Są „Górale”, są emocje. Podział punktów po nieprawdopodobnym meczu

11.09.2020

Bardzo zaskakujący przebieg miała inauguracja 3. serii gier na boiskach PKO Ekstraklasy. Choć Podbeskidzie w pierwszej połowie wykorzystało indolencję strzelecką Jagiellonii i schodziło na przerwę z dwubramkową przewagą, po zmianie stron błyskawicznie wypuściło ją z rąk i ostatecznie opuści Podlasie z jednym zdobytym punktem. 

Krzysztof Dzierżawa/PressFocus

Po sporych emocjach, związanych z poczynaniami reprezentacji Polski oraz zmaganiami w ramach Ligi Narodów, do gry po dwutygodniowej przerwie wrócili piłkarze Ekstraklasy. Jako pierwsi na murawę w ramach 3. kolejki rozgrywek wybiegli zawodnicy Podbeskidzia, wciąż szukający szansy do przełamania i odniesienia pierwszej wygranej po powrocie do najwyższej klasy rozgrywkowej. Tym razem na „Górali” czekał jeden z najdłuższych wyjazdów w tym sezonie - na mecz w Białymstoku z Jagiellonią, która przed przerwą reprezentacyjną odniosła bardzo ważne zwycięstwo na stadionie warszawskiej Legii.  

Mimo to „Górale” przystępowali do piątkowej rywalizacji z niemałymi nadziejami, głównie dlatego, że w poprzedniej kolejce zaprezentowali się o niebo lepiej niż w trakcie ligowej inauguracji. Mimo to podopieczni Krzysztofa Brede musieli mieć się na baczności, by uniknąć kolejnych błędów w defensywie i jeszcze bardziej zminimalizować chaos w swoich poczynaniach. O uszczelnienie obrony miał zadbać chociażby pozyskany z Karwiny Serb Milan Rundić, który w Białymstoku otrzymał możliwość debiutu w najwyższej klasie rozgrywkowej. 28-letni zawodnik zastąpił w wyjściowym składzie Podbeskidzia Kornela Osyrę i tym samym była to jedyna zmiana, którą trener Brede dokonał w porównaniu do zremisowanego meczu z Cracovią.

Poza poprawą gry obronnej, piłkarze i sztab szkoleniowy beniaminka liczyli na to, że ofensywa  zespołu zachowa odpowiednią siłę rozpędu. W końcu Podbeskidzie, biorąc pod uwagę cztery ostatnie bezpośrednie pojedynki na Podlasiu, zawsze było w stanie strzelić „Jadze” co najmniej 2 gole. Pierwsze fragmenty spotkania potwierdziły jednak to, że to gospodarze będą mieli większe predyspozycje ku temu, by od początku ruszyć do ataku i przejąć kontrolę nad boiskowymi wydarzeniami. Potwierdzeniem mocnego wejścia w mecz przez Jagiellonię mogła być sytuacja z 4. minuty, gdy zespół otrzymał rzut wolny po faulu Komora na Pulijciu w okolicach 18 metra. Do ustawionej futbolówki podszedł Martin Pospisil, ale efektowna próba pomocnika zatrzymała się tylko na poprzeczce. 

Goście zdołali przetrzymać początkowy napór rywala i pod koniec pierwszego kwadransa sami mogli zmusić Pavelsa Steinborsa do kapitulacji. Wówczas świetną solową akcję prawą stroną boiska przeprowadził Karol Danielak i po minięciu kilku rywali, postanowił sam wymierzyć sprawiedliwość zamiast odegrać piłkę do lepiej ustawionego Łukasza Sierpiny. Ostatecznie uderzona futbolówka odbiła się od jednego z defensorów Jagiellonii i sprawiła łotewskiemu bramkarzowi naprawdę sporo problemów. 

Blisko sześć minut później Steinbors musiał już jednak wyciągnąć piłkę z siatki, gdy bielszczanie przeprowadzili wręcz zabójczą kontrę. Dokładne prostopadłe zagranie Tomasza Nowaka wykorzystał Kamil Biliński, który nic sobie nie zrobił z asekuracji Ivana Runje i wykazał się zimną krwią w sytuacji sam na sam. Tym samym doświadczony snajper zdobył już swojego trzeciego gola w bieżącym sezonie i wysunął się na czoło klasyfikacji ekstraklasowych strzelców. 

Stracona bramka podziałała na podopiecznych Bogdana Zająca jak płachta na byka, bowiem od 18. minuty rzucili oni wszystkie swoje siły do ofensywy. Długimi momentami Podbeskidzie nie było w stanie wyjść nawet z okolic 20 metra od własnej bramki, natomiast gospodarze raz za razem tworzyli sobie wręcz stuprocentowe okazje na wyrównanie. W zdobyciu gola przeszkadzały im jednak albo słupek, albo spojenie, albo dobre interwencje Polacka, albo po prostu ogromna indolencja strzelecka (szczególnie w sytuacji Błażeja Augustyna z 28. minuty, gdy po dośrodkowaniu z rzutu wolnego odnalazł się na 5 metrze, ale w fatalnym stylu przeniósł piłkę nad poprzeczką).

W przypadku piątkowego meczu idealnie sprawdziło się  za to powiedzenie „niewykorzystane sytuacje się mszczą”, bo co prawda Jagiellonia grała, ale to podopieczni Krzysztofa Brede byli wręcz zabójczo skuteczni. W 37. minucie przyjezdni wyszli bowiem na dwubramkowe prowadzenie za sprawą świetnie wykonanego rzutu rożnego. Do dośrodkowania Łukasza Sierpiny z boku boiska najwyżej wyskoczył Michał Rzuchowski, który dzięki temu zdobył swoje debiutanckie trafienie w Ekstraklasie i przy okazji sprawił, że kibice oraz zawodnicy gospodarzy musieli przeżyć gigantyczny szok. 

Ciężko było zatem przewidzieć, co może wydarzyć się po zmianie stron, bo już pierwsza połowa miała wręcz nieprawdopodobny przebieg. Czy Jagiellonia w końcu pozbędzie się gigantycznego pecha? Czy „Górale” utrzymają korzystny wynik do ostatniego gwizdka? Na te pytania poznaliśmy właściwie odpowiedź już po pięciu minutach od momentu wznowienia meczu przez sędziego Szymona Marciniaka. W odstępie stu dwudziestu sekund gospodarze włączyli wręcz szósty bieg i ani się obejrzeliśmy, na tablicy wyników pojawił się wynik 2:2. Najpierw Maciej Makuszewski popisał się dokładną wrzutką z prawej flanki, a w polu karnym Chorwat wyskoczył nad interweniującym Aleksandrem Komorem i pokonał Polacka skuteczną główką. Chwilę później bardzo dobrą robotę na prawej stronie wykonał młodzieżowiec Paweł Olszewski, który wbiegł w szesnastkę i zagrał piłkę wzdłuż linii bramkowej, a odpowiednią czujnością wykazał się Jesus Imaz. Hiszpański pomocnik uciekł spod opieki słabo dysponowanemu Szymonowi Mroczce i sprawił, że bielszczanie w kilka chwil stracili bardzo ciężko wypracowany kapitał. 

W kolejnych fragmentach mecz był już bardzo wyrównany, ale na placu gry działo się już zdecydowanie mniej. Obie drużyny, chcąc uniknąć kolejnych strat, starały się mocniej zabezpieczyć swoje tyły i nie specjalnie się odkrywały. Ostatecznie ten niesamowity mecz zakończył się podziałem punktów, choć naprawdę niewiele brakowało do tego, żeby to Jagiellonia przechyliła szalę zwycięstwa na swoją korzyść. W 93. minucie piłkę meczową na swojej nodze miał bowiem Jakov Puljić, ale będąc ustawionym w okolicach 10-11 metra posłał futbolówkę wysoko nad poprzeczką.

Tym samym „Górale” muszą jeszcze poczekać na pierwsze zwycięstwo w nowym sezonie, a z przebiegu rywalizacji na Podlasiu można się zastanowić, czy beniaminek potraktuje dzisiejszy remis jako zdobycie jednego punktu, czy jednak utratę dwóch oczek.

Jagiellonia Białystok - Podbeskidzie Bielsko-Biała 2:2 (0:2)

0:1 - Kamil Biliński 18’

0:2 - Michał Rzuchowski 37’

1:2 - Jakov Puljić 49’

2:2 - Jesus Imaz 51’

Składy: 

Jagiellonia: Steinbors - Bodvarsson, Augustyn, Runje (21’ Tiru), Olszewski - Romanczuk, Pospisil  (84’ Kadlec) - Mystkowski (69’ Bida), Imaz, Makuszewski (84’ Borysiuk) - Puljić. Trener: Bogdan Zając

Podbeskidzie: Polacek - Gach, Rundić, Komor, Mroczko (60’ Sitek) - Rzuchowski, Figiel (70’ Kocsis) - Sierpina (60’ Jaroch), Nowak (87’ Ubbink), Danielak (87’ Marzec) - Biliński. Trener: Krzysztof Brede

Sędzia: Szymon Marciniak (Płock)

Żółte kartki: Figiel, Rundić (Podbeskidzie)

Widzów: 5065

autor: Piotr Porębski

Przeczytaj również