Marchewka i „Goczały” na fali wznoszącej. „LKS wyciągnął do mnie pomocną dłoń”

06.01.2021

Nieco w cieniu świetnej dyspozycji Ruchu Chorzów oraz Polonii Bytom, jesienią świetną robotę wykonali absolutni debiutanci na poziomie III Ligi - piłkarze LKS-u Goczałkowice-Zdrój. Wymierny wpływ na to, że klub ten zajmuje po pierwszej części zmagań wysokie piąte miejsce, miała chociażby spora grupa doświadczonych zawodników oraz zaledwie 19-letni Bartosz Marchewka. Utalentowany napastnik trafił na stadion przy Uzdrowiskowej na zasadzie wypożyczenia z GKS-u Katowice, a obecnie może on pochwalić się naprawdę świetną skutecznością oraz czołowym miejscem w klasyfikacji III-ligowych strzelców.

Tomasz Błaszczyk/PressFocus

Piłkarze goczałkowickiego LKS-u, biorąc pod uwagę ich status beniaminka na poziomie III Ligi, zanotowali naprawdę znakomitą rundę jesienną. 

Jest zadowolenie… oraz niedosyt

Podopieczni Damiana Barona (a następnie grającego trenera Piotra Ćwielonga) po 17. kolejkach zajmują wysokie piąte miejsce, choć bilans ten mógłby być nawet jeszcze lepszy, gdyby nie długo trwający impas w meczach na własnym boisku. Jak zatem do osiągniętych do tej pory wyników podchodzi czołowy zawodnik LKS-u, Bartosz Marchewka? - Patrząc na wyniki spotkań sparingowych, które rozegraliśmy przed sezonem, pozytywne nastawienie mogło z nas szybko ulecieć. Nie wyglądaliśmy w nich dobrze, a pewne obawy mogły się również pojawić po ligowej inauguracji z MKS-em Kluczbork. Od tego momentu zaczęliśmy się jednak rozkręcać i naprawdę regularnie punktować. Szkoda oczywiście kilku rozegranych meczów i uzyskanych w nich wyników, ale ogólnie rzecz biorąc, możemy być z naszego bilansu naprawdę zadowoleni - mówi napastnik w rozmowie z naszym portalem.

W tym miejscu warto jeszcze nawiązać do niezwykle skrajnej dyspozycji klubu ze znanej uzdrowiskowej wsi w meczach u siebie i na wyjeździe. Zawodnicy w pierwszej fazie sezonu nie byli w stanie skomentować zupełnie odmiennych wyników i niestety trzeba stwierdzić, że w przypadku beniaminka nowa Panattoni Arena nie mogła kojarzyć się z pojęciem „niezdobytej twierdzy”. Pod koniec rundy statystyki LKS-u w domowych meczach uległy co prawda poprawie (choćby za sprawą pokonania liderującego Ruchu Chorzów), ale pewna dysproporcja w dotychczasowym bilansie i tak jest dość mocno zauważalna. Dość powiedzieć, że zawodnicy z Goczałkowic, na 32 zdobyte jesienią punkty, aż po 22 z nich sięgnęli na obcym terenie. 

Można się zatem domyślać, że zaistniały problem mocno doskwierał w szatni piłkarzom beniaminka. - Można tak to ująć. I zapewne niewielu się spodziewało, że wygramy u siebie mecz z liderem z Chorzowa. Ale zrobiliśmy to i w pewnym sensie nas to trochę odblokowało. W końcu wcześniej zdarzały nam się takie mecze jak choćby z ROW-em 1964 Rybnik, w których wręcz powinniśmy uzyskać korzystniejszy wynik. Na pewno możemy więc odczuwać niedosyt, że u siebie nie punktowaliśmy tak często, jakbyśmy sobie tego życzyli - mówi Marchewka.

Przerwali passę Ruchu i liczą na więcej

Wygrany mecz z „Niebieskimi” zdecydowanie trzeba uznać za pewien wyczyn, gdyż przed przyjazdem do Goczałkowic Ruch mógł pochwalić się serią dziewięciu ligowych zwycięstw z rzędu. Bramka naszego rozmówcy oraz samobójcze trafienie Patryka Sikory zapewniły jednak gospodarzom zwycięstwo 2:1 i niejako udowodniły, że w beniaminku drzemią naprawdę spore możliwości. Czy zatem piłkarz LKS-u z czystym sumieniem wskazałby rywalizacje z chorzowianami jako najlepszą w zakończonej już rundzie jesiennej? - Ciężko wybrać jedno takie spotkanie. W tym miejscu można by było wyróżnić kilka takich rywalizacji, jak choćby tą ze Ślęzą Wrocław. A odnośnie pojedynku z Ruchem - w sumie ciężko powiedzieć. Na pewno stroną przeważającą w tamtym spotkaniu byli przyjezdni, ale to my wykazaliśmy się większą skutecznością i bezbłędnie wykorzystaliśmy dwie dogodne okazje. Niemniej na pewno nie uznałbym tego spotkania za najlepsze - przyznał napastnik, dodając przy okazji, że najlepszy mecz jest raczej wciąż dopiero przed nimi.

Sytuacja zespołu trenera Barona jest aktualnie o tyle ustabilizowana, że jego przewaga nad „czerwoną strefą” (czyli szesnastą w stawce Wartą Gorzów Wielkopolski) wynosi już aż 14 punktów. Nieznacznie mniejsza jest jednak strata beniaminka do liderującego w III Lidze Ruchu Chorzów, który obecnie wyprzedza analizowany klub o 12 oczek. Mimo bardzo pewnej sytuacji LKS-u i posiadaniu zapasu nad choćby grupą pościgową ze środka tabeli, o rozluźnieniu przy ulicy Uzdrowiskowej nie ma absolutnie mowy. - Zdecydowanie tak. Oczywiście, jakby nie patrzeć, znajdujemy się w naprawdę dobrym położeniu. Zapewne mało kto zakładał, że na tym etapie będziemy tak wysoko w tabeli. Prędzej chyba obstawiano, że znajdziemy się w jej środku, ewentualnie w jej dolnej części. Jak na to, że jesteśmy beniaminkiem i cały czas poznajemy te rozgrywki i występujące w niej drużyny, jest naprawdę dobrze. Mam oczywiście nadzieję, że kolejna runda będzie dla nas równie udana, a nawet jeszcze lepsza - przyznaje 19-letni piłkarz.

Powrót na odpowiednie tory

Skupiając się na indywidualnym dorobku Marchewki - nie będzie przesadą stwierdzenie, że runda jesienna była dla młodego zawodnika najlepszą w, bądź co bądź, krótkiej karierze. W końcu napastnik wystąpił we wszystkich 18 jesiennych meczach swojej drużyny (siedemnaście z nich rozpoczynając w wyjściowym składzie), przy okazji aż jedenastokrotnie wpisując się na listę strzelców. Pochodzący z Katowic piłkarz - ex aequo z Piotrem Ćwielongiem - został tym samym najlepszym strzelcem III-ligowca i potwierdza, że od kilku miesięcy znajduje się na fali wznoszącej. - LKS wyciągnął do mnie pomocną dłoń, za co włodarzom klubu jestem naprawdę wdzięczny. Teraz przez to staram się spłacić ten kredyt zaufania, poprzez bramki oraz pomoc w walce o zdobywanie kolejnych punktów - mówi Marchewka, który mimo zaledwie 19 lat na karku, ma już pewne doświadczenie w występach na szczeblu centralnym. 

Omawiany piłkarz ma już w końcu na swoim koncie zaliczone 2,5 sezonu w II Lidze w barwach Rozwoju Katowice oraz debiut w seniorskiej piłce, zanotowany w meczu z Wartą Poznań jako zaledwie 15-latek. Naprawdę dobra postawa przy Zgody (44 oficjalne występy, w tym 15 w wyjściowej „11”) oraz regularne występy w młodzieżowych kadrach Polski spowodowały, że Marchewka znalazł się na celowniku wyżej notowanych klubów oraz coraz częściej zaczął być on porównywany do Arkadiusza Milika. Ostatecznie w lutym 2019 roku piłkarz zdecydował się na przenosiny do GKS-u Katowice, który wówczas występował jeszcze na szczeblu Fortuna 1. Ligi. Mimo sporych nadziei na to, że młodzian przy Bukowej zaliczy jeszcze większy postęp, do teraz 19-latek nie doczekał się oficjalnego debiutu w pierwszej drużynie GKS-u, a w pewnym momencie został nawet przesunięty do drugiej drużyny. 

Chcąc wrócić na odpowiednie tory i zacząć ponownie łapać niezwykle cenne minuty, piłkarz na początku zeszłego roku został wypożyczony do LKS-u i właśnie tam zaczął naprawdę błyszczeć. Czy wobec dotychczasowego pobytu w Goczałkowicach-Zdroju i początkowego zejścia do IV Ligi, Marchewka ma poczucie, że zrobił krok do tyłu, by teraz wykonać dwa do przodu? 

- Zobaczymy co przyniesie jeszcze przyszłość. Powracając jednak na chwilę do przeszłości, to wspomniany pobyt w „GieKSie” był dla mnie nieudany pod względem piłkarskim. Spodziewałem się, że moja przygoda inaczej będzie tam wyglądać, a koniec końców zostałem zesłany tam do rezerw, tak samo jak kilku innych zawodników, których przy Bukowej również już nie ma. Niemniej było minęło, staram się myśleć pozytywnie i zwracać uwagę na rzeczy, które są przede mną - mówi piłkarz, skupiając się tylko na czekających go wyzwaniach.

Doświadczenie i wielkie autorytety

Tych w Goczałkowicach-Zdroju jest całkiem sporo, a o ich realizację dba umiejętnie złożona mieszanka doświadczenia z młodością. Biorąc pod uwagę, że kluczowymi elementami beniaminka są choćby znani z Ekstraklasy Piotr Ćwielong czy Łukasz Hanzel, nasz rozmówca absolutnie ma się od kogo uczyć i nabierać boiskowej ogłady. - Oj tak, wspomniani zawodnicy to faktycznie są naszymi takimi ostojami i śmiało można stwierdzić, że prezentują spośród nas najrówniejszą formę. Ich obecność w zespole uznaje za naprawdę spory plus - mówi Marchewka, pamiętając oczywiście, że dla wielu zawodników LKS-u autorytetem jest jeszcze ktoś inny.

W końcu poruszając temat III-ligowego beniaminka z Goczałkowic, od razu na wierzch wychodzi sylwetka Łukasza Piszczka, będącego osobą, niezwykle angażującą się w funkcjonowanie rodzinnego klubu. Można się zatem domyślać, że gdy zawodnik Borussii Dortmund ma wolną chwilę i pojawia się na meczach LKS-u oraz prowadzi zespół przy linii bocznej, mobilizacja w piątej drużynie w tabeli jest jeszcze większa. 

- Istnieje chyba zresztą taka statystyka, że gdy Łukasz jest przy drużynie, to my pod jego wodzą nie przegraliśmy jeszcze ani jednego spotkania. Jeżeli jednak nie może go być przy nas, to zawsze śledzi jak może nasze transmisje z meczów czy nawet z treningów, dzięki czemu później może nam przekazać jakieś ewentualne pochwały czy uwagi. No nic, zobaczymy, czy Łukasz dołączy po sezonie do naszego zespołu. Jeżeli wszystko się ziści, to na naszym poziomie ligowym będzie to prawdziwy hit - przyznaje napastnik, odnosząc się przy okazji do najnowszych informacji, wedle których znakomity prawy obrońca zakończy w tym roku profesjonalną karierę i po sezonie zasili szeregi LKS-u.

Nie da się zresztą ukryć, że to właśnie Piszczek miał wymierny wpływ na to, że nasz rozmówca w ogóle znalazł się w Goczałkowicach-Zdroju. - Na pewno, chociaż też nie zapomniałbym w tym miejscu o Kamilu Łączku, z którym niegdyś występowałem w katowickim Rozwoju. On był już w kontakcie z Łukaszem Piszczkiem, a ja otrzymałem od niego telefon, gdy byłem jeszcze zawodnikiem GKS-u Katowice. Nie ukrywam, że to połączenie mocno mnie zaskoczyło. Niemniej cieszę się, że w tym przypadku wszystko potoczyło się dobrze i ostatecznie znalazłem się tu, gdzie jestem - mówi Marchewka, który do LKS-u jest wypożyczony do końca bieżącego sezonu. 

Czy zatem młody napastnik będzie miał okazje wystąpić w jednym zespole z 66-krotnym reprezentantem Polski? Czas pokaże - na razie 19-latkowi pozostaje np. walka o koronę króla strzelców, która zapowiada się wyjątkowo pasjonująco, biorąc choćby pod uwagę odejście Adama Żaka z Polonii Bytom, niepewny los Mariusza Idzika z Ruchu Chorzów czy też pojawiające się informacje odnośnie przejścia Marcina Przybylskiego z Foto-Higieny Gać do pierwszoligowej Sandecji Nowy Sącz. - O to może być naprawdę trudno, bo konkurencja nie śpi. Oczywiście się o to postaram, ale mi jednak zależy przede wszystkim na tym, aby LKS regularnie punktował i cały czas zajmował miejsce w ścisłym czubie tabeli. Niemniej mocno liczę na to, że wspomogę zespół swoimi bramkami, a zadowolony z siebie będę choćby w momencie, gdy ponownie zakręcę się wokół liczby około 10 zdobytych goli w rundzie - kończy pochodzący z Katowic zawodnik. 

autor: Piotr Porębski

Przeczytaj również