Kolejny dzień w biurze Niebieskich. Dziewiąty z rzędu

18.11.2020

Ruch Chorzów we wtorkowy wieczór zanotował dziewiąte ligowe zwycięstwo z rzędu. Tym razem na rozkładzie Pniówek Pawłowice. Można rzecz, to powoli już tradycja ostatnich tygodni w trzecioligowych zmaganiach. Tyle, że rywal z Pawłowic podbudowany swoją serią nie zamierzał w Chorzowie odpuszczać. Spotkanie to gospodarzy kosztowało sporo zdrowia, ale także, a może przede wszystkim, niemało nerwów.

Norbert Barczyk/PressFocus

Pniówek przyjechał do Chorzowa podbudowany serią pięciu kolejnych zwycięstw. W zespole z południa województwa śląskiego nikt o awansie nie myśli, bo przed nimi w tabeli są trzy drużyny, a strata punktowa była i jest pokaźna, ale seria i wygrane między innymi ze Ślęzą Wrocław czy LKS Goczałkowice Zdrój zrobiły swoje. Nikt nie zamierzał więc pękać, nawet w jaskini lwa. Czasem ta nadmierna ambicja i odwaga w trakcie meczu, jak chociażby przy ławkach rezerwowych, przybierała niepotrzebne formy, ale po spotkaniu wszyscy byli zgodni. - W sporcie są emocje. Przy stykowych sytuacjach każdy ma coś do powiedzenia, my jednak byliśmy spokojniejsi i również dlatego zdobyliśmy trzy punkty – mówił po meczu trener chorzowian, Łukasz Bereta. - Krzyki to na Ruch za mało – dodawał z kolei Tomasz Foszmańczyk.

Popularny „Fosa” wydatnie przyczynił się do tego, że chorzowianie już w pierwszych minutach mogli w miarę spokojnie grać. Po stracie gości i podaniu Łukasza Janoszki kapitan Ruchu otworzył wynik meczu. - Pniówek chciał nam narzucić swój styl gry. To było ciężkie spotkanie dla nas, ale graliśmy swoje, nie daliśmy się aż nadto sprowokować – mówił po meczu Foszmańczyk.

Dla chorzowian wtorkowy mecz to nie był jednak spacerek. Swoje musiał wybronić bramkarz Niebieskich, Jakub Bielecki. Niepokoić gospodarzy próbował Dawid Hanzel, który w czterech poprzednich meczach wpisywał się na listę strzelców. Szczególnie miło mecz będzie wspominał natomiast Kacper Kawula, dla którego mecze z Pniówkiem, z racji zamieszkania w Jastrzębiu, to małe derby. Przed przyjściem do Ruchu miał także ofertę z tego klubu, a wielu zawodników grających w tym zespole doskonale zna. Wczoraj to on ustalił wynik meczu na 2:0. - Mam kilku znajomych po drugiej stronie, ale jest to jednak rywal, jak każdy inny. Trzeba wyjść na boisko i grać swoje. Po meczu można pogadać z kolegami – mówi defensor, który do tej pory kolekcjonował głównie żółte kartki, w poprzednim sezonie jesienią zebrał ich aż 13. Teraz stara się zbierać gole. Obecnie ma na koncie trzy trafienia, o jedno mniej na przykład od Łukasza Janoszki czy Foszmańczyka.

Teraz przed Niebieskimi wizyta w Goczałkowicach. Trudno nie być optymistą czekając na sobotni mecz i na rywali spoglądając z pozycji lidera, mając pięć punktów przewagi nad drugą Polonią Bytom. Martwić chorzowian musi natomiast ponowna kontuzja Jakuba Nowaka. 19-letni pomocnik ledwo co wrócił do zdrowia po urazie i zerwaniu więzadeł, zdążył zagrać w jednym meczu ligowym, a teraz zmaga się z kolejnymi problemami zdrowotnymi. Szczegóły będą znane po diagnozie. - Dla mnie to takie oczko w głowie, ulubiony piłkarz z tego młodszego pokolenia – mówi Tomasz Foszmańczyk, który po strzelonym golu podniósł do góry w ramach wsparcia koszulkę meczową Kuby. Na mecz wszyscy Niebiescy wybiegli w białych trykotach z napisem „Kuba trzymaj się”. - Wszyscy mu współczujemy, jesteśmy z nim. Mam nadzieję, że Kuba szybko wróci, ma o tyle spokojną sytuację, że ma długi kontrakt, nie musi się spieszyć.

 

 

autor: Tadeusz Danisz

Przeczytaj również