"Górale" wracają do rywalizacji. "W tym wszystkim jest trochę improwizacji"

24.11.2020

Po niemal dwóch tygodniach przerwy, piłkarze bielskiego Podbeskidzia wracają dziś na ligowe boiska. Dla beniaminka PKO Ekstraklasy, który po zwycięstwie Piasta osunął się w tabeli na przedostatnie miejsce, będzie to dopiero drugie oficjalne spotkanie w listopadzie, chociaż zaległy pojedynek z Zagłębiem Lubin rozpocznie w ich przypadku dość intensywny meczowy maraton. 

Łukasz Sobala/PressFocus

Niczego nie można być pewnym

Od dzisiaj do 6 grudnia „Górale” rozegrają bowiem aż cztery mecze, w tym dwa w ramach odrobienia ligowych oraz pucharowych zaległości. Z racji tak dużego nagromadzenia spotkań, przy jednocześnie kończącej się długiej przerwie od ligowych zmagań, normalna możliwość przygotowania się do rywalizacji z Zagłębiem w ramach 9. kolejki została istotnie zaburzona. - Jest to zdecydowanie trudna sytuacja. Tak jak w pierwszej lidze wszystko było łatwiej nam planować, tak teraz można powiedzieć, że jest w tym wszystkim trochę improwizacji, działania na zasadzie „tu i teraz” i naprawiania sytuacji, które nas zaskakują. Na pewno jest to czas, w którym ciężko cokolwiek przewidzieć. Na przykład plany treningowe są cały czas zmieniane, bo nie wiemy kiedy będziemy dokładnie grali - przyznał na wczorajszym briefingu prasowym trener Krzysztof Brede.

Co prawda bielszczanie starali się w tym newralgicznym czasie utrzymać rytm meczowy, ale żaden z planowanych przez nich meczów sparingowych nie doszedł do skutku. A potencjalnych rywali było całkiem sporo. - Górnik Zabrze i Wisła Kraków byli już umówieni z innymi przeciwnikami, Cracovia rozegrała w czasie przerwy reprezentacyjnej mecz w Pucharze Polski, natomiast w obozie dwóch czeskich zespołów - Karwinie oraz Baniku Ostrawa - pojawiły się komplikacje związane z koronawirusem. Nie udało się nic zorganizować, za to rozegraliśmy naprawdę pożyteczną grę wewnętrzną. Wiadomo że nie wyzwoli to jeden do jednego stricte meczowych emocji, ale próbowaliśmy jakoś to zrobić. A sam czas wykorzystaliśmy na poprawę pewnych elementów gry - od ataku po obronę - nie tracił rezonu opiekun Podbeskidzia. 

Niedosyt połączony z satysfakcją

Mimo faktu, że beniaminek mógł w ostatnich dniach nieco „zardzewieć”, to do dzisiejszego spotkania z Zagłębiem zespół przystąpi z naprawdę niemałymi nadziejami. W końcu w ostatnim meczu w Szczecinie pojawiło się sporo symptomów, zaczynając od nieco pewniejszej defensywy, że „Górale” nieco otrzaskali się już z najwyższą klasą rozgrywkową i mogą odważniej patrzeć w górę tabeli. - Odczucia po tym ostatnim meczu były mieszane. Z jednej strony niedosyt, że nie dowieźliśmy tego 1:0 do końca, a z drugiej satysfakcja, że odebraliśmy punkt faworyzowanemu rywalowi. Pokazaliśmy, że potrafimy skutecznie grać przeciwko zespołowi ze ścisłej czołówki, chociaż nie stwierdzę, że był to nasz najlepszy mecz w obronie. Na pewno ustrzegliśmy się prostych błędów i byliśmy lepiej zorganizowani. Do ideału wciąż nam jednak brakuje - przyznał trener zespołu, aktualnie okupującego przedostatnią pozycję w ekstraklasowej stawce. 

Co może również dawać szkoleniowcowi „Górali” pewną satysfakcję to fakt, że jego zespół do wtorkowej rywalizacji przystąpi w niemal pełnym składzie. - Kornel Osyra przechodzi rehabilitację, Martin Polaček wrócił już do treningów po urazie, Ivan Martin wraca, ale stopniowo, tak samo Szymon Mroczko. To są jedyne problemy, które w tym momencie mamy. Pozostali zawodnicy są zdrowi i gotowi, aczkolwiek w ostatnim czasie wystąpił problem z jednym piłkarzem i najprawdopodobniej nie będziemy mogli z niego skorzystać - przyznał Brede, nie ujawniając jednak personaliów wspomnianego zawodnika. 

Zapewne problem ten nie obejmuje jednak Karola Danielaka, który ostatni raz na placu gry pojawił się w trakcie przegranego meczu z Wartą Poznań. Co prawda najlepszy strzelec Podbeskidzia z poprzedniego sezonu nie rozegrał ani minuty w trakcie ostatniego spotkania z Pogonią (pomimo pojawienia się w kadrze meczowej), ale obecnie jest już w pełni dyspozycji i czeka go naprawdę zacięta walka o plac z kapitanem Łukaszem Sierpiną oraz nowopozyskanym Ukraińcem Serhijem Miakuszką. - Karol otrzymał ode mnie sporo możliwości grania i w wielu momentach byłem z niego zadowolony. Uraz jednak wyeliminował go z gry, ale obecnie, tak jak pozostali skrzydłowi, jest do mojej dyspozycji. Trzeba wspomnieć, że na tych pozycjach zazwyczaj najczęściej dochodzi do zmian, bo zawodnicy ci muszą pracować i pomagać właściwie wszystkim formacjom od pierwszej do ostatniej minuty. Dobrze że mam spore pole manewru, a sytuacja Karola na pewno się nie zmieniła. Jest to dla nas bardzo ważny piłkarz, dysponujący świetną szybkością. Wiele nam dał i mogę na niego liczyć w każdej sytuacji - zapewnił Brede, dodając przy okazji, że w razie konieczności Danielak może również zagrać jako cofnięty napastnik.

Pomysł z duetem zdał egzamin 

Obecnie jednak można wysnuć stwierdzenie, że jeżeli któregoś z zawodników nie wyeliminuje kontuzja lub zakażenie COVID-em, to w najbliższym czasie w linii ataku nie powinno dojść do żadnej rewolucji. W Szczecinie trener Brede postanowił bowiem dać szanse zarówno Kamilowi Bilińskiemu, jak i Marko Roginiciowi, za co obaj piłkarze odpłacili się dobrą grą oraz, odpowiednio, bramką i asystą.

- Nie ma co ukrywać, że chcemy grać ofensywnie i znaleźć sposób na rywali w tej Ekstraklasie. Szukamy kompleksowych rozwiązań, by atakować oraz umiejętnie bronić się przed przeciwnikami. Wiemy, że Kamil zdobył pięć bramek, natomiast Marko zawsze był naszym podstawowym zawodnikiem, wykonującym naprawdę dużo pracy. Potrafi wychodzić do prostopadłych podań, wbiegać w pole karne, wykończyć akcje, ale też stwarzać okazje kolegom z drużyny. W końcu w Szczecinie zbił piłkę, którą przejął Kamil, a ten zdobył bramkę. Tworzą oni naprawdę dobre połączenie, a do tego pokazują, że potrafią grać na pełnej intensywności przez cały mecz. Trzeba się tylko z tego cieszyć, a posiadanie w składzie takich dwóch napastników może tylko zwiększyć prawdopodobieństwo odniesienia zwycięstwa. Mamy trochę wariantów, które pozwalają nam na różne rozwiązania odnośnie ustawienia ataku. Na razie jednak będziemy wierni systemowi z dwoma wysuniętymi piłkarzami - zapowiada szkoleniowiec. 

Podczas wczorajszego briefingu sporo czasu poświęcono jednak nie tylko przygotowaniom do meczu z Zagłębiem (które poprzez wygraną w Bielsku może wskoczyć nawet na ligowe podium), ale także bliżej nieokreślonej przyszłości. W minionym tygodniu treningi z pierwszym zespołem „Górali” rozpoczęli bowiem dwaj wyróżniający się zawodnicy z czwartoligowych rezerw Podbeskidzia, skrzydłowy Artur Kukuła oraz środkowy pomocnik Michał Kralczyński. Według oficjalnej strony internetowej beniaminka, pierwszy z wymienionych piłkarzy charakteryzuje się „szybkością, przebojowością oraz dobrą grą jeden na jeden”, natomiast młodszy z nich wyróżnia się bardzo dobrymi warunkami fizycznymi oraz mocnym uderzeniem z dystansu. A jak tych dwóch młodzieżowców scharakteryzowałby trener Krzysztof Brede?

- Jako trenerzy odwiedzamy mecze drugiej drużyny, obserwujemy tych piłkarzy i ich znamy. Już wcześniej byliśmy tak umówieni i mieliśmy ustalone, że po zakończonej rundzie dwóch lub trzech zawodników, którzy zasłużą na to swoją postawą, dostaną możliwość potrenowania z pierwszym zespołem. Na pewno są oni przyszłością Podbeskidzia, dlatego do nas dołączyli. Kukuła już w styczniowych grach sparingowych dostawał swoje szanse, natomiast Kralczyński w perspektywie czasu może zostać dołączony do kadry pierwszego zespołu na dłużej. Obecnie wszystko odbywa się w sferze planowania przyszłości. Sami piłkarze mają jeszcze dużo pracy do wykonania, by otrzymać szanse gry tak jak chociażby Jakub Bieroński czy Konrad Sieracki - zakończył 39-latek. 

autor: Piotr Porębski

Przeczytaj również