Obudzili się w końcówce. Bomba "Bili" zapewniła Podbeskidziu punkt

06.03.2021

Spotkanie Podbeskidzia Bielsko-Biała z Lechią Gdańsk długo nie dostarczało kibicom zbyt wielu emocji i mogło się wydawać, że oba zespoły są już pogodzone z utrzymującym się wynikiem. W ostatnich fragmentach drużyny postanowiły jednak wrzucić wyższy bieg i zadały sobie jeszcze po jednym ciosie. Tym samym pojedynek przy Rychlińskiego zakończył się remisem 2:2, a za bohatera po stronie "Górali" trzeba uznać strzelca efektownego wyrównującego gola - Kamila Bilińskiego. 

Łukasz Sobala/PressFocus

Przygotowania piłkarzy „Górali” do sobotniego pojedynku z Lechią zdominował jeden temat - zakażenia koronawirusem w obozie beniaminka. Już w środę było bowiem wiadome, że w klubie pojawiło się sześć pozytywnych wyników na obecność wirusa Sars-CoV-2 wsród zawodników, a plotki odnośnie chęci przełożenia najbliższego meczu zaczęły się nasilać. Ostatecznie włodarze Podbeskidzia zdecydowali się zabrać głos na dwa dni przed pierwszym gwizdkiem i poinformowali, że po przeprowadzeniu ponownych badań wśród zawodników i sztabu szkoleniowego, rozegranie meczu wcale nie jest zagrożone. 

Robert Kasperczyk w sobotnie popołudnie musiał jednak poradzić sobie m.in. bez Petera Wilsona czy uznawanego za lidera odmienionej defensywy - Rafała Janickiego. W miejsce wspomnianego środkowego obrońcy do „11” wskoczył Dmytro Bashlai (tym samym Ukrainiec otrzymał pierwszą szansę do gry w 2021 roku), a dodatkowo szansę debiutu w nowych barwach otrzymał pozyskany rzutem na taśmę Brazylijczyk Marco Tulio. 

Pierwszy z wymienionych piłkarzy miał tego dnia sporo pracy, bo do spółki z Milanem Rundiciem musiał od początku powstrzymywać ofensywnie usposobionego przeciwnika. Lechia zamierzała przedłużyć w Bielsku-Białej swoją serię ligowych zwycięstw i na dobre zbliżyć się do podium, dlatego postanowiła na początku rzucić się do ataku. Efektem przejętej inicjatywy był m.in. płaski strzał Łukasza Zwolińskiego z trzeciej minuty, ale czujną interwencją popisał się Michal Pesković. 

Pomijając jednak początkowy napór ze strony podopiecznych trenera Stokowca, później drużyny chyba postanowiły zaczerpnąć trochę inspiracji z wczorajszego meczu przy Reymonta. Na placu gry zaczęła bowiem dominować walka, sporo nieprzepisowych zagrań, ale i uwydatniona umiejętność kasowania ciekawie zapowiadających się akcji w zarodku. Dopiero w ostatnim kwadransie rywalizacji na placu gry zaczęło dziać się znacznie więcej, a potwierdzeniem tego była sytuacja z 29. minuty. Wówczas po sprytnym rozegraniu podyktowanego rzutu wolnego, Marko Roginić zdecydował się na strzał z okolic linii pola karnego, a Rafał Pietrzak zablokował je ręką.

Sędzia Zbigniew Dobrynin nie miał w tamtym momencie wątpliwości, ale zgromadzeni przed telewizorami kibice mogli się zdziwić, gdy do ustawionej na jedenastym metrze futbolówki podszedł Milan Rundić. Środkowy obrońca popisał się jednak skutecznością w stylu rasowego snajpera i pokonał Kuciaka potężnym strzałem w środek bramki. Gdy mogło się już wydawać, że gol serbskiego defensora będzie jedynym w pierwszej części gry, gdańszczanie nie stracili animuszu po koszmarnym pudle Łukasza Zwolińskiego i doprowadzili do wyrównania w 44. minucie. 

Gospodarze w bardzo prosty sposób dali się skontrować, a stratę piłki Petara Mamicia na połowie rywala wykorzystał Flavio Paixao. Portugalczyk popisał się kilkudziesięciometrowym rajdem w środku pola i wypatrzył lepiej ustawionego w polu karnym Jarosława Kubickiego. Co prawda golkiper „Górali” poradził sobie z niedokładnym uderzeniem pomocnika, ale wobec dobitki Conrado z najbliższej odległości był już bezradny. Pierwsza połowa zakończyła się zatem dość sprawiedliwym rezultatem, ale trener Kasperczyk nie zamierzał ukryć zdenerwowania w związku z utraceniem korzystnego rezultatu.

Głównie dlatego szkoleniowiec już w przerwie zdecydował się na dokonanie trzech zmian, pozostawiając w szatni mającego żółtą kartkę Jakuba Bierońskiego, a także bardzo słabo dysponowanych Serhija Miakuszkę oraz Marco Tulio. Szczególnie wprowadzenie na boisko Gergo Kocsisa dało „Góralom” pewien spokój, jednak za nieco bardziej opanowanym środkiem pola czy pewniejszą defensywą, nie poszła większa ilość tworzonych okazji bramkowych. W grze bielszczan brakowało dokładności czy odpowiedniego ostatniego podania, w efekcie czego Dusan Kuciak był długimi momentami całkowicie bezrobotny. 

Druga połowa stała jednak na naprawdę niskim poziomie i poza strzałem w poprzeczkę, gdy Flavio Paixao zmienił tor lotu piłki po główce Jana Biegańskiego, na placu gry nie działo się właściwie nic. Piłkarze postanowili jednak wyrwać wszystkich z letargu w samej końcówce spotkania, a emocjami z fragmentu gry od 85. minuty można by było obsadzić właściwie cały mecz. Najpierw gdańszczanie zdołali wyjść na prowadzenie za sprawą Bartosza Kopacza, który wykorzystał dokładny dorzut piłki Rafała Pietrzaka z rzutu rożnego i pokonał Peskovicia mierzoną główką. 

Radość podopiecznych Piotra Stokowca trwała jednak wyjątkowo krótko, bo stracony gol wyraźnie rozbudził uśpionych gospodarzy. W 88. minucie wynik spotkania został ustalony przez Kamila Bilińskiego, który po obróceniu się z piłką i wykorzystaniu dużej ilości wolnej przestrzeni, popisał się efektownym uderzeniem zza pola karnego. Tym samym Podbeskidzie rzutem na taśmę wywalczyło cenny remis, ale zdobyty punkt nie poprawił znacząco ich sytuacji w ligowej tabeli. Na razie „Górale” pozostają na przedostatnim miejscu w tabeli, ale w przypadku ewentualnego zwycięstwa Stali Mielec nad gliwickim Piastem, beniaminek powróci na ostatnią lokatę. 

Podbeskidzie Bielsko-Biała - Lechia Gdańsk 2:2 (1:1)

1:0 - Milan Rundić 31’ (k.) 

1:1 - Conrado 44’

1:2 - Bartosz Kopacz 85’

2:2 - Kamil Biliński 88’

Składy:

Podbeskidzie: Pesković - Mamić (86’ Sierpina), Rundić, Bashlai, Modelski - Miakuszko (46’ Biliński), Rzuchowski, Hora (74’ Marzec), Bieroński (46’ Sitek), Tulio (46’ Kocsis) - Roginić. Trener: Robert Kasperczyk

Lechia: Kuciak - Pietrzak, Tobers, Maloca, Kopacz - Conrado (70’ Żukowski), Kubicki, Biegański, Gajos (77’ Makowski), Zwoliński (82’ Haydary) - Paixao. Trener: Piotr Stokowiec

Sędzia: Zbigniew Dobrynin (Łódź)

Żółte kartki: Bieroński (Podbeskidzie) - Tobers, Haydary (Lechia)

Widzów: bez publiczności

autor: Piotr Porębski

Przeczytaj również