Niemiecki 6-ligowiec sprawdził śląskie legendy. "Mogliby żyć z piłki"

29.01.2020

Najpierw Ruch Chorzów, później Polonia Bytom sprawdziły się na tle Sparty Lichtenberg. Niemiecki 6-ligowiec, choć dysponował zaledwie 16-osobową kadrą, w obu meczach śląskim kandydatom do gry na szczeblu centralnym poprzeczkę zawiesił zaskakująco wysoko. - Ci zawodnicy, którzy grają w Niemczech na tym poziomie, spokojnie poradziliby sobie u nas te dwa szczeble wyżej, mogliby nawet żyć z piłki - mówi polski bramkarz berlińczyków, Mateusz Mika.

Łukasz Sobala/PressFocus

Szkolą lepiej

Najpierw zaskoczeni mogli być kibice Ruchu. Trener Łukasz Bereta w piątkowy wieczór desygnował do gry zawodników, którym przynajmniej teoretycznie bliżej dziś do wyjściowej jedenastki "Niebieskich". A przecież dzień później jego zespół mierzył się z Szombierkami Bytom, a więc liderem śląskiej IV ligi. - Widzieliśmy o Sparcie tyle, że w swojej lidze są na pierwszym miejscu, zdobyli aż 40 punktów i mają w składzie kilku obcokrajowców. Niektórzy faktycznie wyglądali nieźle - doceniał postawę rywala trener Bereta. Chorzowianie długo męczyli się z berlińczykami, przegrywając z nimi do przerwy 0:1. W drugiej odsłonie poszło im już znacznie lepiej. Na gwiazdę wieczoru zdążył zresztą wyrosnąć Mateusz Mika. Polski bramkarz Sparty bronił znakomicie, ale nie uchronił swojego zespołu od przegranej.

Dzień później Mika wraz z kolegami "postawił się" bytomskiej Polonii. I znowu - chociaż Sparta miała przecież w nogach rozegrane dzień wcześniej spotkanie - czołowy śląski III-ligowiec musiał się mocno napracować, by w końcu za sprawą trafienia Dawida Krzemienia przechylić szalę wygranej na swoją korzyść. - To był wartościowy sparing. Drużyna Sparty postawiła trudne warunki, była bardzo waleczna. Faktycznie, niespecjalnie odstawała na boisku swoim poziomem. To bierze się z faktu, że tam zawodnicy od wielu lat są dobrze szkoleni. My szkoliliśmy dotychczas źle i taki jest efekt. Poszliśmy w tym elemencie mocno do przodu i myślę, że za kilka lat i u nas w "szóstej lidze" też będą grać bardzo dobrzy piłkarze - bez owijania w bawełnę zdiagnozował realia trener Polonii, Kamil Rakoczy.

W wyrównanym przebiegu obu sparingów przypadku nie widział Mateusz Mika. Wychowanek Polonii Bytom, który od 5 lat gra w niższych ligach niemieckich przyznaje, że Berlin-Liga - szósty szczebel rozgrywek w Niemczech - to poziom naszego makroregionu. A że Sparta jest w niej liderem, to i w starciach z Ruchem i z "Niebiesko-Czerwonymi" nie wypadła blado. - Ci zawodnicy, którzy grają w Niemczech na tym poziomie, spokojnie poradziliby sobie u nas te dwa szczeble wyżej, mogliby nawet żyć z piłki - podkreśla Mika.

Turcja, Berlin, Tarnowskie Góry

Z piłki nie żyją, ale warunki do jej uprawiania i tak mają naprawdę dobre. - Byli u mnie Marcin Lachowski, czy Wojtek Mróz, widzieli nasze obiekty. Widzieli, że warunki do treningów mamy świetne. Zimą możemy pracować na dobrej jakości sztucznej nawierzchni, trawa naturalna też jest super - chwali wychowanek Polonii.

O możliwościach organizacyjnych niemieckiego 6-ligowca świadczy zresztą choćby fakt, że tegoroczne zagraniczne zgrupowanie dla 32-letniego bramkarza nie jest niczym nowym. -  Z poprzednim klubem, również z VI ligi, byliśmy na obozie w Turcji. Wylądowaliśmy w hotelu m.in. z Rakowem Częstochowa i Stalą Mielec. Ze Spartą latem pojechaliśmy z kolei na kilka dni na zgrupowanie do miejscowości oddalonej od Berlina o 200km. Teraz chłopaki bardzo chcieli przyjechać do Polski, wiec zorganizowałem tu dwa sparingi. Dla nich gra z takimi utytułowanymi klubami jak Ruch i Polonia to duże przeżycie, choć niejeden z nich spokojnie poradziłby sobie w tych drużynach - opowiada Mika. Jego słowa robią wrażenie tym większe, że w analogicznym okresie bytomianie na obóz nie jadą, a wyjazd Ruchu do Rybnika-Kamienia za pośrednictwem aplikacji dofinansowują kibice...

Lider Berlin-Ligi kilkudniowe zgrupowanie spędził  w Tarnowskich Górach. Potraktował je całkiem poważnie. W sobotę, po meczu w Bytomiu, piłkarze Sparty mieli jeszcze zaplanowaną odnowę biologiczną oraz analizę obu gier kontrolnych. - Liga startuje u nas już 9 lutego, te dwa sparingi dały trenerowi sporo materiału do analizy. Teraz wracamy do siebie, do codziennych obowiązków i normalnych zajęć. Trenujemy trzy razy w tygodniu, do tego dochodzą mecze. Na ten poziom wystarczy - mówi Mika, który z racji swojego pochodzenia sporą część organizacyjnych obowiązków dotyczących ostatniego zgrupowania wziął na siebie. - Chłopaki przyjechali w moje okolice, zależało mi na dobrej organizacji tak, by nikt nie miał mi później nic do zarzucenia - uśmiechał się przed wyjazdem 32-letni bramkarz.

Hausmaister z Bytomia

Mateusz Mika w Niemczech jest już piąty rok. Na Śląsku kojarzony głównie z grą dla Polonii Bytom, ale i I-ligowego wówczas Ruchu Radzionków, wyjechał z kraju po półrocznej przygodzie w II-ligowej Limanovii. Dziś nie żałuje tamtej decyzji. Grę w piłkę łączy z pracą, która daje mu - jak sam mówi - "dobre życie". - Jestem hausmaistrem na takim nowym osiedlu. Pracę dostałem od jednego ze sponsorów klubu, w którym grałem w poprzednim sezonie. Mieszkam tam, dbam o bieżące naprawy w mieszkaniach, jak trzeba skosić trawniki, to to robię. Wielu ludzi mówi mi, że do Polski już nie wrócę. Nie ukrywam, mam teraz dobre życie, spodziewam się syna, ale... nie wyobrażam sobie zostać w Niemczech na stałe - przyznaje golkiper.

Póki co czas spędzany w Berlinie wykorzystuje jednak najlepiej jak potrafi. Nauka języka nie była dla niego problemem, w sparingach z Ruchem i Polonią sprawnie dyrygował swoimi kolegami z defensywy. - Po pięciu latach komunikacja między mną a zespołem jest zdecydowanie lepsza. Prywatnie też daję sobie radę. Każdy myśli, że od podstaw niemieckiego uczyła mnie żona, która jest nauczycielką tego języka, ale wcale tak nie było. Po całym dniu pracy nie chciałem słuchać w domu niemieckiego, tylko używać swojego polskiego, śląskiego. Tak jest do dzisiaj - śmieje się 32-latek.

Mika chce grać w piłkę jak najdłużej, również dalszą przyszłość wiążąc z futbolem. - Lata uciekają, ale ciągle robię to co kocham. Nie da się tego rzucić z dnia na dzień. Człowiek wylał litry potu na boisku, zawsze grał na 120 procent możliwości. Piłka ciągle daje mi radość, będę chciał grać tak długo, jak zdrowie pozwoli. W przyszłości chciałbym się szkolić w kierunku prowadzenia treningów bramkarskich, założyć swoją szkółkę. Już wziąłem się za odpowiednie kursy, nie tak dawno podczas 3-dniowego szkolenia w Hercie Berlin miałem okazję spotkać się na przykład z Gaborem Kiralym. Jak tylko czas pozwala dokształcam się w tej materii i mam nadzieję, że kiedyś to zaprocentuje - opowiada golkiper.

Na "Olimpie" serce bije mocniej

Zanim bramkarskie rękawice będzie trzeba zawiesić na kołku, ma jeszcze jedno marzenie: znowu zagrać dla Polonii. Przyjazd ze Spartą Lichtenberg na obiekty 2-krotnych Mistrzów Polski był dla niego sporym przeżyciem. - Serce zawsze bije tutaj mocniej. Znam tą drużynę, niektórych od małego. Trenerów, działaczy... Bardzo chciałbym jeszcze kiedyś założyć koszulkę z numerem 33 i stanąć między słupkami bramki Polonii. To mój klub. Tu się wychowałem i spędziłem najpiękniejsze lata. Polonia ukształtowała mnie jako człowieka i jako bramkarza z charakterem. Wierzę, że Polonia wróci na Olimpijską. To jej dom, tu rzesza jej kibiców chętnie przychodziła na mecze. Polonia nigdy nie zginie, odbuduje się, wróci na swoje tory i jeszcze powalczy o najwyższe cele - przekonuje Mika.

(Rok 2012, Mateusz Mika w barwach I-ligowej Polonii Bytom - fot. Rafał Rusek/PressFocus)

Póki co losy "Niebiesko-Czerwonych" śledzi z odległego Berlina. Kciuki trzyma zresztą również za "Niebieskich", broniąc się przed wskazaniem faworyta do wygrania III ligi. - Sercem bliżej mi do Polonii, ale chciałbym, by takie kluby grały zdecydowanie wyżej. W Bytomiu spędziłem wspaniałe lata, mam nadzieję, że sympatycy Ruchu mnie rozumieją. Ale gdyby się dało, chciałbym by oba kluby ten awans wywalczyły. Ich miejsce jest w najwyższej klasie rozgrywkowej. Zasługują na to kibice i wierzę, że prędzej czy później się tam spotkają.

autor: Łukasz Michalski

Przeczytaj również