Obrona została w szatni. "Górale" rozgromieni przez rozpędzony Raków

18.09.2020

Po mocnym początku meczu i efektownym strzale Tomasza Nowaka, zapewne żaden z kibiców Podbeskidzia Bielsko-Biała nie spodziewał się, że w ciągu 30 minut ich nastroje zmienią się o 180 stopni. Jeszcze przed końcem pierwszej połowy beniaminek stracił bowiem aż cztery bramki, w tym trzy za sprawą podyktowanych przez sędziego rzutów karnych. Tym samym "Górale" zaliczyli kompromitującą porażkę 1:4 na własnym stadionie, natomiast Raków odniósł trzecie zwycięstwo z rzędu i na dobre umocnił się w ścisłej ligowej czołówce. 

Rafał Rusek/PressFocus

Po trzech dotychczasowych kolejkach Ekstraklasy w sezonie 2020/2021, bez większych problemów można było wysnuć wniosek, że Podbeskidzie już wniosło do najwyższej klasy rozgrywkowej sporo kolorytu. W końcu od końca sierpnia w meczach „Górali” łącznie padło 14 goli i istniało przeczucie graniczące z pewnością, że w piątkowe popołudnie bilans ten zostanie znacząco poprawiony. Na stadion rozpędzających się z meczu na mecz bielszczan przyjechał bowiem Raków Częstochowa, prezentujący od początku rozgrywek naprawdę wysoką formę.

Podopieczni Krzysztofa Brede po cichu liczyli jednak na zakończenie dobrej serii trzeciego zespołu w tabeli i przy okazji na odniesienie pierwszego zwycięstwa po powrocie do elity. Ich nadzieje, mimo dobrego początku, zostały jednak bardzo brutalnie zweryfikowane jeszcze przed upływem 45 minut gry. Zanim jednak doszło do prawdziwego koszmaru w defensywnych poczynaniach beniaminka, kibiców gospodarzy w prawdziwą ekstazę wprawił Tomasz Nowak, który popisał się bramką w stylu „stadiony świata”. 

Po szybkiej akcji polegającej na wymienieniu kilku podań na jeden kontakt, piłkę na prawym skrzydle otrzymał Bartosz Jaroch. Co prawda jego pierwsza wrzutka została zablokowana przez jednego z defensorów gości, ale chwilę później prawy obrońca ponownie przejął piłkę i błyskawicznie odegrał ją do wspomnianego wcześniej Nowaka. Doświadczony pomocnik uczynił z tego zagrania najlepszy możliwy użytek, gdyż bez zastanowienia kropnął z okolic 20 metra i nie dał szans Szumskiemu na podjęcie jakiejkolwiek interwencji. Wówczas mogło się wydawać, że gospodarze będą w stanie pójść za ciosem, ale ich bojowe nastroje ulatywały z każdą kolejną minutą.

Wszystko zaczęło się w okolicach 19. minuty, gdy Fran Tudor zdecydował się na dośrodkowanie z prawego skrzydła, które zostało zablokowane ręką przez Kacpra Gacha. Sędzia Damian Sylwestrzak początkowo nie wskazał się w tej sytuacji na wapno, ale po upływie kilkudziesięciu sekund postanowił zweryfikować tą sytuację za pośrednictwem VAR-u. Ostatecznie arbiter postanowił zmienić swoją decyzję, a podyktowany rzut karny bardzo pewnie wykorzystał Petr Schwarz. Jakby trener Brede miał w tamtym momencie mało problemów, to przed wyrównaniem stanu rywalizacji musiał jeszcze dokonać wymuszonej zmiany na pozycji młodzieżowca - brutalnie sfaulowanego przez Wilusza Maksymiliana Sitka (który przed faulem należał do grona czołowych zawodników Podbeskidzia) zastąpił Filip Laskowski. 

Na placu gry wciąż działo się naprawdę sporo (jak przystało na dwie usposobione ofensywnie drużyny), ale w ostatnim kwadransie częstochowianie wręcz bezlitośnie wykorzystywali fakt, że obrona rywala wyglądała jak zlepek przypadkowych zawodników, notorycznie gubiących krycie i umiejących powstrzymać przeciwnika tylko za pomocą fauli. Potwierdzeniem bierności defensywy „Górali” była chociażby sytuacja z 34. minuty, gdy Fran Tudor zagrał bardzo dokładną piłkę z głębi pola, Marcin Cebula uciekł spod opieki Aleksandrowi Komorowi oraz Milanowi Rundiciowi i choć nieczysto trafił w piłkę, ostatecznie umieścił ją w siatce obok bezradnego Polacka.

Kolejna część pierwszej połowy była za to „popisem” kapitana Podbeskidzia - Bartosza Jarocha - który w odstępie kilku minut sprokurował aż dwa rzuty karne. Najpierw prawy obrońca powalił w szesnastce Igora Sapałę, dzięki czemu na listę strzelców mógł ponownie wpisać się Petr Schwarz. Niedługo później 25-latek nie zdołał sobie poradzić z wybiegającym na czystą pozycję Patrykiem Kunem, przez co zaliczona przez niego asysta została szybko mu zapomniana, a zawodnik z miejsca stał się głównym antybohaterem piątkowego spotkania. Warto jednak wspomnieć, że szansy na ustrzelenie hat-tricka z rzutów karnych nie otrzymał Schwarz, gdyż tym razem Polacka do kapitulacji z jedenastu metrów zmusił Łotysz Vladislavs Gutkovskis. 

Nic więc dziwnego, że schodzących na przerwę „Górali” żegnały przeraźliwe gwizdy, natomiast rozentuzjazmowana grupa kibiców Rakowa wykrzykiwała, że na czterech zdobytych bramkach przy Rychlińskiego wcale nie musi się skończyć. Uczciwie trzeba jednak powiedzieć, że trzy rzuty karne właściwie zabiły piątkową rywalizację, a jej zwycięzcę można było ogłosić jeszcze przed wyjściem piłkarzy na drugą połowę. Oczywiście nie było tak, że rozbity beniaminek rzucił ręcznik i nie próbował już odrobić choć części powstałych strat. Rywalizacja po zmianie stron opierała się jednak w dużej mierze na rywalizacji w środku pola, a jeżeli któraś z drużyn była nieco bliżej zmiany wyniku, byli to rozpędzeni podopieczni Marka Papszuna. Blisko trafienia na 1:5 był między innymi David Tijanić, który w 86. minucie odnalazł się w polu karnym, ale jego finezyjne uderzenie zatrzymało się tylko na poprzeczce.

Po znacznie mniej emocjonującej drugiej połowie, opartej na wielu niepotrzebnych przewinieniach, stratach piłki oraz braku ofensywnych konkretów, Raków utrzymał w pełni zasłużone prowadzenie i tym samym odniósł trzecie zwycięstwo z rzędu. „Góralom” z kolei pozostaje jedynie mityczne wyniesienie wniosków i błyskawiczna poprawa gry w defensywie, bo jeżeli nie zdołają oni wyeliminować popełnianych błędów, na beniaminka będą czekać bardzo trudne tygodnie.

Podbeskidzie Bielsko-Biała - Raków Częstochowa 1:4 (1:4)

1:0 - Tomasz Nowak 13’

1:1 - Petr Schwarz 21’ (k.)

1:2 - Marcin Cebula 34’

1:3 - Petr Schwarz 40’ (k.)

1:4 - Vladislavs Gutkovskis 45’ (k.)

Składy:

Podbeskidzie: Polacek - Gach, Rundić, Komor, Jaroch - Danielak (75’ Sierpina), Rzuchowski, Nowak (57’ Kocsis), Figiel (57’ Ubbink), Sitek (19’ Laskowski) - Biliński (74’ Roginić). Trener: Krzysztof Brede

Raków: Szumski - Piątkowski, Petrasek, Wilusz - Kun, Schwarz (82’ Papanikolaou), Sapała, Tudor  (86’ Bartl) - Cebula (72’ Lopez), Gutkovskis (82’ Musiolik), Tijanić (86’ Lederman). Trener: Marek Papszun

Sędzia: Damian Sylwestrzak (Wrocław)

Żółte kartki: Jaroch (Podbeskidzie) - Wilusz, Petrasek (Raków)

Widzów: 4397 (liczba widzów ograniczona ze względu na zagrożenie epidemiologiczne)

autor: Piotr Porębski

Przeczytaj również