"Górale" nie tracą rezonu po porażce. "Musimy złapać taką serię jak Stal"

03.03.2019

Po przegranym meczu na inaugurację wiosennych zmagań, szanse piłkarzy Podbeskidzia na nawiązanie walki o awans mocno zmalały. Od tej serii gier strata bielszczan do "zielonej strefy" wynosi już aż 8 punktów. Jak zapewnia jednak golkiper Rafał Leszczyński, piłkarze pierwszoligowca zrobią wszystko, by wrócić na zwycięską ścieżkę i zakończyć sezon z podniesionym czołem.

Łukasz Laskowski/PressFocus

Widząc skład na sobotnie spotkanie ze Stalą Mielec, kibice Podbeskidzia Bielsko-Biała mogli poczuć się nieco zaskoczeni. W wyjściowej jedenastce na pierwszy wiosenny mecz zabrakło m.in. Przemysława Płachety, Michała Rzuchowskiego czy przede wszystkim Wojciecha Fabisiaka. Ostatni z wymienionych zawodników zanotował naprawdę udaną jesień, zapewniając w bramce Podbeskidzia odpowiednią stabilizację. 

- To była dla nas trudna decyzja, ale po przemyśleniach podjąłem decyzje, że to Rafał Leszczyński będzie nr 1 na mecz ze Stalą. Na pewno trochę ułatwiło decyzję to, że Wojtek miał lekki uraz. Gdybyśmy nie mieli dwóch równorzędnych bramkarzy, to Wojtek zagrałby na lekach przeciwbólowych, ale nie było takiej potrzeby. Mamy dwóch dobrych golkiperów i takie zachowanie byłoby nie fair, tym bardziej, że Rafał bardzo dobrze wyglądał w ostatnim meczu na obozie – przyznał po sobotnim meczu szkoleniowiec Podbeskidzia, Krzysztof Brede. 

Tym samym Leszczyński, który zawodnikiem Podbeskidzia jest od 2016 roku, powrócił do bramki pierwszoligowca po kilku miesiącach przerwy. Swój ostatni mecz o punkty rozegrał bowiem 15 września, gdy „Górale” zremisowali w Tychach z GKS-em 2:2. Powrót 26-latka nie pomógł jednak Podbeskidziu w zdobyciu choćby punktu. Bielszczanie przegrali bowiem arcyważne spotkanie ze Stalą Mielec 0:2, a obie bramki stracili w fatalnej w ich wykonaniu końcówce spotkania. - Żałujemy że nie udało nam się wygrać. Pracowaliśmy przez ostatnie trzy miesiące bardzo ciężko, ale mimo to musieliśmy uznać wyższość Stali. Tak to w życiu bywa, ale nie poddajemy się – zostało nam 12 kolejek do końca sezonu i będziemy walczyć o to, żeby z podniesioną głową zakończyć ten sezon – powiedział Rafał Leszczyński w rozmowie z naszym portalem. 

Porażka z zespołem z Mielca może o tyle boleć, gdyż w pierwszej połowie gospodarze wyglądali na zespół lepszy, starający się przejmować inicjatywę nad boiskowymi wydarzeniami. Bielszczanie mieli jednak problem ze sforsowaniem znakomicie dysponowanej defensywy Stali. W drugiej części gry podopieczni trenera Brede byli już w swoich poczynaniach znacznie bardziej nerwowi. Dodatkowo gospodarze zaczęli sobie nie radzić m.in. z agresywnym pressingiem zakładanym przez rywali, a efekty dominacji Stali przyszły odpowiednio w 84. i 88. minucie.

- Wydaje mi się, że ten mecz miał dla obu stron wysoki ciężar gatunkowy. Nikt nie chciał tego meczu przegrać – są takie spotkania „do pierwszej bramki”, gdy tracisz gola w końcówce i musisz się otworzyć, by mieć szanse na wyrównanie. Tymczasem pod koniec meczu straciliśmy drugą bramkę i to nas całkowicie podłamało. Ale było minęło. Pozostaje nam tylko dobrze przepracować najbliższy tydzień i pojechać do Poznania po zwycięstwo – dodał rozgoryczony bramkarz.

Wiele osób zdążyło określić mecz Podbeskidzia ze Stalą jako „być albo nie być” bielszczan w walce o awans. Po porażce sytuacja „Górali” zrobiła się zatem dość skomplikowana. Zespół mocno zredukował swoje szanse na promocję do Ekstraklasy, bo jego strata do znajdującej się na drugim miejscu Stali wynosi już 8 punktów. - Podchodziliśmy do tego spotkania jak do każdego innego. Nie ma przecież meczy za które przyznają dziewięć czy sześć punktów. Wszystkie są jednakowo punktowane. Pozostaje nam jedynie złapać serię, którą obecnie jest dziełem Stali, żeby zacząć w klubie mówić o czymś więcej. Jeżeli chcemy pozostać w walce o awans do końca, musimy wygrać 10 z 12 meczów w rundzie – przyznał golkiper, licząc na odmianę losu swojej drużyny.

Teraz można się m.in. zastanawiać, na którego bramkarza zdecyduje się postawić trener Brede w meczu z Wartą. W sobotnim spotkaniu Leszczyński długo pozostawił bezrobotny, ale np. przy strzale Mendiguchii z bliskiej odległości popisał się dobrą interwencją. O ile przy straconym golu na 1:0 bramkarz nie miał nic do powiedzenia, tak kilka minut później mógł lepiej zareagować przy trafieniu Łukasza Janoszki. Skrzydłowemu udało się zmienić tor lotu piłki po wrzutce Soljicia z rzutu wolnego i umieścił futbolówkę przy bliższym słupku. -  To była piłka sytuacyjna, a swoje zrobiła również odległość. Takie bramki często padają, a wpływ na to ma wiele czynników, m.in. szczęście i czas reakcji. Próbowałem jeszcze dołożyć nogę, ale piłka niefortunnie się odbiła i po prostu ta wkręciła się do bramki. W każdym momencie wszyscy starają dawać z siebie wszystko, ale niestety nie udało mi się pomóc w tamtej sytuacji – zakończył 26-letni bramkarz.

źródło: własne/tspodbeskidzie.pl
autor: Piotr Porębski

Przeczytaj również