Końcówka do zapomnienia. „Górale” ponownie przegrywają po indywidualnym błędzie

05.11.2021

Prosta strata Mathieu Scaleta w środku pola oraz indywidualna akcja Huberta Adamczyka zadecydowały o tym, że piłkarze Podbeskidzia Bielsko-Biała ponieśli jednobramkową porażkę w swoim ostatnim tegorocznym wyjazdowym spotkaniu. Tym samym "Górale", którzy rozegrali dwie dość skrajne połowy, nie wykorzystali okazji na umocnienie się w strefie barażowej.

Krzysztof Dzierżawa/PressFocus

Na początek mała zagadka - co łączy takich piłkarzy jak Olgierd Moskalewicz, Bartosz Karwan, Łukasz Gorszkow czy Mike Mozie? Wyżej wymieniona czwórka wystąpiła bowiem w ostatnim ligowym meczu pomiędzy Arką Gdynia i Podbeskidziem Bielsko-Biała, który miał miejsce na drugim poziomie rozgrywkowym. Wspomniane spotkanie odbyło się na początku marca 2008 roku, a przy okazji dostarczyło ono tyle emocji oraz zwrotów akcji, że można by nimi było obdzielić kilka innych ligowych pojedynków. Do 69. minuty bielszczanie prowadzili bowiem na Pomorzu 2:0, by ostatecznie przegrać z Arką 2:3 po dwóch straconych bramkach w doliczonym czasie gry. 

Koleje losu spowodowały jednak, że na starcie obu drużyn w lidze trzeba było poczekać aż 13 lat, co było spowodowane ich wyjątkową jak na nasze warunki wymiennością i nieustannym mijaniem się. Wynikało to z faktu, że jeżeli jednej z drużyn udawało się awansować na najwyższy poziom rozgrywkowy, druga z niego spadała. Taka sytuacja wydarzyła się aż czterokrotnie i niewiele brakowało, by powtórzyła się ona także i w tym roku. W końcu gdy bielszczanie żegnali się z PKO Ekstraklasą po zaledwie jednorocznym pobycie, piłkarzom z województwa pomorskiego udało się zakwalifikować do baraży o awans, ostatecznie zakończonych przez nich na etapie półfinału.

Długo oczekiwane starcie stało się zatem faktem, a nadzieje kibiców były o tyle uzasadnione, że oba zespoły zażarcie walczą o miejsce w czołowej szóstce tabeli, nie ukrywając przy okazji swoich wysokich aspiracji. Pierwsza połowa piątkowej rywalizacji nie mogła jednak spełnić oczekiwań wszystkich, bo o ile Podbeskidzie starało się szybko rozgrywać piłkę, próbowało zaskoczyć przeprowadzaniem kombinacyjnych akcji i wykazywać się odpowiednią czujnością w linii defensywnej, ilość groźnych okazji bramkowych można by było policzyć na palcach jednej dłoni.

Dość powiedzieć, że Arka oraz przyjezdni z Bielska-Białej zgodnie oddały do przerwy po zaledwie jednym celnym strzale, ale w żadnym wypadku nie sprawiły one bramkarzom kłopotów. Martin Polacek oraz pochodzący z Tarnowskich Gór Daniel Kajzer byli zatem właściwie bezrobotni, choć jeżeli należałoby wyróżnić którąś z drużyn, w pierwszych 45 minutach więcej z gry próbowali wyciągać podopieczni trenerskiego duetu Jawny - Dymkowski. „Górale”, do czego można już się było przyzwyczaić, starali się grać wysoko, agresywnie ze stosowanym doskokiem, dość umiejętnie radzili sobie z pressingiem rywala i wykazywali się większą dokładnością w swoich poczynaniach.

Gra ta nie przyniosła jednak odpowiednich konkretów, a dość długo po zmianie stron… tempo spotkania wydawało się być jeszcze wolniejsze. Im jednak dalej w las, tym większą ruchliwością oraz żywiołowością zaczęli się wyróżniać podopieczni Ryszarda Tarasiewicza, natomiast „Górale” mieli dość spory problem z wymianą kilku szybkich podań, dłuższym utrzymaniem się przy piłce i przedostaniem się pod bramkę rywala. Można było odnieść wrażenie, że ewentualny podział punktów usatysfakcjonowałby spadkowicza z PKO Ekstraklasy, choć do jego osiągnięcia konieczne było zachowanie koncentracji i odpowiedzialności do ostatniego gwizdka sędziego Wojciecha Mycia. 

A tego bielszczanom już po raz kolejny nie udało się zrealizować, a akcję, po której gdynianie zdołali zdobyć jedynego gola w piątkowym meczu, sprokurował Mathieu Scalet swoją głupią stratą w środku pola. Po przejęciu futbolówki Hubert Adamczyk popędził z nią kilkanaście metrów, a w kluczowym momencie oddał mierzony strzał fałszem przy lewym słupku. Dopiero utrata bramki spowodowała, że bielszczanie postanowili postawić wszystko na jedną kartę i odważniej ruszyć do ataku, ale wymiernego skutku nie przyniosły zarówno groźne okazje Goku Romana i Kamila Bilińskiego, jak i trzy przeprowadzone zmiany w końcówce regulaminowego czasu gry. 

Tym samym Podbeskidzie straciło już szóstą bramkę w tym sezonie, biorąc pod uwagę ostatni kwadrans gry, ale co w ich przypadku najistotniejsze, ostatecznie ponieśli kolejną porażkę w starciu z rywalem ze ścisłej czołówki tabeli. Niedosyt w jego przypadku może być również o tyle spory, że po całkiem niezłej pierwszej połowie (choć bez ofensywnych konkretów), w drugiej nie zdołali oni pójść za ciosem i zaprezentowali się wręcz bardzo słabo. - W drugiej połowie mieliśmy plan, by jak najdłużej utrzymać remis i zyskać ważny punkt. Liczyłem na to, że to my będziemy napierali i tworzyli sobie więcej okazji bramkowych, ale ten plan się nie udał. Liczę jednak na to, że w najbliższych meczach u siebie kibice poniosą nas do zwycięstw - przyznał na gorąco po meczu Martin Polacek, niejako zapowiadając to, co będzie czekać na bielszczan do końca 2021 roku. Mecz w Gdyni - który w ogólnym rozrachunku mocno rozczarował swoim poziomem - był bowiem ostatnim, jaki „Górale” rozegrali w trakcie rundy jesiennej poza swoim stadionem.

autor: Piotr Porębski

Przeczytaj również