Podsumowujemy ligę: Wyścig po baraż i... nowe stadiony

19.11.2018

Miało być gładko, szybko i w miarę przyjemnie. Bytomska Polonia na IV-ligowym szczeblu latem nie miała sobie równych w zakresie możliwości organizacyjnych i finansowych. Jedyny profesjonalny klub na piątym poziomie zmagań jesienią faktycznie okazał się najlepszy, ale też przekonał się, że są w stawce ekipy, które do samego końca będą deptać mu po piętach.

Trzeba orać
Najlepszą drużynę jesieni wyłonił dopiero ostatni ligowy mecz w 2018 roku. Bytomianie podejmowali u siebie wicelidera ze Świętochłowic, który od początku rozgrywek jest ich zdecydowanie najgroźniejszym konkurentem. Śląsk przez kilka kolejek liderował stawce, pierwszy był w niej również przez... 30 minut wspomnianego starcia przy Frycza-Modrzewskiego. - To bardzo mocny przeciwnik. Trener Kluge przez kilka sezonów stworzył w Świętochłowicach dobrze rozumiejący się zespół, który ma określony cel. Podoba mi się ich styl, nieprzypadkowo są w czubie tabeli - przyznawał po sobotnim meczu trener bytomian, Marcin Domagała.

Czytaj również: Ulga w Bytomiu, niedosyt w Świętochłowicach. W koronie zimuje Polonia

O ile w Świętochłowicach sukcesywnie i od lat budują drużynę, w Bytomiu - po przegranych, czerwcowych barażach o awans do III ligi - doszło do sporej rewolucji. Choćby w ostatnim tegorocznym meczu ponad połowę wyjściowego składu stanowili gracze, ściągnięci na Olimpijską w ostatnim okienku transferowym, - Tak naprawdę budowaliśmy ten zespół w wakacje. Wielu zawodników odeszło, wielu przyszło, to nie jest proces który dało się zakończyć w ciągu rundy. Ciągle się docieramy, do poprawy ciągle jest dużo - przyznaje Domagała.Teoretycznie w Bytomiu wszystko poszło zgodnie z planem. "Niebiesko-Czerwoni" liderem nie są z przypadku. Mają najwięcej punktów, strzelili najwięcej goli, dysponowali najszczelniejszą defensywą. Mimo to bywały w trakcie jesieni momenty, w których przy Olimpijskiej robiło się nerwowo.  - Możemy się cieszyć z miejsca w jakim się znajdujemy, bo w środku zmagań mieliśmy mały kryzys i potraciliśmy punkty. Przełomowe było chyba derbowe zwycięstwo z Szombierkami. W tej lidze trzeba po prostu orać. Nie zarzucam swojej drużynie minimalizmu, ale często bywa tak, że rywale grając przeciwko nam dają z siebie więcej niż w innych spotkaniach i tym bardziej musimy być zawsze skoncentrowani. Tymczasem zdarzało nam się, że spotkania wymykały nam się spod kontroli. Druga sprawa to skuteczność. Tworzymy sobie wiele sytuacji do zdobycia goli i powinniśmy mieć na koncie dużo więcej goli - analizuje Domagała.

W wyścigu po... stadion
Zadyszka przytrafiła się w tej rundzie również świętochłowiczanom. W trzech ostatnich meczach ekipa ze "Skałki" ugrała tylko dwa punkty. Tylko ten wywalczony z Polonią może przyjąć z umiarkowanym zadowoleniem. - Mecz w Żarkach mogliśmy wygrać różnicą siedmiu goli, a skończyło się remisem 2:2. Straciliśmy śmiesznego gola po indywidualnym błędzie bramkarza, który... nie miał wtedy swojego dnia. Z Unią Dąbrowa to ja przekombinowałem. Miałem czterech zawodników zagrożonych pauzą za żółte kartki. Chciałem ich oszczędzić przed meczem z Polonią i zmiany które zastosowałem nie wyszły nam na dobre - bije się w pierś trener Janusz Kluge.

Trwonienie punktów przez jego podopiecznych zbiegło się w czasie z przymusowymi przenosinami na boisko Naprzodu Lipiny. - Pewnie, że wolelibyśmy grać na "Skałce", do której jesteśmy przyzwyczajeni. Ale na pewno nie traciliśmy punktów dlatego, że trzeba było zadomowić się w Lipinach. W tamtym sezonie graliśmy tam całą rundę i też nieźle to wyglądało. Jak drużyna jest w formie, to boisko nie będzie jej przeszkadzać - nie szuka usprawiedliwień trener wicelidera.

Na sytuację infrastrukturalną narzekają za to w Bytomiu. O ile bowiem Śląsk w Lipinach może regularnie trenować, Polonia przy Frycza-Modrzewskiego gospodarzem jest wyłącznie w dni meczowe. - Nie pomaga nam to. W tygodniu nie mamy ani jednego treningu w Szombierkach, gramy tam wyłącznie mecze. To jest jakiś problem. Z pewnością boisko przy Olimpijskiej byłoby naszym dużym atutem. Mamy zespół zbudowany z zawodników o dobrych umiejętnościach i nieraz łatwiej wykorzystać je na wyjazdach, gdzie warunki do gry są po prostu lepsze - przyznaje Marcin Domagała.

Świętochłowice i Bytom łączy jeszcze jedna sprawa. W obu miastach w listopadzie doszło do zmian na kluczowych stanowiskach w miejskich władzach. Śląsk może do nich podchodzić z umiarkowanym optymizmem. Wiele wskazuje bowiem na to, że Daniel Beger, który w fotelu prezydenta zastąpił Dawida Kostepmskiego, przychylniejszym od swojego poprzednika okiem spojrzy na futbol. Remontowana dziś "Skałka" po zapowiadanych zmianach projektowych ma być areną, która będzie dostosowana nie tylko do rozgrywania spotkań żużlowych, ale też spełni wymogi wyższych szczebli piłkarskich, do których aspirują miejscowi piłkarze. Odwrotne nastroje panują za to w Bytomiu. Działania Damiana Bartyli skończyły się tym, że obiekt przy Olimpijskiej nie nadaje się już do niczego. Na jego miejscu miał powstać nowoczesny stadion, którego nowa władza - będąc jeszcze w opozycji - nigdy nie traktowała w kategorii priorytetów...

Lider z Będzina
Nie tylko w Bytomiu grali w minioną sobotę o fotel lidera. Niewiele mniejszą stawkę miało również zaległe starcie Warty Zawiercie z RKS-em Grodziec. Nie tylko dlatego, że oba zespoły stanowią największe zagrożenie dla prowadzących w tabeli Polonii i Śląska. Również z powodu pasjonującej rywalizacji o tytuł króla strzelców całej IV ligi. Widowisko skończyło się remisem, oba zespoły po golu zdobyły dzięki skutecznie egzekwowanym "jedenastkom". Tą na wagę punktu dla będzinian wykorzystał Kamil Zalewski, który umocnił się na czele klasyfikacji snajperów. Jacek Jarnot tym razem do siatki nie trafił, trafił za to z decyzją o zamianie Szombierek na Zawiercie.




0:7 i zielone rozczarowanie
O ile bowiem Jarnot gra dziś w ekipie przynajmniej teoretycznie liczącej się w grze o wygranie ligi, jego poprzedni klub jesienią mocno rozczarował. Drużyna bytomskich Szombierek zapowiadała walkę o baraże, tymczasem słaba jesień sprawiła, że "Zieloni" z faworyta stali się ligowym przeciętniakiem. - Patrząc na to całościowo, liczba punktów które zdobyliśmy w tej rundzie to było tylko minimum tego, na co tak naprawdę było nas stać. Uważam, że jesień kończymy poniżej sportowego potencjału. Nie było tej jesieni meczu, w którym rywal jakoś bezapelacyjnie by nam odjechał. Słabiej od przeciwnika wypadliśmy tylko z Gwarkiem Ornontowice i Polonią - analizował niedawno szkoleniowiec Szombierek, wskazując kilka przyczyn słabej postawy swojego zespołu.

Czytaj również: Mieli deptać po piętach Polonii. "Po zimie wrócimy mocniejsi"

Do grona rozczarowań można zaliczyć również Przemszę Siewierz. Rewelacja minionej wiosny jesienią długo nie potrafiła odpalić. Podopieczni trenera Artura Mosny w pierwszym półroczu byli najlepsi w stawce, po wakacyjnej przerwie punkty trwonili tymczasem na potęgę. Dopiero udana końcówka rundy pozwoliła wskoczyć siewierzanom do górnej połówki tabeli, straty z początku rozgrywek są już jednak nie do zniwelowania. Czołówki tym razem nie postraszy również Sarmacja Będzin, która nieoczekiwanie bardziej niż na grze o pudło musi skupić się na... zachowaniu ligowego bytu. O ten najtrudniej może być jednak beniaminkom z Rudy Śląskiej i Żarek, oraz kopciuszkowi z Czeladzi. Cała trójka podzieliła się niechlubnymi rekordami - Zieloni tracili jesienią najwięcej goli, Slavia wygrała raptem jedno spotkanie, Górnik Piaski przegrał ich aż 11, z czego jedno - z Gwarkiem Ornontowice - aż 0:7! 

autor: Łukasz Michalski

Przeczytaj również