Robert Kasperczyk: Morale zespołu nie poszło w górę (wywiad)

11.02.2012
Na tydzień przed ligą Podbeskidzie Bielsko-Biała przegrało u siebie z czeską Karviną. Trener Robert Kasperczyk opowiedział nam o tym spotkaniu, a także o zbliżającej się inauguracji z Widzewem Łódź.
Jak pan ocenia sparing z MFK Karvina, próbę generalną przed ligą?

Robert Kasperczyk: - Nic mi nie dał ten mecz. Spodziewałem się, że będę mógł zweryfikować dyspozycję składu, który dziś wystawiłem, oraz zawodników, którzy siedzieli na ławce. Natomiast ja po tym meczu ich nie oceniam. Warunki do gry były ekstremalne i zdaję sobie sprawę, że w lidze nie stracimy takich bramek, jakie dziś straciliśmy. Wiem, że w lidze Rysiek nie zrobi już nigdy takiego błędu, jak przy pierwszej bramce, tak samo Bartkowi Koniecznemu. Ciężko ich ocenić. Ale przy takich kuriozalnych stratach bramek, kiedy potem chce się odrobić wynik, na takiej nawierzchni jest naprawdę niełatwo.

Na morale zawodników też ten mecz chyba dobrze nie wpłynie...

- Na pewno na tydzień przed ligą ten wynik jest zły, a morale zespołu nie poszło w górę. Natomiast na pewno nie będę wyciągał żadnych konsekwencji, ani daleko idących wniosków. Chciałbym, żeby ten mecz był rozegrany przynajmniej w takich warunkach, jakie mieliśmy w Grodzisku Wielkopolskim. Jednak wiem, że nie jest to usprawiedliwieniem, bo rywal miał je takie same. Mecz przez 90 minut przypominał granie w futbol "kopnij - biegnij". Wykopywanie z dala od bramki, potem kto się utrzyma na nogach.

A czy nie ma ryzyka, że w Łodzi za tydzień warunki będą podobne?

- Jestem przekonany, że płyta będzie tam lepiej przygotowana, co da lepszą przyczepność i zawodnicy, którzy dysponują parametrami dynamicznymi, tacy jak Sylwek Patejuk, Sebastian Ziajka, Piotrek Malinowski, czy Adrian Sikora, będą mogli pokazać na co ich stać.

Jak pan ocenia nowych zawodników, którzy dziś pojawili się na boisku?

- Chciałem, żeby pokazali się bielskiej publiczności, ale powiem szczerze, że to co się działo, na pewno nie weryfikuje ich przydatności do zespołu. Bardziej mnie przekonali przez te parę tygodni pracy, niż przez 30 minut, które dziś zaliczyli. Z jednej strony źle, bo wynik 0-2, nas nie podnosi na duchu. Z drugiej nie mogę zbyt surowo oceniać, gdyż mecz był generalnie brzydki. Był z gatunku takich, które w lidze nigdy nie będą miały miejsca.

Rywale grali bardzo ostro, a w końcówce urazu doznał Adrian Sikora. Czy wiadomo już coś o jego stanie zdrowia?

- Jesteśmy przygotowani, że jak jeździmy do Czech, albo na Słowację, to zawsze jest tzw. "wycinka". Dziś było to samo. Szczęście, że nic się nie stało, to ten faul na Adrianie wyglądał fatalnie, ale po meczu sztab medyczny mnie uspokoił. Nic się tam nie dzieje i Adrian od poniedziałku będzie normalnie trenował.


Czy skład, który wybiegł dziś na pierwszą połowę można interpretować jako ten aktualnie podstawowy?

- Przyznam, że sparingi, które graliśmy w Grodzisku, pokazały mi mniej więcej w jaki sposób wymodelować tę pierwszą jedenastkę. Oczywiście, w kręgu zainteresowań byliby jeszcze Mariusz Sacha, Łukasz Mierzejewski i Liran Cohen, którzy nie mogli dziś zagrać. Natomiast, może jeszcze być jakaś korekta, ale to wszystko zależy od tego, ilu zawodników będę miał do dyspozycji. Skład był bardzo zbliżony do tego, który kończył poprzednią rundę. Jeżeli to "zaskoczyło" i skończyło się fajnym graniem w końcówce, to wydaje mi się, że nie należy robić rewolucji. Jednak co życie pokaże, tego nie wiemy. Tym bardziej, że kilku ma trzy żółte kartki i trzeba będzie być przygotowanym na wszelkie warianty zastępcze. Może być to ta sama jedenastka, ale nie musi...

Jaka jest szansa, że Mierzejewski, Cohen i Sacha będą do pana dyspozycji już za tydzień?

- Łukasz Mierzejewski jest na antybiotykach, ale chciałbym, żeby do prezentacji (w środę - przyp. M.T) był już zdrowy. Najpóźniej we wtorek wejdzie w trening. Liran zacznie trenować od poniedziałku, ale indywidualnie i po każdym treningu będzie się meldował w sztabie medycznym i będziemy go oceniać. Jeżeli nie będzie w pełni sprawny w tygodniu, to na Widzew nie pojedzie. Będziemy go mieli na następny mecz z Zagłębiem. W przypadku Mariusza Sachy sprawa wygląda tak, że minimum trzy tygodnie będzie musiał jeszcze pauzować. Wydawało nam się, że został wyleczony. Wyszedł na boisko przy 15-stopniowym mrozie i niestety uraz się odnowił. Wolimy poczekać, aż wyleczy kontuzję mięśnia dwugłowego do końca.

Rozmawiał Michał Trela.
autor: Michał Trela

Przeczytaj również