłkarzy, która mocno zawiodła w trakcie nieudanej rundy, otrzymała od Kasperczyka czystą kartę i spory kredyt zaufania. - Zawodnicy dostali drugie życie i będą oni chcieli sami sobie udowodnić, że są czegoś warci. Czas na nowe rozdanie - dodaje 54-latek, zapewniając, że jego podopieczni już wyczyścili głowy i w dobrych nastrojach przystąpią do ciekawie zapowiadającego się pojedynku z Legią Warszawa. 

Cel bielszczan na 2021 rok jest tylko jeden: wywalczenie utrzymania i nawiązanie do formy choćby z rundy wiosennej Ekstraklasy sprzed ośmiu lat. Czy na koniec sezonu „Górale” będą mieli znacznie więcej powodów do radości? Czy pozostałym śląskim ekstraklasowiczom również uda się zrealizować swoje cele? Tak jak przed rozpoczęciem poprzedniej rundy i tym razem życzymy całej czwórce braku kontuzji oraz koronawirusowych komplikacji, a także długo wyczekiwanego powrotu kibiców na trybuny - choćby na decydującą część sezonu. 

autor: Piotr Porębski

Przeczytaj również