Pierwszoligowe NAJ, czyli siedem mgnień zakończonej rundy

07.12.2021

Wczoraj wieczorem na budowanym stadionie w Nowym Sączu wybrzmiał ostatni gwizdek podczas pierwszoligowej jesieni sezonu 2021/2022. Część piłkarzy mogła udać się na zasłużone urlopy z poczuciem dobrze wykonanej pracy, a niektórzy zapewne długo będą się zastanawiać, czy nie mogli zakończyć roku na wyższych miejscach w tabeli. Pora jednak spojrzeć na 1. Ligę nieco szerzej i sprawdzić, oczywiście pod kątem klubów z naszego województwa, jakie elementy mogły szczególnie zapaść w pamięć lokalnym kibicom.

Krzysztof Dzierżawa/PressFocus

NAJwiększa rewolucja, czyli Podbeskidzie i „przedłużony okres przygotowawczy”

Temat budowania kadry Podbeskidzia na obecny sezon Fortuna 1. Ligi często był poruszany zarówno na naszych łamach, jak i przez trenerski duet „Górali” podczas pomeczowych konferencji prasowych. Zatrudnienie Piotra Jawnego i Marcina Dymkowskiego, osiągających bardzo dobre wyniki w drugoligowych rezerwach Śląska Wrocław, było zresztą jedną ze składowych stworzenia niemal całkowicie nowego Podbeskidzia. Klubu, który nawet już po starcie sezonu nie ustawał w transferowych działaniach, a pierwsze kolejki były dla niego prawdziwym poligonem doświadczalnym oraz czasem, w którym spadkowicz z PKO Ekstraklasy musiał zgrać się na nowo. 

- Naliczyliśmy ok. 20 osób, które od nas odeszły. Ci, którzy dołączali do nas w trakcie okresu przygotowawczego, dochodzili do nas w różnych okresach, różnie przygotowani. Cała kadra jest na różnych etapach przygotowania do sezonu, niektórzy mieli bardzo długi okres przygotowawczy, 6-7 tygodniowy, inni nie mieli go w ogóle, dlatego mamy problemy. Budujemy nowy projekt, spoglądamy w przyszłość, więc pierwsze spotkania są dla nas ciężkie. Dopiero się poznajemy, tworzymy zespół i rzeczywiście w pełni gotowych zawodników można policzyć w okolicach pierwszej jedenastki - przyznawał w połowie sierpnia na łamach Weszło trener Piotr Jawny, a problemy „Górali” były widoczne nie tylko w odnoszonych wynikach, ale i w przebiegu określonych spotkań. 

W końcu często dobre pierwsze połowy przeplatały się z traconymi bramkami w końcówkach spotkań, a na wierzch wychodziły problemy z niepewną jeszcze defensywą. Im jednak dalej w las, tym podopieczni trenerskiego duetu zaczynali nabierać potocznej ogłady i coraz bardziej przystosowywali się do implementowanego stylu gry (opartego na ofensywie, szybkiej wymianie piłki i wysokiej intensywności), czego efektem jest bardzo wysokie czwarte miejsce na koniec roku. I choć przed rozpoczęciem rundy wiele osób, bezpośrednio związanych z bielskim klubem zapewne wzięłoby taką pozycję w ciemno, sama końcówka jesieni stanęła pod znakiem pewnego niedosytu. W końcu być może bielszczanie zakończyliby jesień nawet na ligowym podium (z mniejszą stratą do mającego ostatnio wahania formy Widzewa), gdyby nie swoista zadyszka w dwóch ostatnich domowych meczach - z Odrą Opole i GKS-em Katowice.

Czas powinien jednak działać tylko na korzyść bielszczan. Zresztą skoro już teraz trenerzy mogą się pozwolić na to, by z ławki rezerwowych dać szanse gry takim piłkarzom jak Giorgi Merebaszwili, Dominik Frelek czy Michał Janota, bielski projekt pod sportowymi względami na pewno nie będzie kolosem na glinianych nogach. 

NAJwiększa sinusoida i popadanie GKS-u Tychy ze skrajności w skrajność

Wspomnieliśmy w przedostatnim akapicie, że aktualny wicelider z Łodzi miał jesienią swoje lepsze, ale i nieco gorsze momenty. Nijak ma się to jednak do sinusoidy nastrojów, jaką w trakcie ostatnich miesięcy musieli przeżywać kibice oraz zawodnicy tyskiego GKS-u. I choć sam suchy wynik na koniec roku, czyli ostatnie miejsce w strefie barażowej można uznać za względnie zadowalający, powiedzmy sobie szczerze - walka o tą lokatę toczyła się w sporych bólach, a gdyby podopiecznym Artura Derbina powinęła się noga choćby w jednym spotkaniu więcej, dziś nie plasowaliby się oni na szóstym, a w okolicach nawet 11-12 miejsca. W końcu aktualna przewaga „Trójkolorowych” nad dwunastą Skrą wynosi zaledwie trzy oczka. 

Wykres dyspozycji GKS-u na przestrzeni ostatnich miesięcy ponownie zanotowałby sporo wahań, ale zacznijmy od początku. Po czterech pierwszych kolejkach zespół miał na swoim koncie dwa punkty, by w kolejnych ośmiu spotkaniach nie zanotować ani jednej porażki. I co prawda odezwą się krytycy, że wszystkie zwycięstwa były odniesione zaledwie jedną bramką różnicy, ale co z tego, skoro na pierwszy plan można było wysunąć coraz pewniejszą obronę. Jednak i w niej zaczęły pojawiać się pewne tarcia, o czym świadczyła domowa porażka z długo dołującym w stawce Stomilem. Od tego momentu podopieczni Artura Derbina zapomnieli o tym, czym jest słowo stabilność, bo przykładowo - po rozgromieniu u siebie GKS-u Jastrzębie, przyszła zasłużona dwubramkowa porażka z ŁKS-em. Chwilę później zaliczony bardzo dobry i pewnie kontrolowany mecz w Kielcach, po czym GKS trzy dni później przegrał u siebie z Resovią, marnując w międzyczasie rzut karny. 

Powodów tak zawiłego stanu rzeczy jest kilka, zaczynając od braku koncentracji w kluczowych momentach, na niezadowalającej dyspozycji napastników kończąc. Temat dyspozycji zespołu z Edukacji będzie jeszcze szczegółowo poruszany na naszej stronie, natomiast przejdźmy do ekipy, która jesienią sprawiła tyle niespodzianek, że po wielu z nich standardowe przetarcie oczu bądź złapanie się za głowę mogło nie wystarczyć…

Rewelacyjny beniaminek, który NAJlepiej odnajduje się w gościach 

Zespół bez stadionu, z najniższym budżetem, bez absolutnie żadnego ogrania na szczeblu Fortuna 1. Ligi, daleki od nawiązania współpracy z miastem oraz w dodatku z rewolucją kadrową na karku. Zbierając te wszystkie czynniki do kupy, przynajmniej w teorii otrzymujemy absolutnego pewniaka do spadku z rozgrywek. Ale jako że teoria i praktyka niekoniecznie ze sobą współgrają, piłkarze częstochowskiej Skry napisali kolejny rozdział swojej nieprawdopodobnej historii. Podopieczni Jakuba Dziółki rozegrali (i zapewne rozegrają do końca sezonu) wszystkie mecze poza Częstochową, ale nie przeszkodziło im to w zapewnieniu sobie pewnego miejsca w środku tabeli, z obecnie aż 11-punktową przewagą nad strefą spadkową. 

Popularne „Skrzaki” dość szybko zdołały otrzaskać się na zapleczu Ekstraklasy, a w osiągnięciu historycznych wyników nie przeszkodziła im m.in. zdecydowanie najmniejsza ilość strzelonych goli spośród wszystkich pierwszoligowców. W końcu wedle starej piłkarskiej maksymy, częstochowianie starają się przedkładać efektywność nad efektownością. - Nie osiadamy na laurach, tylko chcemy więcej, chcemy by ta seria jak najdłużej trwała, ale też z pokorą do tego podchodzimy. To nie jest tak, że po tych meczach wiemy, że będziemy rozdawać karty w lidze. Mamy już doświadczenie, podchodzimy na spokojnie do każdego kolejnego meczu i w pełni skoncentrowani - mówił Maciej Mas po listopadowym spotkaniu z Sandecją Nowy Sącz, który zresztą był ich czwartym wygranym z rzędu.

I oczywiście, Skra to przede wszystkim kolektyw, ale jesienią na szczególnie wyróżnienie zasłużyli m.in. 34-letni bramkarz Mateusz Kos, który wskoczył do składu po 2. kolejce w miejsce młodzieżowca Nikodema Sujeckiego, a do końca rundy był w stanie aż 10 razy zachować czyste konto. Do tego wszędobylski skrzydłowy Mikołaj Kwietniewski, lider linii pomocy Piotr Nocoń czy wreszcie ekspert od strzelania pięknych goli - obrońca Adam Mesjasz. Skra nie przestaje więc zadziwiać i można być pewnym, że ten przedsezonowy murowany kandydat do degradacji jeszcze niejednego zaskoczy. I tylko trzeba sobie życzyć, by w końcu świętujący 95-lecie swojego istnienia zespół mógł gdzieś poczuć się jak w domu.

NAJwiększy wyjazdowy kompleks 

Jeżeli grę na wyjeździe trzeba by było przyrównać do biesiady przy stole (racja, takie porównanie wymaga szerokiej wyobraźni), to o ile Skra pełni rolę jednego z wodzirejów, tak GKS-y z Jastrzębia i Katowic starają się raczej nie rzucać w oczy i jedynie od czasu do czasu rzucą jakimś bon motem. Wyjazdowy bilans obu zespołów jest bowiem wyjątkowo niekorzystny, choć oczywiście trzeba oddać, że podopieczni Rafała Góraka wykonali na tym polu spory krok do przodu, niespodziewanie ogrywając w minionej kolejce Podbeskidzie 2:1. Przy okazji beniaminek rozegrał chyba jedno z najlepszych spotkań w trakcie rundy, nie pozwalając dominującemu rywalowi na zbytne rozwinięcie skrzydeł i umiejętnie oddalając ewentualne zagrożenie. Wygrana ta dała katowickiemu obozowi spore westchnienie ulgi oraz zapewniła dość spokojną przerwę przy Bukowej, czego nie można powiedzieć o imienniku z Jastrzębia-Zdroju.

Do tej pory zespół z Harcerskiej był w stanie przywieźć z wyjazdów zaledwie cztery oczka, ale trzeba odnotować, że GKS był w stanie odebrać punkty takim zespołom jak Odra Opole, ŁKS Łódź czy przede wszystkim liderująca Miedź Legnica. Wyjazdowa wiosna dla zawodników Grzegorza Kurdziela była jednak miała o tyle większy ciężar gatunkowy, że poza samą koniecznością zbierania punktów, wszystkie mecze z bezpośrednimi rywalami w walce o byt (oprócz Puszczy Niepołomice), GKS rozegra właśnie na wyjazdach. 2022 rok może być więc swoistym „być albo nie być” dla jastrzębian. 

NAJskuteczniejsi grają w naszym województwie!

O dyspozycji Kamila Bilińskiego chyba powiedziano już wszystko. 14 strzelonych goli, dwie statuetki dla piłkarza miesiąca, odnajdywanie się w niemal najtrudniejszych sytuacjach bramkowych - te aspekty złożyły się na to, że obecnie nie da się wyobrazić wyjściowej jedenastki Podbeskidzia bez swojego kapitana. Zresztą, kibice oraz sam klub przeżył tego namiastkę podczas dwumeczowej pauzy, spowodowanej czerwoną kartką dla popularnego „Bili”. Wówczas spadkowicz z PKO Ekstraklasy poniósł dwie porażki, a w oczy rzucał się nie tylko brak typowego łowcy goli, ale i dodatkowej dawki charakteru w poczynaniach „Górali”. 

Nieco w cieniu lidera klasyfikacji strzelców, swoją najlepszą rundę w karierze rozgrywa za to snajper Zagłębia Sosnowiec - Szymon Sobczak. Do tej pory zawodnik zdołał aż 11 razy skierować piłkę do siatki, poprawiając choćby swój dorobek sprzed blisko 1,5 półtora roku, gdy na ustrzelenie dorobku 10 goli w barwach Stomilu Olsztyn potrzebował pełnego sezonu 2019/2020. 

– Wiadomo, że napastnika rozlicza się z bramek i każdy na te indywidualne osiągnięcia danego piłkarza patrzy. Dla mnie zawsze na pierwszym miejscu jest wynik zespołu, a potem moje statystyki. Na pewno cieszy to co udało się osiągnąć, ale pełne podsumowanie będzie po ostatnim meczu, bo jak wiadomo mężczyznę poznaje się po tym jak kończy jak mawiał klasyk – przyznawał 29-latek na łamach katowickiego „Sportu”, na pewno zdając sobie sprawę z faktu, jak jego bramki przyczyniły się do aktualnej sytuacji sosnowiczan w tabeli. Gdyby nie one, klubowi ze Stadionu Ludowego znacznie trudniej przyszłoby wywalczenie miejsca w bezpiecznej strefie. 

NAJwyrtwalsi, czyli kto nie opuścił ani minuty

Analizując szczegółowo kadry wszystkich pierwszoligowców z województwa śląskiego, ze świecą szukać osób, które zdołali wystąpić w jesiennych spotkaniach sezonu 2021/2022 „od deski do deski”. Na największe zaufanie od trenerów, w dodatku z dala od zawieszeń za nadmiar kartek oraz kontuzji, zapracowało bowiem tylko dwóch zawodników - Maciej Kowalski-Haberek z Podbeskidzia Bielsko-Biała oraz bramkarz Konrad Jałocha z GKS-u Tychy. Na szczególnie podkreślenie zasługuje dorobek piłkarza „Górali”, gdyż 27-latek jest nominalnym środkowym obrońcą (zdarza mu się jednak także występować jako defensywny pomocnik) w zespole, który dopiero kształtuje swój trzon i jako całokształt zdarzało mu się popełniać sporo błędów. Pozyskany z Górnika Polkowice piłkarz zanotował jednak naprawdę niezłą rundę, udowadniając swoją uniwersalność, motorykę i posiadane stricte futbolowe umiejętności.

Bardzo blisko osiągnięcia bariery 1800 rozegranych minut w 20 meczach byli również m.in. dwaj przedstawiciele częstochowskiej Skry - Adam Mesjasz (nie wystąpił w 1. kolejce) oraz Rafał Brusiło (zszedł na ostatnie 17 minut w spotkaniu w Bielsku-Białej) czy też Michał Bojdys z GKS-u Jastrzębie, który nie mógł wystąpić w 14. kolejce z powodu czterech żółtych kartek.

NAJwiększe zwroty akcji, czyli rollercoaster po katowicku

Na koniec podsumowania jesieni warto wspomnieć o ekipie, która podczas drugiej połowy 2021 roku zaprezentowała swoje dwa oblicza - od pragmatycznego po to bliższe pojęciu „radosny futbol”. A żeby podkreślić, jak duże emocje oraz odmiany losu potrafiły dostarczyć spotkania z udziałem podopiecznych Rafała Góraka, wystarczy podać siedem głównych przykładów. 

  • 1. kolejka - od prowadzenia 2:0 do remisu 2:2 z Resovią
  • 3. kolejka - od wyniku 0:2 do remisu 2:2 z Podbeskidziem - zdobycie decydującego gola w doliczonym czasie gry
  • 5. kolejka - od rezultatu 0:2 po pierwszej połowie po ostatecznie wywalczone zwycięstwo 3:2 z Zagłębiem Sosnowiec 
  • 7. kolejka - od wyników 1:0 i 2:1 po ostateczną porażkę 2:4 z Arką Gdynia 
  • 11. kolejka - zwycięstwo nad Stomilem Olsztyn po bramce w ostatniej akcji meczu
  • 12. kolejka - od prowadzenia 2:0 po pierwszej połowie do remisu 2:2 z GKS-em Tychy (stracone w 83. i 85. minucie)
  • 19. kolejka - od prowadzenia 1:0 i 2:1 do wyniku 2:3 - mecz z Miedzią Legnica

 

GKS Katowice „uczył” się zatem 1. Ligi w dość wyjątkowych okolicznościach, nie ustrzegając się rażących błędów i długo mając problem z uporządkowaniem bardzo dziurawej defensywy. Przy tym trzeba jednak pamiętać, że w rundzie pełnej tak zaciętych spotkań i zwrotów akcji, beniaminek po zmianie formacji był w stanie także osiągnąć rekordową serię minut bez straconego gola.

autor: Piotr Porębski

Przeczytaj również