Kolorowo przy Cichej. Niebiescy bogatsi o punkt i sześć kartek!

29.09.2019

Ruch przedłużył swoją serię ligowych meczów bez porażki do sześciu. W sobotni wieczór chorzowianie zremisowali na własnym terenie z rezerwami Miedzi Legnica. Spotkanie mogło się podobać, ale wiele emocji było także zupełnie niepotrzebnych. Teraz przed Ruchem serial wyjazdowy.

Łukasz Sobala/PressFocus

Miedź II Legnica postawiła chorzowianom wysoko poprzeczkę. W trzech meczach poprzedzających wizytę w Chorzowie drużyna z Dolnego Śląska zgarnęła komplet punktów, zdobyła w nich 12 bramek, serię więc chciała podtrzymać w Chorzowie. - Podchodziliśmy do tego spotkania z dużym respektem. Miedź to bardzo dobry zespół zespół, który ma w swoich szeregach wielu doświadczonych zawodników. Ostatnie wyniki mieli bardzo dobre – mówił po spotkaniu trener chorzowian, Łukasz Bereta, który podkreślał, że na grze jego podopiecznych odbił się wtorkowy, 120-minutowy bój w Pucharze Polski ze Stomilem Olsztyn.

Konsekwencją tego spotkania było kilka zmian w składzie. Niektóre oczywiste i naturalne, jak absencja kontuzjowanego Kamila Lecha, którego zastąpił Dawid Smug. Inną roszadą było zastąpienie Mateusza Bartolewskiego w wyjściowym składzie Danielem Paszkiem. W 46. minucie trener Łukasz Bereta zdecydował się jednak zmienić Paszka, a do gry desygnował właśnie Bartolewskiego. - Miał delikatne problemy z barkiem, nie wszedł też najlepiej w mecz Daniel – wyjaśniał tę roszadę po meczu Bereta. Trener miał nosa, bo zmiennik uratował Niebieskim punkt. - Każdy z nas zagrał z zaangażowaniem i udało się zdobyć bramkę. Chciałoby się zawsze wygrywać u siebie, ale mamy punkt i trzeba to cenić. We wtorek zagraliśmy ciężki mecz pucharowy i na pewno zostało to nam w nogach. Wiele piłek wybijaliśmy do przodu, a z tego nic nie wynikało. My lubimy cieszyć się grą, krótkimi kombinacyjnymi podaniami i utrzymywaniem się przy piłce. Tym razem to nam nie wychodziło – mówił po meczu strzelec jedynego gola. Gola dla Miedzi w pierwszej połowie zdobył Wojciech Łobodziński, który może być wzorem dla wielu młodszych zawodników. Utytułowany zawodnik, cztery mistrzostwa Polski na koncie, zdobył w tym sezonie trzy bramki w trzeciej lidze i w każdym spotkaniu, bez względu na okoliczności i rywala, daje z siebie „maksa”

Sobotni mecz był szczególnie ważny dla napastnika Ruchu, Mariusza Idzika, który ubiegły rok kalendarzowy spędził w Legnicy. Po drugiej stronie spotkał kilku kolegów. Ale jedyne co w sobotni wieczór był w stanie wywalczyć to kilka groźnych sytuacji i strzałów w kierunku bramki Miedzi. - Było widać, że Mariusz Idzik, który u nas występował, bardzo chciał strzelić bramkę i pokazać, że Miedź popełniła błąd, oddając go. Chorzów to ciężki teren i dużo zespołów straci jeszcze tutaj punkty – prorokował bramkarz Miedzi, Jan Szpaderski.

Chorzowianie doceniają punkt zdobyty w meczu z najlepszą drużyną ostatnich tygodni trzeciej grupy trzeciej ligi, ale z pewnością Niebieskim humory może psuć liczba kartek, które otrzymali w meczu z Miedzią. Sześć żółtych kartek, dodatkowe dwie do asystenta trenera Berety, Łukasza Molka. To wszystko powodowało nerwowość w grze Niebieskich, zwłaszcza w końcowych minutach drugiej połowy. - Sędziowanie w mojej ocenie pozostawiało dużo do życzenia, ponieważ wybijało z rytmu. Mecz był nerwowy, to przekładało się na żółte kartki. Myślę, że mogło się to inaczej ułożyć – mówił trener Bereta, który również ujrzał żółty kartonik w końcówce spotkania. - Ale takie mecze w niższych ligach już się zdarzały – dodawał już na spokojnie. Warto dodać, że arbiter sobotniego spotkania Sebastian Grzebski sędziował także mecz Niebieskich we Wrocławiu, ze Ślęzą. Tam chorzowianie kończyli mecz w dziewiątkę, dodatkowo ujrzeli pięć żółtych kartek.

Przed Ruchem teraz tryptyk wyjazdowy. We wtorek mecz ze Śląskiem Świętochłowice w ramach półfinału Pucharu Polski podokręgu Katowice, potem w sobotę spotkanie w ramach 10 kolejki III ligi ze Stalą Brzeg na wyjeździe, a w kolejny wtorek zaległe spotkanie ligowe w Tarnowskich Górach z Gwarkiem. - Zapominamy już o meczu z Miedzią, myślimy o kolejnych spotkaniach – dodał na koniec opiekun chorzowian.

autor: Tadeusz Danisz

Przeczytaj również