Konflikt, cytaty, transfery. Rozliczamy byłego dyrektora Podbeskidzia

05.04.2019

Dokładnie 21 miesięcy trwało sprawowanie funkcji dyrektora sportowego Podbeskidzia przez Andrzeja Rybarskiego. Wielu kibiców przyjęło decyzję o zwolnieniu 38-latka z ulgą, ale zachowując chłodną głowę, podsumujmy zakończoną pracę dyrektora z perspektywy dokonanych transferów oraz realizacji określonych celów.
 

Jakub Ziemianin/TS Podbeskidzie

"Górale" znaleźli wizjonera i innowatora

Funkcja dyrektora sportowego od zawsze była traktowana w polskim futbolu po macoszemu. Właściwie ciężko stwierdzić, co należy do obowiązków wspomnianego dyrektora, jakie kompetencje należy posiadać i kto  zasługuje na objęcie tej funkcji. W klubach Ekstraklasy i pierwszej ligi często stanowisko to zajmują m.in. byli piłkarze, agenci piłkarscy czy też osoby całkowicie spoza środowiska. Często jednak kluby całkowicie rezygnują z poszukiwania kandydatów do pełnienia funkcji dyrektora – na ten moment aż pięć zespołów Ekstraklasy nie posiada nikogo na tym stanowisku, a w Cracovii funkcję tą sprawuje trener drużyny, Michał Probierz. 

Niegdyś „Przegląd Sportowy” określał dyrektorów sportowych mianem „wizjonerów, wyznaczających kierunek, w jakim zmierza drużyna i trzymać kompas, by nikt nie zboczył z kursu”. I takiego wizjonera w 2017 roku, po raz pierwszy w historii, postanowiło znaleźć pierwszoligowe Podbeskidzie. Choć kandydatów na to stanowisko było sporo i upatrywano ich przede wszystkim w byłych piłkarzach drużyny „Górali”, w lipcu w klubie został ostatecznie zatrudniony Andrzej Rybarski. Dotychczas 38-latek był kojarzony z karierą trenerską, gdyż m.in. pełnił funkcje asystenta  Jurija Szatałowa w Cracovii i Górniku Łęczna. Dodatkowo pochodzący z Żywca Rybarski samodzielnie poprowadził klub z Łęcznej od maja do grudnia 2016 roku. W międzyczasie udało mu się go utrzymać w Ekstraklasie (kosztem Górnika Zabrze i... Podbeskidzia), a jego łączny bilans w roli pierwszego trenera wynosi 5 zwycięstw, 6 remisów i 11 porażek. 

W trakcie pobytu w Łęcznej, Rybarski zasłynął między innymi swoim innowacyjnym, wręcz naukowym podejściem do treningów i meczów. W Bielsku-Białej zapewne liczono na to, że skłonność żywczanina do innowacji oraz stosowania nowych technologii przyniesie w jego nowej pracy wymierny efekt. Praca Rybarskiego w Podbeskidziu zaczęła się jednak od dość mocnego, niekoniecznie pozytywnego uderzenia.

"Współpraca nie była możliwa"

W dość niecodziennych okolicznościach z klubem pożegnał się dotychczasowy trener „Górali”, Jan Kocian. Słowak początkowo przedstawiał w klubie zwolnienia lekarskie i nie prowadził go w pierwszych meczach nowego sezonu, ale później trener zaczął tłumaczyć swoje problemy zdrowotne... niewłaściwymi zachowaniami działaczy klubu. Pomiędzy klubem i szkoleniowcem rozpoczęło się przeciąganie liny, a gdy całe zamieszanie dobiegło już końca, Kocian przyznał, że jego odejście było powiązane z niemożliwością dogadania się właśnie z dyrektorem Rybarskim.

- Założenia były takie, że wzmacniamy kadrę, mają latem dojść do nas wartościowi piłkarze. Przedstawiłem listę graczy, których widziałem w klubie. W lipcu dyrektorem sportowym Podbeskidzia został Andrzej Rybarski i on miał całkiem inną wizję. Odchodzili zawodnicy, których chciałem zatrzymać, a nie przychodzili w zamian piłkarze, których rekomendowałem. Moja współpraca z Rybarskim nie była możliwa. Praktycznie w każdym dniu były jakieś problemy, nawet dotyczące drobnostek. W takich warunkach nie dało się pracować – powiedział słowacki szkoleniowiec w wywiadzie, opublikowanym w katowickim „Sporcie”.

Nowy dyrektor nie pozostał bierny na wspomniane doniesienia i do zarzutów trenera odniósł się na łamach portalu Sportowe Beskidy. - Pan Kocian nie wskazywał na niemożliwość naszego porozumienia. Mam wrażenie, że jest to z góry obrana strategia obrony, polegająca na próbie przerzucania odpowiedzialności za wyniki drużyny, które spowodowane zostały nielojalnym zachowaniem samego zainteresowanego. Jeżeli chodzi o naszą współpracę, to ja nie widziałem większych problemów. Prowadziliśmy rozmowy, jak mi się wydawało, kierując się przede wszystkim interesem klubu. Jeżeli pan Kocian kierował się innymi celami, to nie może być tu mowy o braku porozumienia, ale naruszeniu podstawowej zasady, jaką jest interes samej drużyny – przyznawał Rybarski w wywiadzie, który w całości można przeczytać tutaj

Zaczęło się od rewolucji

Rzekomy konflikt Kociana i Rybarskiego miał przede wszystkim opierać się na dokonywanych przez klub transferach. A skoro o nich już mowa – w trakcie czterech okienek transferowych, jeszcze za kadencji byłego dyrektora sportowego, do Podbeskidzia trafiło aż 27 zawodników. Podsumowując dokonane transfery, pozyskanych piłkarzy można podzielić na trzy kategorie – transferów udanych, niezłych ruchów oraz pewnych rozczarowań. Analizując okienko po okienku: 

Lato 2017 
Udane transfery
: Wojciech Fabisiak, Paweł Tomczyk, Valerijs Sabala
Plus/minus: Rafał Leszczyński, Kamil Wiktorski, Paweł Oleksy, Dimitar Iliev, Miłosz Kozak, Adrian Rakowski
Niewypały: Szymon Sobczak, Marcin Sierczyński, Krystian Kujawa, Szymon Zgarda, Kamil Lech

Pierwsze okienko Rybarskiego w Podbeskidziu stanęło pod znakiem absolutnego przewietrzenia szatni. Klub opuściło bowiem aż czternastu zawodników, a zmiany kadrowe dosięgły właściwie każdą pozycję na boisku. Latem 2017 roku włodarze Podbeskidzia mieli szczególne wyczucie do napastników. Wypożyczony z Lecha Poznań Paweł Tomczyk niemal od razu wskoczył do pierwszego składu „Górali” i w sezonie 2017/2018 udało mu się jedenastokrotnie wpakować piłkę do siatki. Dzięki temu dorobkowi młody napastnik zapracował sobie na powrót do Lecha po zakończeniu zeszłego sezonu. 

Sabala z kolei zaaplikował rywalom o dwie bramki mniej od Tomczyka, natomiast w obecnych rozgrywkach jest najlepszym strzelcem drużyny z dziewięcioma golami na koncie. 24-latek załapał się jednak do pierwszej, najwyższej kategorii być może trochę „na zachętę”. W ostatnim czasie reprezentant Łotwy był bowiem na  bakier ze skutecznością – w 2019 roku Sabala zdobył tylko jednego gola i najprawdopodobniej klub nie przedłuży z nim kontraktu.

Z rubryce plus/minus znaleźli się z kolei zawodnicy, którzy poza chimerycznym Dimitarem Ilievem, reprezentują barwy bielskiego klubu do dzisiaj. Część z nich, jak np. Wiktorski czy Oleksy, występują regularnie w pierwszym składzie, natomiast Leszczyński i Kozak stracili miejsce w jedenastce wobec słabszych występów oraz dobrej formy ich konkurentów o plac. Pozostałe transfery ciężko z kolei nie nazwać inaczej, niż mianem niewypałów. Sobczak, Sierczyński, Kujawa i Zgarda opuścili Bielsko-Białą po zaledwie półrocznym pobycie, a dwóch ostatnich zawodników nie rozegrało w pierwszej drużynie choćby jednego spotkania.

Transfery w cieniu... wypowiedzi

Zima 2018

Udane transfery: Guga Palavandishvili
Plus/minus: Mavroudis Bougaidis, Filip Modelski. 
Niewypały: -

Pół roku po przeprowadzeniu w Bielsku kadrowej rewolucji, która ostatecznie nie przyniosła dobrego rezultatu, w klubie postawiono na stabilizację. Zimą do Podbeskidzia trafiło „tylko” trzech zawodników, w tym dwóch obcokrajowców. W ostatnim czasie znacznie częściej w wyjściowym składzie występuje Gruzin Guga, który sympatię kibiców zaskarbił swoją nieustępliwością oraz walecznością w środku pola. Modelski z kolei trafił do Bielska po bardzo nieudanym pobycie w Bytowie. Choć przy Rychlińskiego defensor odbudował się piłkarsko i zaczął łapać znacznie więcej minut, to po słabszych występach w rundzie wiosennej stracił miejsce w składzie na rzecz Bartosza Jarocha.

Większym echem niż dokonane transfery odbiła się wypowiedź dyrektora z grudnia 2017 roku. Wobec niechęci niektórych zawodników do odejścia i rozwiązania swoich kontraktów, Rybarski miał powiedzieć: „Jeśli zawodnik będzie wolał trenować w II drużynie i jeszcze nie grać, to dla was (kibiców) będzie jasny sygnał jaki to był zawodnik. Zróbcie wy z tym porządek później. Idźcie na trening i powiedźcie mu: gościu, zostaw nasz klub, bo po prostu nie jesteś zawodnikiem godnym Podbeskidzia. Uważam, że to jest też wsparcie wasze w tym aspekcie jest bardzo istotne.”

Wypowiedź ta szybko obiegła wszystkie media i wywołała ogromne kontrowersje, szczególnie że niewiele wcześniej grupa chuliganów pobiła piłkarzy Legii Warszawa po przegranym meczu. Niemal od razu Rybarski zaczął przekonywać, że jego słowa zostały źle zinterpretowane, a sam nie nawoływał do podejmowania żadnych działań siłowych. -  Nie chodzi wcale o to, by ktokolwiek odwiedzał zawodników na zajęciach i rozmawiał w jakiś agresywny sposób, ale niestety na jednym z portali zostało to tak przedstawione. W Polsce panuje dość stereotypowe pojęcie "kibica", jednak w Podbeskidziu jest inaczej – mówił dyrektor sportowy, odpierając stawiane mu zarzuty. Sprawa co prawda ucichła dość szybko, jednak pewien niesmak pozostał. 

Lato 2018
Udane transfery:
Roberto „Chopi” Gandara, Przemysław Płacheta
Plus/minus: Dominik Jończy, Michał Rzuchowski, Przemysław Mystkowski
Niewypały: Jakub Bąk, Grzegorz Goncerz, Aleksander Komor

- Mam nadzieję, że tutaj także będzie okazja, aby szukać młodych zawodników z Bielska, z naszego regionu i zachęcać ich do tego, aby grali dla Podbeskidzia. Mam nadzieję, że kiedyś zobaczymy zespół który w większości będzie złożony z takich właśnie piłkarzy – przyznawał 38-letni żywczanin tuż po podpisaniu umowy z Podbeskidziem.

Zapewnienia dyrektora niekoniecznie zostały potwierdzone w ostatnim letnim okienku transferowym. Klub opuścili bowiem niemal wszyscy związani z regionem zawodnicy, którzy właśnie przeskoczyli do wieku seniora, mając za sobą rozegrany sezon w Centralnej Lidze Juniorów. Nowy trener Podbeskidzia, Krzysztof Brede, w porozumieniu z dyrektorem pozyskał za to ośmiu piłkarzy, rozsianych wcześniej właściwie po całej Polsce.

Bardzo dobrym ruchem okazało się pozyskanie Przemysława Płachety ze zdegradowanej do drugiej ligi Pogoni Siedlce. Dynamiczny i imponującym wyszkoleniem technicznym skrzydłowy przebojem wdarł się do pierwszej jedenastki, a jesienią zapracował sobie na zainteresowanie ze strony Rakowa Częstochowa oraz Cracovii. Tuż obok Płachety w linii pomocy często występował pierwszy w historii hiszpański piłkarz Podbeskidzia, Roberto „Chopi” Gandara. Gdy ofensywnemu zawodnikowi udało się nadrobić zaległości treningowe, wskoczył on do jedenastki i miejsca już nie oddał. W rundzie wiosennej zawodnika w końcu zaczęły bronić liczby – Gandarze udało się ustrzelić bramkarzy Warty Poznań i Bytovii Bytów, a dodatkowo uwydatnił swoją dynamikę. 

Znacznie gorzej w bielskim klubie od wspomnianej dwójki poradził sobie Grzegorz Goncerz. Były król strzelców 1. Ligi łącznie rozegrał w klubie 16 spotkań, ale tylko w trzech z nich spędził na placu gry pełne 90 minut. O ile w pierwszych trzech kolejkach 30-latek wychodził na boisko wspólnie z Valerijsem Sabalą, to w następnych kolejkach trener Brede decydował się na wariant gry z jednym napastnikiem, a "Gonzo" zdecydowanie przegrał rywalizację z Łotyszem. Na początku tego roku popularny napastnik został wystawiony na listę transferową, a niedługo później jego kontrakt został rozwiązany za porozumieniem stron. 

Zima 2019

Damian Hilbrycht, Marko Roginić, Adrian Gomez – z oceną tych transferów należy jeszcze poczekać. Zawodnicy cały czas zgrywają się z zespołem, niemniej żaden z nich nie uwydatnił jeszcze swoich atutów, a  przed środowym meczem z Puszczą Niepołomice łącznie spędzili na placu gry 207 minut. 

Jak widać nowe nabytki, które zostały sprowadzone w ciągu 2-letniej kadencji Andrzeja Rybarskiego, wprowadziły się do zespołu diametralnie różnie. Niektórzy wnieśli do zespołu autentyczną piłkarską jakość i wydaje się, że faktycznie uda się ich spieniężyć. W latach 2017-2019  do klubu trafiali jednak i tacy zawodnicy, których śmiało można byłoby uznać za odpowiednik yeti - niby byli członkami drużyny, ale nikt ich na placu gry w pierwszej drużynie nie widział.

- Będziemy koncentrować się na tym, aby do Podbeskidzia trafiali zawodnicy coraz zdolniejsi, ale też w odpowiednim wieku, na których klub będzie mógł oprzeć grę i funkcjonowanie, transferując go i zwiększając tym samym swój budżet – przyznawał niegdyś dyrektor Rybarski. Ten cel akurat  został osiągnięty, bo aktualnie „Górale” dysponują jedną z najmłodszych kadr w pierwszej lidze, a klubowi udało się sprzedać z zyskiem obrońcę Mariusza Malca (do Pogoni Szczecin) oraz Kacpra Kostorza (pomocnik latem zasili szeregi warszawskiej Legii).

Najważniejszego celu w postaci awansu do Ekstraklasy, „Góralom” nie udało się jednak wywalczyć. Choć Rybarski miał do dyspozycji cztery okienka transferowe, które szczegółowo omówiliśmy, budowany od podstaw zespół nie zdołał nawet na chwilę zakręcić się koło „zielonej strefy”. A poprzez fatalny start rundy wiosennej, klub może myśleć o przygotowaniach na przyszły sezon. Decyzyjną osobą w wielu kwestiach nie będzie już jednak dyrektor Rybarski. Nie wiadomo czy po zakończeniu sezonu klub zdecyduje się na szukanie jego zastępcy, czy też wzorem wielu klubów z najwyższej klasy rozgrywkowej, pozwoli trenerowi na większą autonomię w kwestii podejmowania transferów.

autor: Piotr Porębski

Przeczytaj również