Koncert Piasta, wstyd dla "Górali". Mecz "o 6 punktów" zakończony pogromem

11.12.2020

Piłkarze Piasta Gliwice bezbłędnie wykorzystali kolejny tragiczny popis defensywy Podbeskidzia Bielsko-Biała, dzięki czemu odnieśli oni przy Rychlińskiego najwyższe zwycięstwo w historii swoich występów w Ekstraklasie. Z kolei postawy "Górali" nie da się już racjonalnie wytłumaczyć i ciężko uwierzyć w to, że jeszcze przed świętami beniaminek opuści dno ligowej tabeli.

Krzysztof Dzierżawa/PressFocus

Czas na powrót na właściwą ścieżkę - tak piątkowy mecz z Piastem Gliwice zapowiadała oficjalna strona internetowa Podbeskidzia Bielsko-Biała. Nie da się ukryć, że dla „Górali” pojedynek ten miał niezwykle duży ciężar gatunkowy - w końcu po ostatnim meczu w Poznaniu na beniaminka spadła spora fala krytyki, a dodatkowo zespół osiadł na ostatnim miejscu. Co prawda sytuację  gliwiczan w ligowej tabeli wcale nie była znacznie bardziej komfortowa, ale mimo to byli oni uznawani za faworyta meczu przy Rychlińskiego. W końcu podopieczni Waldemara Fornalika nie przegrali pięciu ostatnich spotkań ligowych i widać po nich, że powoli wracają oni do optymalnej dyspozycji. 

Mimo tego szkoleniowiec „niebiesko-czerwonych” absolutnie nie zamierzał deprecjonować umiejętności dołującego rywala, podkreślając, że jedyne zwycięstwa w lidze odniósł on właśnie przy Rychlińskiego. - Podbeskidzie jest zespołem bardzo groźnym, szczególnie na swoim terenie, gdzie gra dynamicznie i agresywnie, dlatego czeka nas z pewnością niełatwy mecz. Widzieliśmy ich spotkanie z Lechem Poznań, gdzie w pierwszej fazie postawili się rywalowi - przyznał trener tuż przed piątkową rywalizacją. 

Piłkarze Piasta Gliwice mieli jednak z tyłu głowy fakt, że przy wyższym pressingu i żwawszym ruszeniu do ofensywy, ”Górale” zaczynają się całkowicie gubić w obronie i nie inaczej było tym razem. Co prawda beniaminek starał się stawiać opór przyjezdnym i był w stanie naprawdę zagrozić im w ofensywie (strzały Danielaka oraz wracającego do składu Bilińskiego zostały jednak zablokowane), ale wszystko załamało się na siedem minut przed końcem regulaminowego czasu gry.

- Przeciwnik nie musi nic robić, żeby strzelić nam gola. Kolejny raz. Czas odpowiedzieć na pytanie: gdzie jesteśmy, dokąd zmierzamy? Można mówić o walce do końca, będziemy walczyć, ale nie wygląda to dobrze - przyznał bez ogródek w wywiadzie Kamil Biliński, idealnie opisując to, co jego koledzy dokonali odpowiednio w 38. i 41. minucie. Piast udokumentował swoją optyczną przewagę za sprawą niezwykle skutecznego w ostatnich tygodniach Jakuba Świerczoka - najpierw napastnik idealnie nabiegł na piłkę i wykończył mocny dorzut Michała Chrapka, a chwilę później skutecznie wykorzystał podyktowany rzut karny.

„Górale” zdecydowanie mogli jednak uniknąć takiego obrotu spraw - w końcu przy otwarciu wyniku najpierw koszmarną stratę piłki na własnej połowie zanotował Figiel, a niedługo później obrońcy nie oddali zagrożenia po szybkiej akcji Steczyka prawą stroną boiska. Z kolei przy bramce na 0:2 gliwiczanie zdołali przeprowadzić szybką kontrę, a Aleksander Komor nieprzepisowo zatrzymał wspomnianego wcześniej napastnika gości. 

Nastroje w obozie Podbeskidzia były zatem minorowe, a pewne załamanie gry było również widać po zmianie stron. Początkowo podopieczni trenera Brede mieli jednak jeszcze okazje ku temu, by zmniejszyć część powstałych strat. W 51. minucie gospodarze wręcz powinni umieścić piłkę w siatce, ale płaski strzał wprowadzonego Michała Rzuchowskiego został zablokowany, a dobitka Kamila Bilińskiego z najbliższej odległości zatrzymała się na słupku. O ile wówczas „Górale” mogli mieć jakieś nadzieje na poprawę swojego losu, to pod koniec pierwszego kwadransa drugiej połowy zostali z nich całkowicie odarci. Wówczas dokładną wrzutkę Badii z rzutu rożnego wykorzystał Piotr Malarczyk, który najwyżej wyskoczył do futbolówki i popisał się dokładną główką.

Przy Rychlińskiego było już zatem „pozamiatane”, jednak Piast starał się nie zwalniać tempa i próbował jeszcze śrubować swoje najwyższe zwycięstwo w tym sezonie. Bliscy pokonania Peskovicia byli chociażby Patryk Sokołowski czy Gerard Badia, ale ich obie próby nieznacznie minęły obramowanie bramki. Co nie udało się wspomnianemu wcześniej duetowi pomocników, ziściło się w przypadku Sebastiana Milewskiego. Rezerwowy pomocnik bez większych problemów ograł źle ustawionego Aleksandra Komora i wykończył dokładnym uderzeniem kapitalne dogranie z głębi pola. Jakby tego było mało, jeszcze w doliczonym czasie gry rozbitych bielszczan dobił nieupilnowany Tiago Alves, wykorzystując szybką akcję Martina Konczkowskiego prawą stroną boiska. 

Jeszcze kilka dni przed serią meczów „o 6 punktów” prezes Bogdan Kłys zapewnił, że do końca roku w Bielsku-Białej nie będą podejmowane żadne nerwowe ruchy. Można jednak być pewnym, że kolejny tak fatalny popis „Górali” we wszystkich formacjach tylko przypieczętował los trenera Krzysztofa Brede oraz kilku piłkarzy z wyjściowego składu beniaminka. Rewolucja przy Rychlińskiego wydaje się być nieunikniona, natomiast Piastowi trzeba pogratulować najwyższej ligowej wygranej podczas swoich występów w Ekstraklasie.  

Podbeskidzie Bielsko-Biała - Piast Gliwice 0:5 (0:2)

0:1 - Jakub Świerczok 38’

0:2 - Jakub Świerczok 41’ (k.)

0:3 - Piotr Malarczyk 60’

0:4 - Sebastian Milewski 83’

0:5 - Michał Żyro 90+2’

Składy:

Podbeskidzie: Pesković - Danielak, Bashlai, Komor, Modelski - Sierpina (58’ Miakuszko), Figiel (46’ Rzuchowski), Kocsis (66’ Bieroński), Sitek (58’ Gutowski) - Roginić (66’ Nowak), Biliński. Trener: Krzysztof Brede

Piast: Plach - Holubek, Huk, Malarczyk, Konczkowski - Sokołowski, Jodłowiec (87’ Lipski) - Steczyk (87’ Pyrka), Chrapek (80’ Żyro), Badia (71’ Milewski) - Świerczok (79’ Alves). Trener: Waldemar Fornalik

Sędzia: Łukasz Szczech (Warszawa)

Żółte kartki: Roginić, Kocsis, Bashlai (Podbeskidzie) - Pyrka (Piast)

Widzów: bez publiczności

autor: Piotr Porębski

Przeczytaj również