Łukasz Gikiewicz: „Niektórzy uważają, że lepiej jest lizać się wzajemnie po jajach, by utrzymać pracę”

07.04.2020

Łukasz Gikiewicz zwykł o sobie mówić, że brak mu było talentu, a kolejne szczeble kariery pokonywał wyłącznie ciężką pracą. Trudno polemizować z tą tezą, gdyż nigdy nie wymienialiśmy go w gronie najbardziej uzdolnionych piłkarzy Ekstraklasy, lecz zawsze imponował nam swoim zaangażowaniem. To właśnie charakter doprowadził go do mistrzostwa Polski, po którym wyjechał z ojczyzny, by grać m. in. w Tajlandii, Arabii Saudyjskiej, czy Jordanii. W rozmowie z naszym portalem popularny „Giki” opowiedział o ekstraklasowej Polonii Bytom z Jerzym Brzęczkiem w środku pola, nietypowych metodach szkoleniowych Oresta Lenczyka oraz przybliżył nam realia panujące w państwach azjatyckich, uwzględniając zarówno codzienne życie sparaliżowane pandemią, jak również zwyczaje w świecie futbolu. 32-letni napastnik nie wykluczył powrotu do polskiej ligi.

Tomasz Błaszczyk/fotoblatom.pl

Mateusz Antczak: Chciałbym zacząć od pytania o sytuację twojej rodziny, przebywającej obecnie w Chorwacji, ojczystym państwie twojej małżonki. Jak przeżyła trzęsienie ziemi wraz z półtorarocznym synem?

Łukasz Gikiewicz: Na szczęście, w Splicie nie było ono odczuwalne, więc wszystko u nich w porządku. Największe szkody odnotowano w okolicach Zagrzebia, ale po dwóch tygodniach od incydentu kraj zaczyna dochodzić do siebie. Trzęsienie nie wpłynęło także drastycznie na rozprzestrzenianie się koronawirusa, a tego najbardziej obawiał się premier Andrej Plenković, gdyż ludzie uciekający przed lecącymi na głowę dachami, opuszczali swoje domy i gromadzili się na ulicach. Ewakuowano również szpitale, przez co porody odbierano w samochodach lub rozstawianych w pośpiechu namiotach. Wielu Chorwatów przeżyło dramat, dlatego bardzo cieszę się, że moi bliscy w żadnym stopniu nie ucierpieli.

A jak twoje samopoczucie? W połowie stycznia przeniosłeś się do Ammanu i od tego czasu nie widzisz się z rodziną.

Jeżeli nie zawodzą mnie moje zdolności matematyczne, to dzisiaj mija mi 26. dzień izolacji… Mieli kupiony bilet. Dwa tygodnie temu oczekiwałem ich przylotu, ale parę dni przed zaplanowaną podróżą zamknięto lotnisko. W minioną sobotę ogłoszono, że otwarcia granic nie należy spodziewać się przed zakończeniem ramadanu, który zaczyna się 23 kwietnia i potrwa przez miesiąc. Nie jest za ciekawie. Do tego w niedzielę w Jordanii w mieście Aqaba także miało miejsce trzęsienie ziemi o sile 4.6 w skali Richtera. Świat staje na głowie.

Podobno miałeś możliwość opuścić Jordanię jednym z ostatnich samolotów.

Tak, zgłosiła się do mnie polska ambasada, która w ramach akcji pod hasztagiem LotDoDomu zaoferowała mi transport do kraju. Tak naprawdę, nie miałem wyboru. To rozwiązanie wiązało się z dwutygodniową kwarantanną w Polsce, a później nie miałbym nawet gwarancji, że udałoby mi się jakoś przedostać do Chorwacji. Do tego dochodzi niepewność związana z datą wznowienia treningów. Mogłaby zostać obciążony karą, ponieważ Al-Faisaly wróciłoby już na boisko, a ja nie miałbym możliwości powrotu. Rodzina też nie była w stanie wcześniej do mnie dołączyć, gdyż Lucas musiał przyjąć wszystkie szczepienia, a nie chcieliśmy wozić go po arabskich doktorach. Dlatego jeżeli ktoś pisze, że Gikiewicz jest sam sobie winien, to niech się jeszcze raz zastanowi.

Jak wyglądają jordańskie ulice, na które 18 marca wyjechało wojsko przez wprowadzony stan wojenny?

Cały Amman sprawia wrażenie, jakby ktoś użył przycisku off i wyłączył naród. Otwarte są tylko małe sklepiki, natomiast niektóre towary z większych marketów można zamawiać przez aplikacje. Za wystawienie nosa z domu od godziny 18 do 10 następnego dnia grozi rok więzienia lub deportacja. Jordańczycy jednak bardzo entuzjastycznie do tego podchodzą. Kiedy wojsko i kordony policji wieczorem objeżdżają ulicę, by zakomunikować zakaz wychodzenia, rozrzucają kwiaty oraz wiwatują. Mają ogromny szacunek do organów porządkowych. Kraj znajduje się pod kontrolą Wielkiej Brytanii, dlatego jest tutaj bardzo bezpiecznie, a służby militarne prezentują naprawdę wysoki poziom.

Czy tak drastyczne środki przekładają się na optymistyczne statystyki walki z wirusem?

Zdecydowanie tak. Wczoraj odnotowano 16 wyleczonych przypadków, przy wyłącznie czterech nowych zdiagnozowaniach. Obecnie łączna liczba zakażonych wynosi 217 osób, czyli o 18 mniej względem ilości z 27 marca. Uważam, że rygor jest potrzebny, bo inaczej sobie z tym nie poradzimy. Półśrodkami nie zwalczy się epidemii.

Na podstawie obserwacji twoich mediów społecznościowych wnioskuję, że masz jednak swoje sposoby na naginanie surowych zakazów.

Jestem tutaj w miarę rozpoznawalną osobą, dlatego kiedy zakładam koszulkę Al-Faisaly żołnierze i policjanci robią sobie ze mną zdjęcia, zgadzają się na pewne ustępstwa. Teoretycznie wychodzić można tylko w ściśle określonych przypadkach, a ja codziennie spaceruję na świeżym powietrzu, żeby mi głowa nie eksplodowała od siedzenia w domu. Ten kraj nie sprzyja zamykaniu się w czterech ścianach. Mamy piękną pogodę, 29 stopni. Do tego Morze Martwe, pustynia Wadi Rum, jeden z siedmiu cudów świata – Petra. Czuję się tu jak w drugim, a raczej licząc Chorwację, trzecim domu. Kiedy sytuacja na świecie się unormuje, to wszystkim gorąco polecam odwiedzić Jordanię. Jest to piękny kraj.
 

Chciałbym cię teraz zaprosić na podróż w czasie do początków twojej seniorskiej kariery w Polsce. Wiosnę sezonu 2008/09 spędziłeś w wówczas ekstraklasowej Polonii Bytom. Jak wspominasz tamtą drużynę?

To był świetny czas. Dzieliłem wtedy szatnię z obecnym selekcjonerem reprezentacji, Jurkiem Brzęczkiem, który zapadł mi w pamięci jako ogromny profesjonalista. Mogłem podejrzeć od niego jak odpowiednio podchodzić do swoich obowiązków. Wciąż mam przed oczami jego sylwetkę, rozciągającą się przed i po każdym treningu. Spotkałem tam również legendę klubu, jaką jest Jacek Trzeciak oraz Rafała Grzyba, a więc obecnego asystenta trenera Petewa w Jagielloni Białystok. Był też Seweryn Kiełpin. Mieliśmy naprawdę fajną ekipę. Warunki nie sprzyjały odnoszeniu sukcesów, obiekt nie spełniał nawet ówczesnych standardów, ale nadrabialiśmy to charakterem. Siłą tego zespołu była atmosfera, która zaprowadziła nas na siódme miejsce w lidze.

A co zapamiętałeś z życia w Bytomiu? Pytam cię o to, bo jesteś rodowitym olsztynianinem, a więc na Śląsk przywędrowałeś z drugiego końca Polski.

Ogólnie szaro, ponuro. Kojarzę te charakterystyczne bloki z czerwonej cegły. Mieszkałem niedaleko stadionu na osiedlu Knajfeld i co ciekawe, nigdy nie odwiedziłem Katowic. Nie byłem w Spiżu, ani żadnej innej dyskotece. Kierowałem się zgoła odmiennymi priorytetami, co innego miałem wtedy w głowie.

Twoje sukcesy w Ekstraklasie nie zatrzymały się jednak na siódmej lokacie, bo w sezonie 2011/12 zdobyłeś ze Śląskiem Wrocław mistrzostwo ligi. Ówczesne metody treningowe Oresta Lenczyka owiane są już niemal legendami. Masz swoje ulubione ćwiczenie z szerokiego wachlarza tego szkoleniowca?

Chyba można tym mianem określić zadania, jakie wykonywać musieliśmy na obozie przygotowawczym na Cyprze. Trener zarządził, abyśmy chwycili stojące obok boiska plastikowe krzesła ogrodowe i mieliśmy wykonywać nimi okrężne ruchy nad głową. Ćwiczyłem wtedy w parze z Przemkiem Kaźmierczakiem, który chcąc zatrzymać moje wymachy, złapał za krzesełko, a to pękło i trafiło mnie w twarz. Skończyło się niedużym rozcięciem. Pamiętam też, jak pewnego razu przerzucaliśmy na sali dżudockiej manekiny, albo w Spale podnosiliśmy ciężary razem z przygotowującymi się tam olimpijczykami. Widok ich min, kiedy zobaczyli nas po raz pierwszy, był bezcenny. W zasadzie mógłbym wymieniać tak bez końca, bo u trenera Lenczyka każdy trening był oryginalny. Na przegadanie ich wszystkich pewnie nie starczyłoby nam dwóch dni i dwóch nocy. Trzeba jednak oddać cesarzowi, co cesarskie, bo choć możemy się teraz z tego podśmiewywać, to czułem się wtedy rewelacyjnie przygotowany.

fot. Rafał Rusek/PressFoto

W wielu wywiadach powtarzałeś zdanie: „Ludzie odbierają nas (mnie z bratem) jako debili”. Czy zastanawiałeś się kiedyś z czego to wynika?

Ludzie potrafią wystawić ocenę na podstawie jednej sytuacji, czy nawet jednego zdania i nie jest to cecha wyłącznie Polaków, ale problem globalny. Nigdy mnie to nie ruszało, a być może kogoś to zmartwi, lecz nic się w tym temacie nie zmieniło. Prowadzę swoje życie i nie interesuje mnie niczyje zdanie. Jestem za stary, żeby zawracać sobie tym głowę.

Z Polski wyleciałeś latem 2013 roku i zdążyłeś od tego czas zwiedzić już siedem państw. Grałeś na Cyprze, w Kazachstanie, Bułgarii, Arabii Saudyjskiej, Tajlandii, Rumunii, a teraz reprezentujesz barwy drużyny jordańskiej. Gdzie miałeś największy problem z aklimatyzacją i zaakceptowaniem panujących zwyczajów?

Tak naprawdę, wszędzie czułem się dobrze i nie narzekałem na panujące warunki. Nigdzie nie miałem problemu z kulturą, jedzeniem czy stylem życia. Jestem osobą, która potrafi do wszystkiego się dostosować i odnajdywałem się w sytuacjach, kiedy treningi w Arabii Saudyjskiej przerywane były z racji konieczności modlitwy o konkretnej godzinie, czy radziłem sobie z życiem w okresie ramadanu, które zaczynało się dopiero po zmroku, gdyż w dzień ulice przypominały obecny obraz. Wtedy natomiast treningi odbywały się o 22.

A jakie największe różnice zauważasz pomiędzy życiem szatni polskiej a jordańskiej?

Tutaj każdy kąpie się osobno i nikt nie paraduje bez majtek, natomiast wiadomo jak wygląda to w Europie. Prysznic czy sauna to jedne z najbardziej obleganych miejsc, gdzie wszyscy rozmawiają i żartują. Inaczej wyglądają też odprawy przedmeczowe, ponieważ na piętnaście minut, w Jordanii dwanaście spędzają na modlitwie, a później w trzy omawiana jest taktyka i wychodzisz na boisko. Wszyscy wyciągają swoje chodniczki do klęczenia, które z arabskiego nazywają się sadżadża i rozkładają je w kierunku Mekki. W każdym pomieszczeniu znajduje się informacja, w która stronę należy się zwrócić.

Na koniec chcę poruszyć temat Twojej pozycji w Polsce. Przeanalizowałem na transfermarkt.com wartości rynkowe napastników PKO BP Ekstraklasy i obecnie na 63 snajperów zajmowałbyś w takim zestawieniu miejsce 10. od końca. Uważasz, że jest to wiarygodna klasyfikacja?

Nie mam czasu na analizowanie takich zestawień. Moje życie jest zbyt ciekawe, abym pochylał się nad czymś takim. Jak już wspomniałem, nigdy nie miałem problemu z krytyką i mieć nie będę, dlatego dla mnie możesz powiedzieć nawet, że Gikiewicz nie umie żonglować piłką, a strzela kolanami. W październiku skończę 32 lata. Trochę przeżyłem, zobaczyłem kawałek świata. Nie wszyscy mogą pochwalić się mistrzostwem Polski, Jordanii, bramką w Lidze Mistrzów strzeloną Zenitowi Sankt Petersburg, czy wejściem do półfinału azjatyckiego odpowiednika Ligi Europy. Nigdy nie będę porównywał się z żadnym innym zawodnikiem, ponieważ mam świadomość swoich umiejętności i tego co mogę zaoferować drużynie.

A co sądzisz o tym jak odbierany jesteś w kraju?

Wiem, że w Polsce nie wszystkim podoba się mój mocny charakter, ponieważ niektórzy uważają, iż lepiej jest lizać się wzajemnie po jajach, to może uda się utrzymać w jakimś miejscu dwa lub trzy lata. Ja nie boję się wyrażać swojego zdania, gdyż od dziecka tak byłem wychowywany. Czerpię z tego, co przynosi mi życie. Nie wiem gdzie będę za tydzień, a co dopiero za rok czy dwa, ale nie wykluczam powrotu do Ekstraklasy.

autor: Mateusz Antczak

Przeczytaj również