Jak Feniks z popiołów. „Górale” z odrodzoną defensywą i nowymi nadziejami

03.02.2021

Niedzielna wygrana ostatniego w tabeli Podbeskidzia Bielsko-Biała nad dotychczasowym liderem - Legią Warszawa - była idealnym dopełnieniem szalonego powrotu Ekstraklasy i niezwykłych wydarzeń, którymi można by było obsadzić kilka kolejnych serii gier. Skupmy się jednak na największych bohaterach wspomnianej rywalizacji, czyli bardzo pewnej linii defensywnej „Górali”, która w ciągu kilka tygodni przeszła wręcz niewyobrażalną metamorfozę.

Krzysztof Dzierżawa/PressFocus

Powiedzieć, że w poprzedniej rundzie obrona beniaminka spisywała się źle i wielokrotnie nie utrudniała ekstraklasowym rywalom zadania, to jakby nie powiedzieć nic. 

Przeszłość, o której wszyscy chcą zapomnieć

Wszyscy zresztą dobrze pamiętają, że jesienią „Górale” tylko trzykrotnie byli w stanie zachować czyste konto (wliczając w to pojedynek Pucharu Polski w Rzeszowie ze Stalą), a ostatnie kolejki 2020 roku były już prawdziwym „festiwalem” błędów. 15 straconych goli w czterech minionych spotkaniach wystawiło zawodnikom Podbeskidzia same najgorsze laurki, a tracący cierpliwość kibice co rusz prześcigali się w inwektywach i zastanawiali się, czy już wspomnianą defensywę należy uznać mianem najgorszej w XXI wieku.

Sformułowania te nie były jednak przesadą - było bowiem widać, że Ekstraklasa brutalnie zweryfikowała właściwie cały zespół, do tej pory stawiający na otwartą wymianę ciosów i unikający w swoich poczynaniach odpowiedniego pragmatyzmu. Ten postanowił w „Góralach” zaszczepić nowy-stary trener Robert Kasperczyk, zapewniając przy okazji opinię publiczną, że dotychczasowy outsider najwyższej klasy rozgrywkowej porzuci styl ładny na oka na rzecz oczekiwanej skuteczności.

W pierwszej kolejności rewolucja miała oczywiście dotknąć obronę, a o jej uszczelnienie mieli zadbać zawodnicy z jesiennej kadry, którzy otrzymali od zatrudnionego szkoleniowca „czystą kartę”, a także dwa nowe nabytki - Petar Mamić i Rafał Janicki. Zmiana filozofii gry i potoczne wyczyszczenie głów po tragicznej jesieni sprawiło, że entuzjazm i bojowe nastawienie były w obozie „Górali” niezwykle widoczne. Potwierdzał to również Robert Kasperczyk, który w odpowiedzi na nasze pytanie, czy ewentualny słabszy start wiosny przyniesie powrót „demonów przeszłości”, zapewnił, że absolutnie nie przewiduje złego wejścia w 2021 rok. 

Wymarzony początek rundy 

Misja ratunkowa rozpoczęła się jednak od niezwykle ciężkiego zadania, bo jak inaczej nazwać przyjazd na stadion Podbeskidzia liderującej Legii, która co prawda zmaga się z ogromnymi problemami kadrowymi i głosami krytyki odnośnie przespanego okna transferowego, to i tak wciąż jest uznawana za głównego faworyta do wywalczenia mistrzostwa Polski. Jakież musiało być zdziwienie wszystkich, gdy warszawianie przy Rychlińskiego bili głową w mur i nie byli w stanie przeciwstawić się rywalowi, imponującemu wyrachowaniem w defensywie, dyscypliną i konsekwencją w planie taktycznym, jaki postanowił wprowadzić w Bielsku-Białej Robert Kasperczyk.

Oczywiście, nie sposób nie zwrócić uwagi, że Legia spisała się w niedzielę absolutnie poniżej swoich możliwości, uznając liczne wrzutki na Tomasa Pekharta za jedyny pomysł na przełamanie skomasowanej obrony. „Wojskowym” nie pomogło również znacznie częstsze utrzymywanie się przy piłce czy blisko dwa razy więcej wymienionych podań (702 do 323 na korzyść przyjezdnych). Wspomniany najlepszy aktualnie strzelec Ekstraklasy został umiejętnie powstrzymany przez duet środkowych obrońców, który na przestrzeni ostatnich dni czy tygodni przeszedł chyba największą przemianę in plus.

Od krytyki do jedenastki kolejki

Mowa oczywiście o parze Rafał Janicki - Milan Rundić, do minionej niedzieli wyśmiewanej na wszelkie możliwe sposoby i niepodejrzewanej o to, że jeszcze będzie w stanie wrócić na odpowiednie tory. Pierwszy z wymienionych zawodników miał bowiem za sobą bardzo nieudany pobyt w krakowskiej Wiśle, obfitujący w dużą ilość indywidualnych błędów, a jego przejście do Podbeskidzia odebrano z ogromnym zdumieniem. Z kolei 28-letni Serb konsekwentnie pracował na miano największej transferowej wtopy „Górali” w ostatnim czasie. Stoper ten notorycznie gubił krycie, brakowało mu odpowiedniej dynamiki, a ponadto zdarzało mu się wyjątkowo łatwo tracić futbolówkę przed własnym polem karnym. 

Postawa Rundicia była jednak o tyle zastanawiająca, że piłkarz w barwach AS Trencin czy Slovanu Bratysława zbierał naprawdę pochlebne recenzje, zdobywając przy okazji trzy tytuły mistrzowskie na Słowacji oraz cztery krajowe puchary.

- To bardzo techniczny obrońca. Porusza się bardzo przyjemnie dla oka. Jest bardzo plastyczny, jak na swój wzrost. Szybki na pierwszych kilku metrach. Potrafi „zaplątać” się wokół rywala i pierwszy wsadzić nogę lub głowę. To taki typ środkowego obrońcy, którego bardziej porównywałbym do środkowego pomocnika. Nisko na nogach, dużo biega, potrafi wchodzić na połowę rywala i tam nie traci piłki. Rozgrywa długimi podaniami, ale może też grać szybko po ziemi - tak Rundicia jeszcze w sierpniu charakteryzował twitterowy użytkownik „BuckarooBanzai”, dodając przy okazji na naszych łamach, że defensor powinien być dla „Górali” naprawdę solidnym wzmocnieniem. 

Widocznie 28-latek potrzebował przy Rychlińskiego resetu i okresu spokojnej pracy, bo po jesieni, podczas której niemal wszyscy (łącznie z autorem tego tekstu) spisali defensora na straty, w niedzielę zaprezentował się on wręcz znakomicie. Prześledźmy zresztą statystyki opracowane przez portal InStat - Rundić podczas pojedynku z Legią zanotował aż 80% wygranych pojedynków (cztery wygrane na pięć prób; najlepszy stosunek w gronie obrońców beniaminka), 100% udanych dryblingów oraz 50% skutecznych odbiorów piłki. Co ciekawe, choć jego partnerowi ze środka obrony udało się więcej razy odzyskać futbolówkę, a ponadto to Janicki zdobył jedyną bramkę w ostatnim pojedynku, to jednak Rundić znalazł się w przygotowanej przez Ekstraklasę jedenastce 15. kolejki.

Początek ciężkiej drogi 

W pomeczowej wypowiedzi Serb nie zwracał jednak uwagi na indywidualne osiągnięcia, skupiając się przede wszystkim na postawie całego zespołu oraz świetnym starcie rundy. - W naszym zespole jeden walczył za drugiego i to jest moim zdaniem najważniejszy plus tego meczu. Nieważne kto zaczynał na ławce, a kto wyszedł w pierwszym składzie. Każdy walczył i to jest na pewno droga, którą musimy iść. Dziś i jutro jest trochę czasu na świętowanie i mówienie o dobrych rzeczach. To dopiero pierwszy wykonany przez nas krok, dalej musimy ciężko pracować, aby na koniec osiągnąć to co sobie zakładamy - przyznał defensor w rozmowie z oficjalną stroną klubową. 

Świetną postawę Rundicia, Janickiego oraz pozostałych zawodników z bloku defensywnego docenił również Robert Kasperczyk. - Rafał zdobył bramkę niczym rasowy napastnik, znajdując miejsce pomiędzy nogami Artura Boruca. Ponadto trzymał on obronę, skracał pole gry oraz wydłużał je kiedy trzeba. Zarówno on, jak i Petar Mamić i Milan Rundić, który tak jak już podkreślałem wcześniej w jednym z wywiadów, jest obecnie zupełnie innym zawodnikiem. Choćby pod względem mentalnym. Dodając do tego Filipa Modelskiego otrzymujemy zgrany kwartet, który będzie wspierany przez Michala Peskovicia oraz dwóch defensywnych pomocników - przyznawał trener na konferencji prasowej, zapewne odczuwając ogromną satysfakcję z tego, że jego plan został zrealizowany w stu procentach, a słowa odnośnie „uzdrowienia” obrony znalazły potwierdzenie w praktyce. 

Oczywiście, zwycięstwo i czyste konto z aktualnym mistrzem Polski na pewno doda „Góralom” ogromnego motywacyjnego kopa. Niektórzy powiedzą jednak, że „jedna jaskółka wiosny nie czyni”, a poza tym trzeba mieć z tyłu głowy fakt, że ostatni pojedynek jest dopiero pierwszym z kilkunastu kroków na drodze do utrzymania ligowego bytu. Poza tym już w kolejnej kolejce Podbeskidzie podejmie u siebie zabrzańskiego Górnika i w ciemno można obstawiać, że Jesus Jimenez i spółka mogą postawić trudniejsze warunki niż apatyczna i pozbawiona pomysłu w swojej grze Legia. 

Nie wiadomo, jak zatem potoczą się dalsze losy bielszczan, choć kilka rzeczy jest już pewnych. Podbeskidzie faktycznie zapomniało o fatalnej jesieni i patrzy z ogromnym optymizmem w przyszłość. Dodatkowo walka o pozostanie w najwyższej klasie rozgrywkowej ponownie nabrała rumieńców, bo beniaminek złapał kontakt z resztą stawki i traci już zaledwie cztery oczka do dwunastej Cracovii i zaledwie jedno oczko do ostatniej bezpiecznej pozycji.

autor: Piotr Porębski

Przeczytaj również