Emocji jak i zwrotów akcji na początku było całkiem sporo. Piłkarze, którzy wyróżniali się w meczu pucharowym dawali nadzieję na dobry rezultat, nawet piłka zatrzepotała w siatce Lecha, lecz gol nie został uznany. Późniejsze akcje to tylko dominacja poznaniaków, którzy skrzętnie wykorzystali błędy w defensywie gości i wygrali aż 4:0.
Obrona ponownie rozdała prezenty. "Górale" rozbici w Poznaniu
Zaledwie kilka dni po odpadnięciu z rozgrywek Fortuna Pucharu Polski, na piłkarzy Podbeskidzia czekało wyjątkowo trudne zadanie. Beniaminek wybrał się bowiem na stadion poznańskiego Lecha, który po porażce z Benficą definitywnie stracił już szanse na wyjście z grupy w Lidze Europy i teraz może się skupić na ponownej walce o puchary. Strategia poznaniaków, którzy na mecz w Lizbonie wyszli rezerwowym składem, wzbudziła sporo negatywnego szumu w mediach oraz wśród kibiców, więc w ciemno można było się spodziewać, że akurat na „Górali” Lech wyjdzie wręcz potrójnie zmotywowany.
I faktycznie niedzielny mecz mógł rozpocząć się dla gospodarzy lepiej, gdy w 12. minucie w bardzo dogodnej sytuacji znalazł się Jakub Moder, ale jego strzał w polu karnym sparował na rzut rożny Pesković. Niespodziewanie jednak to „Górale” otworzyli wynik rywalizacji - dokładnie zrobił to Marko Roginić – lecz gol ten po weryfikacji VAR nie został uznany, gdyż podający Gergo Kocsis wcześniej wyszedł z piłką poza boisko. Chwilę później kolejnym pięknym strzałem na bramkę Podbeskidzia popisał się Moder, ale jeszcze bardziej efektowną interwencję zanotował dobrze dysponowany Pesković. W 31. minucie poznaniacy dopięli jednak swego i zmusili Słowaka do kapitulacji po skutecznie wykonanym rzucie rożnym. Najwyżej do główki wyskoczył wówczas Thomas Rogne, który precyzyjnym strzałem skierował piłkę do siatki „Górali”.
Ostatnie minuty gry pierwszej połowy już całkowicie nie należały do Podbeskidzia. Jeszcze przed zejściem do szatni wręcz katastrofalny błąd w polu karnym popełnił Milan Rundić, który zamiast odegrać piłkę do bramkarza, zanotował fatalną w skutkach stratę. Z nieuważności obrońcy umiejętnie skorzystał Mikael Ishak, strzelając drugiego gola dla gospodarzy.
W drugiej połowie obie ekipy wyszły bez żadnych roszad, a do zmiany nie doszło również w kontekście ich stricte boiskowej postawy. W końcu chwilę po rozpoczęciu gry Lech cieszył się już z trzybramkowego prowadzenia, gdy w sytuacji sam na sam z Peskoviciem nie pomylił się Pedro Tiba. Poznańska lokomotywa ani myślała się jednak zatrzymywać i po upływie sześciu minut prowadziła już z Podbeskidziem 4:0. I w tej sytuacji bielszczanie nie ustrzegli się błędów – tym razem Kocsis stracił piłkę blisko pola karnego, czego efektem był strzał Jana Sykory. Co prawda bramkarz Podbeskidzia zdołał jeszcze odbić to uderzenie, ale wobec dobitki Daniego Ramireza był już bezradny.
Mimo kilku prób w końcówce spotkania, „Górale” nie złapali już choćby małego kontaktu ze znacznie lepiej dysponowanym przeciwnikiem. Tym samym Podbeskidzie, które po raz kolejny zaprezentowało się wręcz koszmarnie w defensywie, poniosło drugą ligową porażkę z rzędu i na pewno po tej serii gier nie opuszczą ostatniego miejsca w tabeli.
Lech Poznań – Podbeskidzie Bielsko-Biała 4:0 (2:0)
1:0 - Thomas Rogne 31’
2:0 - Mikael Ishak 44’
3:0 - Pedro Tiba 47’
4:0 - Dani Ramirez 53’
Składy:
Lech: Bednarek - Kravets, Crnomarković, Rogne, Czerwiński – Moder (81’ Muhar), Tiba – Kamiński (59’ Puchacz), Ramirez (71’ Marchwiński), Sykora (59’ Skóraś) – Ishak (59’ Awwad). Trener: Dariusz Żuraw
Podbeskidzie: Pesković - Gach, Rundić (51’ Komor), Bashlai, Gutowski (75’ Modelski) – Kocsis (75’ Bieroński), Rzuchowski – Marzec (62’ Sierpina), Ubbink, Miakushko (62’ Sitek) – Roginić. Trener: Krzysztof Brede
Sędzia: Wojciech Myć (Lublin)
Żółte kartki: Bashlai, Marzec (Podbeskidzie)
Widzów: bez udziału publiczności