Nastolatek u progu kariery. "Jeśli bardzo się chce, zawsze można się wybić"

08.02.2021

Mateusz Gajda w wieku 18 lat przeniósł się z IV-ligowego Śląska Świętochłowice do grającego na szczeblu centralnym Hutnika Kraków. Nastolatek, który nigdy nie trenował w żadnej z czołowych akademii, upartą pracą wydeptuje sobie ścieżkę do zawodowej kariery. - Jeśli bardzo się chce, mocno trenuje, zawsze można się wybić - mówi zawodnik, który nie zamierza rezygnować ze swoich marzeń.

Mateusz Janiszewski Zakład Fotograficzny

Najpierw UKS Szopienice, w którego barwach uczył się kopania piłki, a później nabierał doświadczenia w okręgówce i A-klasie, później IV-ligowy Śląsk Świętochłowice, nie należący przecież do topowych przedstawicieli regionalnej piłki. Taka ścieżka kariery z pewnością nie jest najprostszą do osiągnięcia sukcesu w zawodowej piłce. Gajda nigdy nie zwątpił jednak w to, że i tą drogą może piąć się w górę futbolowej hierarchii.

Tam, gdzie łowią więksi

UKS-u Szopienice próżno szukać wśród "najmodniejszych" i najlepszych szkółek piłkarskich w regionie. Nie rywalizuje w żadnej z CLJ-tek, nie ma drużyn na najwyższych juniorskich szczeblach wojewódzkich. W piłkarskim "łańcuchu pokarmowym" to jedno z miejsc, w których na wczesnym etapie "łowią" więksi, teoretycznie szerzej otwierający drzwi do profesjonalnej piłki. - A moim zdaniem Szopienice to bardzo dobre miejsce do rozwijania piłkarskich umiejętności. Są tam przede wszystkim świetni trenerzy. Sam dużo zawdzięczam trenerowi Adamowi Dobrowolskiemu, który prowadził mnie przez cały wiek juniora. Wiele mnie nauczył. Mój przykład udowadnia, że nie trzeba treningu w wielkiej akademii, by przebić się wyżej. Jeśli bardzo się chce, mocno trenuje, zawsze można się wybić - przekonuje Mateusz Gajda.

"Chcieć" i "mocno trenować" to dwa warunki, którym 18-latek postanowił się bardzo szybko podporządkować. - Rodzice i przyjaciele wspierali mnie w moich marzeniach. Nawet, gdyby ktoś odradzał mi te pomysły i tak nikogo bym nie słuchał. Wiedziałem, że to co robię się opłaci.- uśmiecha się po podpisaniu pierwszego w życiu, zawodowego kontraktu.

Trening "na poważnie"

Mimo młodego wieku Gajda szybko zauważył, że jeśli ma coś osiągnąć w piłce, musi robić więcej od rówieśników. Debiutował w seniorskiej ekipie Szopienic, grając w jej barwach na boiskach A-klasy i okręgówki. Szło mu na tyle dobrze, że został polecony do IV-ligowego Śląska Świętochłowice. - Znamy się z Adamem Dobrowolskim. Kiedy przejąłem stery Śląska z podobnych znajomości trafiło do nas kilku perspektywicznych chłopaków, a wśród nich Mateusz - opowiada Damian Malujda, prezes, a od niedawna również trener drużyny ze "Skałki". Młodzian szybko wywalczył sobie miejsce w składzie IV-ligowca, ale czuł, że stać go na grę na wyższym poziomie.  - Zacząłem trenować "na poważnie", czasami dwa razy dziennie. Wtedy uwierzyłem, że mogę grać w piłkę profesjonalnie - wspomina Gajda.

Najpierw sam próbował znaleźć sposób na doskonalenie swoich umiejętności i redukowanie braków, które hamowały rozwój jego kariery. Rok temu postanowił oddać sprawy w ręce fachowców, decydując się na współpracę z firmą trenera Wojciecha Osyry. - Słuchał, pracował, był cierpliwy. Miał co nadrabiać, ale już po podpisaniu umowy z Hutnikiem przyznał, że wykonaliśmy milowy skok, choć czasami irytowało go wskazywanie kolejnych błędów, jakie popełniał na boisku. Teraz wie, że dzięki temu się rozwinął.- nie kryje satysfakcji Osyra.

Zysk z inwestycji

Praca wykonana pod okiem fachowców Wojciecha Osyry nie zmieściłaby się w pojęciu "treningu indywidualnego". - To cały pakiet ścisłej współpracy, łącznie z zajęciami z psychologiem, treningiem motorycznym, MMA. Analizowaliśmy każdy jego mecz - albo sam je oglądałem, albo opieraliśmy się o nagrania video. Po wspomnianych analizach szlifowaliśmy wszystkie atuty Mateusza i staraliśmy się eliminować zauważone błędy - wymienia Osyra, który w ramach swojej oferty proponuje podopiecznym warunki rodem z w pełni zawodowego klubu. - To była codzienna, kompleksowa opieka. Każdego dnia rozmawialiśmy, Mateusz przekazywał mi informacje na temat swojego treningu w klubie: jego długości, obciążeniach, charakterze pracy. Pod tym kątem ustalaliśmy plan zajęć indywidualnych. Wszystko było spersonalizowane. W klubie trenował z zespołem, wykonywał zadania na potrzeby meczu. U mnie otrzymywał wyłącznie rozwój potencjału indywidualnego - tłumaczy Wojciech Osyra. -  3-4 treningi w tygodniu to za mało, by coś osiągnąć w piłce. U trenera Osyry rozwinąłem się w każdym z piłkarskich aspektów, ale najwięcej dało mi chyba odblokowanie głowy. Czuję też postęp pod względem technicznym i pod kątem zachowań boiskowych. Dzięki codziennym treningom znalazłem się w miejscu, w którym jestem - podkreśla Mateusz Gajda. A że to koszt nie tylko wyrzeczeń, ale i finansowy? - Najpierw trzeba zainwestować, żeby coś później zyskać - trzeźwo zauważa zawodnik.

Cierpliwość IV-ligowca

W Świętochłowicach nie obrażali się na pomysły Gajdy zdając sobie sprawę z dużych ambicji, jakie zawsze demonstrował nastolatek. - Nie blokujemy naszym zawodnikom takich możliwości. Przecież dla klubu, o ile dzieje się to w porozumieniu z trenerem zespołu, to również korzyść. Myślę, że to był istotny element, chociaż nic nie zastąpi również regularnej gry w lidze. Bez tego doświadczenia też nie zaistniałby wyżej - zauważa Damian Malujda. W Śląsku byli również cierpliwi wtedy, gdy zawodnik prosił o zgodę na testy w wyżej notowanych klubach. - Godziliśmy się, choć wracał do drużyny "na ostatnią chwilę". Mimo to dostawał miejsce w składzie.

Gajda wierzył, że w końcu uda mu się przekonać do swoich umiejętności klub ze szczebla centralnego. W grudniu znowu spróbował swoich sił, tym razem w Hutniku Kraków. - Wziąłem to na luzie. Wyszedłem z założenia, że nie było nic do stracenia, a można było tylko zyskać. Awans z IV ligi na szczebel centralny to duży krok w przód i choć wiedziałem, że mam umiejętności, wcale nie byłem przekonany, że dostanę się do drużyny Hutnika - opowiada 18-latek.

Najpierw zameldował się w Krakowie przed świętami Bożego Narodzenia. Zagrał w test-meczu, przekonał do swoich umiejętności trenera Leszka Janiczaka. Miał wrócić po Nowym Roku ale wtedy okazało się, że swoją jakość musi udowadniać od początku, bo na "Suchych Stawach" stanowisko szkoleniowca zdążył w międzyczasie objąć Szymon Szydełko. - Zagrałem w kolejnym spotkaniu, otrzymałem pozytywne oceny i tak trafiłem do pierwszej drużyny - mówi Gajda.

A może Ekstraklasa?

Jako defensywny pomocnik będzie chciał wykorzystać swoje atuty w walce o skład II-ligowca. - Mocne strony? Dobre warunki fizyczne, długie podanie - taki "cross", nieźle radzę sobie pod względem techniki - po chwili namysłu wymienia młodzieżowiec. Jego dotychczasowi trenerzy dokładają jednak kolejne, być może kluczowe cechy: pracowitość, ambicję i pokorę. - Jego sportowy awans to również sygnał dla innych, że warto w młodym wieku pograć na niższym szczeblu i nabrać tutaj doświadczenia. Czasami taka ścieżka jest korzystniejsza, niż ocieranie się o ekstraklasowe kluby. Wtedy zawodnikowi trudniej pogodzić się z "zejściem" niżej, wielu przestaje wierzyć i kończy z piłką. Systematyczne pięcie się w odwrotną stronę pozwala unikać tego typu zawodu - analizuje Damian Malujda, który zgodził się na skrócenie wypożyczenia zawodnika (formalnie Gajda był graczej UKS-u Szopienice) nie chcąc blokować możliwości jego rozwoju. - Poszliśmy mu na rękę. Byliśmy umówieni, że jeśli dostanie szansę wyżej, nie będziemy robić problemów. Był podstawowym zawodnikiem, ale teraz szanse otrzymają kolejni. Taką obraliśmy ścieżkę - tłumaczy sternik Śląska.

A Gajda spokojnie kreśli kolejne plany, mocno wierząc, że kontrakt z Hutnikiem to początek prawdziwej kariery. - Marzenia? Gra w Ekstraklasie, może coś więcej? Teraz chcę się jednak po prostu rozwijać, powalczyć o miejsce w składzie Hutnika i utrzymać się z nowym klubem w II lidze - zapowiada wychowanek UKS-u Szopienice.

Zdjęcie pochodzi ze strony serwisu http://slaskswietochlowice.photo

autor: Łukasz Michalski

Przeczytaj również