„GieKSa” zwycięska w Bielsku-Białej, czyli uczczona Barbórka i podtrzymana tradycja w jednym

04.12.2021

W ostatnim tegorocznym spotkaniu piłkarze GKS-u Katowice pokonali na wyjeździe Podbeskidzie Bielsko-Biała 2:1, a bohaterem meczu został autor dubletu - młodzieżowiec Filip Szymczak. Tym samym podopieczni Rafała Góraka zanotowali długo wyczekiwane wyjazdowe przełamanie, natomiast bielszczanie zakończyli porażką względnie udaną rundę.

Krzysztof Dzierżawa/PressFocus

Na koniec ligowej jesieni w Bielsku-Białej, która obfitowała w dość sporo zwrotów akcji i okresów sinusoidalnej formy, na spadkowicza z PKO Ekstraklasy czekało wyjątkowo nieprzyjemne wyzwanie. Na stadion przy Rychlińskiego przyjechał bowiem katowicki GKS, który co prawda tracił do „Górali” w tabeli aż 12 punktów, a do tego nie mógł pochwalić się choćby jedną wyjazdową wygraną, to patent na odnoszenie zwycięstw w Bielsku-Białej miał ostatnio niezawodny.

Dość powiedzieć, że od momentu pierwszego spadku Podbeskidzia z najwyższej klasy rozgrywkowej (w 2016 roku), bielszczanie trzykrotnie mierzyli się z „GieKSą” u siebie i łącznie zdobyli w tych starciach… zero punktów. Dodatkowo podopieczni Rafała Góraka chcieli w Bielsku-Białej jak najlepiej uczcić dzisiejszą Barbórkę, czyli święto wszystkich pracowników kopalń oraz górników. GKS zamierzał więc przedłużyć bardzo korzystną statystykę i podtrzymać dyspozycje choćby z drugiej połowy ostatniego meczu z Resovią. 

Obóz gospodarzy chciał jednak wykorzystać m.in. fakt, że rywal nie miał zbyt wiele czasu na regenerację i planował wrócić na zwycięską ścieżkę po dość pechowo zremisowanym meczu z Odrą. W końcu poza słabszym początkiem drugiej części gry, gdy formalni gospodarze z Opola zdołali rozklepać defensywę rywala i zdobyć wyrównującą bramkę, podopieczni Piotra Jawnego oraz Marcina Dymkowskiego mieli wspomniane spotkanie niemal całkowicie pod kontrolą. Podrażnienie w obozie gospodarzy musiało być więc zatem dość spore, a stawka kończącego domowy maraton, a zarazem ostatniego w tym roku spotkania również była dla nich dość jasna.

Wiadomo było po ostatniej porażce GKS-u Tychy w Legnicy oraz odwołaniu spotkania ŁKS-u z powodu koronawirusa, że Podbeskidzie na pewno spędzi zimową przerwę w strefie barażowej. Ewentualne zwycięstwo zapewniłoby jednak „Góralom” pewne miejsce na ligowym podium, a o realizację tego celu miał zadbać nieznacznie odmieniony skład, jaki został posłany w bój przez trenerski duet. Z racji zawieszenia za żółte kartki nie mógł zagrać Ezequiel Bonifacio, a na ławce rezerwowych dość niespodziewanie pozostał Mathieu Scalet. Z kolei Rafał Górak, mimo dość krótkiego okresu regeneracji, zdecydował się na dokonanie tylko jednej roszady, zastępując Daniana Pavlasa Grzegorzem Rogalą. - Chcieliśmy dać nieco więcej zawodników do przodu i zagrać bardziej ofensywnie - tak roszadę w linii pomocy skomentował trener Piotr Jawny. 

Zgodnie z wspomnianą wcześniej wyjątkowa serią „GieKSy”, również i w sobotnie popołudnie to przyjezdni mieli tego dnia więcej szczęścia oraz wyczucia w ofensywie. Szczególnie na tym polu - co nie będzie zaskoczeniem, patrząc na personalia strzelców goli - wyróżnił się wypożyczony z poznańskiego Lecha Filip Szymczak. Młodzieżowiec zapisał na swoim koncie dublet, najpierw wykorzystując spore zamieszanie w polu bramkowym przeciwnika, a tuż przed zmianą stron pokonał Polacka mierzonym uderzeniem zza pola karnego. A niewiele brakowało ku temu, by już do przerwy 19-latek mógł pochwalić się zdobytym hat-trickiem, ale w jednej z sytuacji sam na sam, bielszczan od utraty bramki uratował wracający Mateusz Wypych.

Postawa GKS-u zresztą naprawdę mogła się podobać, gdyż przyjezdni podeszli do sobotniego pojedynku bez respektu, starając się czerpać sporo użytku z pozostawianych przez Podbeskidzie luk w defensywie i środku pola. „Górale” z kolei, mimo że stworzyli sobie na przestrzeni 45 minut naprawdę sporo sytuacji bramkowych, byli dość mocno chaotyczni w swoich poczynaniach, często tracąc piłkę w pozornie prostych sytuacjach. Warto jednak pochwalić „czerwono-biało-niebieskich” za dość szybką reakcję po golu na 0:1, bo powstałe straty odrobili oni wręcz błyskawicznie za sprawą niezawodnego Kamila Bilińskiego. Kapitan Podbeskidzia nie po raz pierwszy udowodnił, że zmysłu bramkowego może mu zazdrościć wielu pierwszoligowych napastników, a efektownym trafieniem pod poprzeczkę tylko zwieńczył wręcz wyjątkową rundę w swoim wykonaniu.

I o ile pierwsza połowa mogła podobać się kibicom, gdyż byli oni świadkami naprawdę żywego widowiska, ciężko takich pochwalnych peanów użyć wobec drugiej części gry. Na boisku wszystko wyglądało niemal tak, jakby wynik był już sprawą zamkniętą. GKS zagrał drugą połowę niemal na własnych zasadach, zachowując czujność w defensywie i oczekując na wyprowadzenie zabójczej kontry (po jednej z nich Grzegorz Rogala przegrał pojedynek sam na sam z Martinem Polackiem), natomiast Podbeskidziu brakowało płynności w ofensywnych działaniach, choć ich przewaga w posiadaniu piłki czy przebywaniu na połowie rywala była widoczna. Oczekiwanego impulsu nie przyniósł również szereg ofensywnych zmian, jak choćby wprowadzenie Michała Janoty czy zakończenie spotkania z dwoma napastnikami w „11”. W przypadku „Górali” swoje zrobiły jednak niedokładność, brak odpowiedniej skuteczności, zaburzenie pewnego balansu pomiędzy formacjami czy też odcięcie Kamila Bilińskiego od podań przez rywala. 

- Odczuwamy smutek, że przegraliśmy mecz, ale na pewno stanowi on dla nas pewną weryfikację. Ostatnie spotkania rozbudziły spore apetyty, ale było widać, że w zespole istnieją jeszcze pewne luki jakościowe. Przez pierwszą połowę GKS prezentował się naprawdę nieźle, postawił trudne warunki, ale my też stworzyliśmy sobie niezłe okazje. Decydującym momentem była jednak końcówka pierwszej połowy, kiedy nie wykorzystaliśmy kilku groźnych sytuacji, a my z kolei zaatakowaliśmy rywala na raz, co można uznać za katastrofalne zachowanie. Po zmianie stron staraliśmy się do końca odrobić straty, przez pół godziny GKS właściwie nie mógł opuścić własnej połowy i co prawda aura trochę utrudniała nam rozgrywanie piłki, nie chcieliśmy nic zmienić w naszym sposobie na grę - tak boiskowe wydarzenia skomentował Piotr Jawny, zaznaczając, że pomimo nieudanego zakończenia rundy, jego zespół i tak będzie mógł ją uznać za dość udaną. Pamiętając bowiem, z jakimi problemami musieli zmagać się bielszczanie na starcie rozgrywek, pozycja w strefie barażowej może stanowić dobry punkt wyjścia przed ciekawie zapowiadającą się wiosną.

GKS za to zanotował pierwsze wyjazdowe zwycięstwo po awansie do Fortuna 1. Ligi i pewne jest to, że beniaminek spędzi zimową przerwę z bezpieczną przewagą nad strefą spadkową. Po meczu trener Rafał Górak nie tylko pogratulował swojej ekipie zwycięstwa, ale także z racji dzisiejszej Barbórki, zadedykował je całej górniczej braci. - To wyjątkowe święto na Śląsku, a moja rodzina, jak i wiele innych związana jest z kopalnią i górnictwem. Spakowaliśmy więc prezent w postaci trzech punktów między innymi dla kibiców, którzy naprawdę w sporej ilości wspierali nas tu na stadionie - powiedział po spotkaniu zadowolony opiekun „GieKSy”.

autor: Piotr Porębski

Przeczytaj również