Niebiescy grają dalej, ale radość została zmącona

08.08.2019

Środa dla Ruchu miała słodko-gorzki wymiar. Niebiescy wreszcie zainaugurowali zmagania w sezonie 2019/2020, wyszło im to całkiem nieźle, po raz kolejny jednak na pierwszy plan wysunęły się problemy organizacyjne.

Norbert Barczyk/PressFocus

Gdy w siódmej minucie pucharowego meczu ze Skrą po błędzie Dawida Smuga częstochowianie objęli prowadzenie wydawało się, że powtórzy się scenariusz znany z ubiegłego sezonu. Przypomnijmy, Ruch w sezonie 2018/2019 na obcych boiskach nie wygrał ani jednego spotkania. - Chcieliśmy pokazać, że nam zależy na tym klubie. Chcemy wspólnie z kibicami tworzyć ten kolektyw – mówił po meczu lider chorzowskiej drużyny, Tomasz Foszmańczyk. – Pierwszych kilka minut potrzebowaliśmy, by się dostosować do warunków gry, ale z czasem się zaaklimatyzowaliśmy i mieliśmy przewagę - dodawał pomocnik.

W pierwszej połowie akcje chorzowian były nieśmiałe, po przerwie spadkowicz z II ligi zaczął grać w piłkę. - Czasem brakowało zgrania, jeszcze tej kropki w niektórych akcjach, ostatniego podania. Ale z czasem wyglądaliśmy coraz lepiej, także mentalnie. Chłopcy zagrali bez kompleksów – mówi trener Łukasz Bereta, dla którego najważniejszy w tej chwili jest czas. - Cały czas będziemy się zgrywać, mamy słabszy skład niż w drugiej lidze. Młodzi z akademii potrzebują czasu, by wejść do seniorskiej piłki - tłumaczy szkoleniowiec.

Chorzowianie w okresie przygotowawczym nie trenowali zgodnie z początkowymi założeniami, mieli jednak siły na to, by kwestię awansu na swoją korzyść rozstrzygnąć dwiema bramkami zdobytymi w samej końcówce. - Chłopcy narzekają, że ciężko trenujemy. Ale tylko taką drogą możemy zrobić wynik, w sytuacji jeżeli u nas nie ma głośnych nazwisk – tłumaczył z lekkim uśmiechem Bereta, któremu mógł popsuć humor w ostatnich minutach Mariusz Idzik. - Nie był przewidziany jako pierwszy wykonawca do karnego, był którymś z kolei. Ale zabrał piłkę, strzelił. Nie będzie konsekwencji - zapewnia trener "Niebieskich".

Co równie mocno musi cieszyć, zwłaszcza w obecnej sytuacji Ruchu, to fakt, że w meczu ze Skrą wiele dali zmiennicy. Jakub Nowak, Marcin Kowalski i Daniel Iwanek. Przy karnym to właśnie ten drugi był faulowany. - Jesteśmy drużyną, to imponuje jak chłopcy weszli z ławki i nam pomogli. Cieszymy się, bo takie zwycięstwo nam pomoże nadrobić zaległości – mówi popularny "Fosa", który podobnie, jak i koledzy, mocno chwalił fanów "Niebieskich". - Zachowanie kibiców zrobiło duże wrażenie. Nie myślałem, że dzisiaj tak może być. Przegrywaliśmy, kibice nas wspierali, a przy słonecznej aurze to mocno nam pomagało – mówił Bereta.

Jest szansa, że trener Niebieskich wkrótce będzie miał jeszcze większy wybór odnośnie personaliów. Do drużyny może dołączyć nawet czterech zawodników. - Dwójka to Tsuleiskiri i Kasolik. Jest jeszcze dwóch. Ale muszą to być zawodnicy, którzy dadzą wartość tej drużynie. Jeżeli nie, to oprzemy się na naszej młodzieży – mówi trener Ruchu.

Gdy piłkarze przy ławce rezerwowych cieszyli się z pierwszego sukcesu w tym sezonie znany był już werdykt Komisji Licencyjnej, która w środę zajmowała się długami licencyjnymi Ruchu. Ta zdecydowała, że Niebiescy muszą zapłacić karę finansową (3000 zł), ale stracą także na starcie dwa punkty. - Mam nadzieję, że będzie odwołanie. Nie za ciekawie zaczynać sezon z minusowymi punktami, tym bardziej, że i tak zainaugurujemy rozgrywki później niż rywale. Będziemy gonić za stawką, a gdy jeszcze będziemy musieli odrabiać straty z minusowych punktów, to będzie ciężko – oceniał na gorąco Łukasz Bereta.

autor: Tadeusz Danisz

Przeczytaj również