Falstart czy kryzys? „Górale” szukają formy i okazji do rehabilitacji

18.03.2022

Runda wiosenna w Fortuna 1. Lidze przyniosła już pewną ilość niespodziewanych rozstrzygnięć, a w przypadku kliku klubów niejako zweryfikowała ich cele oraz oczekiwania. Z pewnością innego początku zmagań w 2022 roku spodziewano się choćby w Bielsku-Białej, gdzie zamiast próbować gonić czołową dwójkę, na ten moment podopieczni Piotra Jawnego i Marcina Dymkowskiego znajdują się poza strefą barażową.

Krzysztof Dzierżawa/PressFocus

Początek rundy wcale nie wskazywał na to, że w obozie „Górali” dadzą o sobie znać problemy właściwie we wszystkich formacjach. Bielszczanie zaczęli bowiem rok od bardzo solidnego spotkania w Tychach, które co prawda zakończyło się bezbramkowym remisem, jednak przyjezdni imponowali tego dnia większą kulturą gry, częstszym posiadaniem piłki i gdyby nie problemy ze skutecznością i decyzyjnością w kluczowych momentach, raczej nie zakończyliby tego dnia z zerem po stronie zdobytych goli. I choć wielu spodziewało się, że w dwóch następnych spotkaniach zespół zdoła zdobyć komplet punktów w starciach ze Skrą i Puszczą, nadeszło dość bolesne rozczarowanie.

„Wyjazdowy” remis z beniaminkiem mógł zaskakiwać o tyle, że w przeciwieństwie do pierwszego bezpośredniego pojedynku, tym razem Skra - przede wszystkim w pierwszej połowie - postanowiła ruszyć na rywala nieco odważniej i nie miała problemów z przedostawaniem się na połowę Podbeskidzia. Ostatni pojedynek w Niepołomicach stanowił jednak dla wszystkich piłkarzy i sympatyków „Górali” prawdziwy zimny prysznic. Gospodarze, skupiający się obecnie na wywalczeniu spokojnego utrzymania i będący zaledwie kilka dni po nieudanym wyjeździe na stadion ŁKS-u, w minioną niedzielę bezbłędnie obnażyli wszystkie mankamenty w grze rywala. 

I choć na pomeczowej konferencji prasowej trener Jawny określił poczynania graczy Puszczy mianem „prostej gry”, nie można nie było odnieść wrażenia, że prostota tym razem okazała się najskuteczniejsza. W ciągu niespełna 25 minut pierwszej połowy, niepołomiczanie w trzech dość prostych i klarownych sytuacjach przyczynili się do sprokurowania przez rywala dwóch stałych fragmentów gry oraz popełnienia kuriozalnego błędu przy bramce na 2:0. A dokładając gola na 4:2 po skutecznie wykonanym rzucie wolnym, a przy okazji kontrolując przebieg spotkania i nie dopuszczając rywala do kolejnych sytuacji, Puszcza tym samym niejako pokazała, w jaki sposób należy podchodzić do pojedynków z faworyzowanym rywalem.

Deprecjonowanie w kwestii boiskowych poczynań Puszczy wydaje się być o tyle nie na miejscu, że mamy do czynienia z zespołem walczącym o utrzymanie, a ponadto raczej duża część drużyn Fortuna 1. Ligi skupia się na stosowaniu podobnych środków (zabezpieczanie tyłów i szukanie nadarzających się okazji po kontrach czy stałych fragmentach), by uzyskiwać korzystne wyniki. „Górale” z kolei cały czas podkreślają, że nie będą rezygnowali z implementowanego stylu gry i nie zejdą z obranej drogi, choć obecnie najbardziej pożądany jest… powrót na nią i postawienie znaku równości pomiędzy stylem, a korzystnymi rezultatami. 

Wydaje się bowiem, że niemal każdy gracz Podbeskidzia z pola zanotował stagnację bądź regres formy, co zresztą potwierdza ostatnio zgromadzona ilość punktów. Od pięciu spotkań podopieczni trenerów Jawnego i Dymkowskiego czekają na ligowe zwycięstwo, zamykając dorobek swoich zwycięstw na efektownych domowych 4:0 z Widzewem i Górnikiem Polkowice. W małej tabeli, uwzględniającej spotkania jedynie z 2022 roku, spadkowicz plasuje się dopiero na 14. miejscu w tabeli, podczas gdy konkurenci w walce o miejsce w barażach - Arka, Chrobry, GKS Tychy, Korona i ŁKS, zajmują we wspomnianej stawce odpowiednio pierwsze, trzecie, czwarte, szóste i siódme miejsce. 

Jak więc widać, „Górale” znaleźli się w pewnym punktowym dołku, bo gdy jeszcze kilka tygodni temu można było przebąkiwać o możliwości nawiązania walki nawet o bezpośredni awans, teraz takie cele wydają się istnieć jedynie w sferze marzeń. Na ten moment Podbeskidzie traci bowiem aż dziewięć oczek do drugiego Widzewa Łódź i celowo pominiemy w tym miejscu straty punktowe do liderującej Miedzi Legnica, gdyż ta akurat zdołała odskoczyć bezpośrednim rywalom na kilka długości.

Na razie oczywiście nie ma co bić na alarm i podejmować gwałtowne decyzje, gdyż walka o TOP 6 dopiero zacznie wchodzić w decydującą fazę. Wiadomo także, że na obecnie znajdujące się w strefie barażowej ekipy także będą czekać mniejsze bądź większe wpadki, a sytuacja w tabeli może się jeszcze obrócić o 180 stopni. Trenerski duet musi jednak pomyśleć o wprowadzeniu ewentualnych alternatyw w taktyce i stylu gry, a przy okazji o jak najbardziej umiejętnym zarządzeniu kryzysem. 

- Dla nas jako dla drużyny to frustrujące, jakie błędy popełniamy, musimy nad tym najmocniej pracować. Jesteśmy drużyną, która w tej lidze prawdopodobnie próbuje grać najbardziej piłką. Przeciwnicy to wiedzą, czekają na nas, grają ostro i to sprawia, że jest nam trudno. Ogólny wniosek jest taki, że gdy popełniamy takie błędy - wtedy jest nam naprawdę ciężko. Musimy jak najszybciej przestawić głowy na kolejny mecz, wciąż 11 spotkań przed nami, także bardzo dużo punktów jest do zdobycia - zapowiedział na łamach oficjalnej strony klubowej Goku Roman, zaznaczając przy okazji, że w grze „Górali” da się mimo wszystko znaleźć wiele bardzo dobrych fragmentów.

Nie da się jednak ukryć, że w ogólnym rozrachunku więcej elementów wymaga poprawy, co szczególnie odnosi się do konieczności złapania ponownej komunikacji w linii defensywnej, ponownego złapania symbiozy w ustawieniu z najlepszym strzelcem Fortuna 1. Ligi czy opanowania sytuacji w środku pola, mocno zdestabilizowanej z powodu problemów zdrowotnych Mathieu Scaleta. Kamyczek do ogródka bielskiemu klubowi można również wrzucić z powodu dotychczasowej postawy zimowych nabytków, które miały sprawić, że Podbeskidzie stanie się mocniejsze niż jesienią, a trenerzy będą mieli zwiększone pole manewru na kilku newralgicznych pozycjach. 

Młodzieżowiec Marcel Misztal i Mateusz Lipp nie doczekali się jeszcze debiutu na pierwszoligowych boiskach, pojawiając się jedynie na ławce rezerwowych „Górali”. Pozyskany na prawe wahadło Haitańczyk Jeppe Simonsen spisuje się dość "elektrycznie", Estończyk Matvei Igonen nie dołożył żadnej „ponadprogramowej” interwencji w trakcie trzech tegorocznych spotkaniach, a plusik należy przede wszystkim postawić przy nazwisku Turka Emre Celtika, który wprowadził do gry trochę świeżości i techniki użytkowej. Oczywiście, na pełną weryfikację możliwości poszczególnych piłkarzy należy jeszcze poczekać, a kluczem do osiągnięcia pełni firmy będzie przełożenie zespołowości nad indywidualnymi popisami. A przy okazji, po czasie można jedynie się zastanawiać, czy klub nie powinien bardziej powalczyć zimą o pozyskanie jeszcze jednego, ogranego środkowego obrońcy. W końcu gdy dochodzi do zawieszeń za nadmiar żółtych kartek, słabszej formy poszczególnych zawodników czy urazów (tak jak to miało miejsce w przypadku Mateusza Wypycha), trenerzy są zmuszeni do eksperymentowania. A ciężko powiedzieć, by pomysł wystawienia w trzyosobowej linii obrony Jakuba Bierońskiego na mecz z Puszczą był trafiony. 

Pomimo wszystko, na ten moment sytuacja w obozie spadkowicza jest wciąż dość stabilna, lecz ewentualna strata punktów w niedzielę z GKS-em Jastrzębie na pewno spowoduje, że pojawiające się gdzieniegdzie nerwowe nastroje tylko się spotęgują. Trzeba więc stwierdzić, że najbliższy pojedynek przy Rychlińskiego będzie miał dla obu zespołów spory ciężar gatunkowy. Podbeskidzie musi bowiem szukać okazji do upragnionego przełamania i utrzymywania kontaktu ze ścisłą czołówką, natomiast jastrzębianie przyjadą do Bielska-Białej opromienieni ostatnim triumfem w Olsztynie, ale wciąż posiadając spory nóż na gardle. 

Mając wciąż dość dużą stratę do bezpiecznych pozycji, podopieczni Grzegorza Kurdziela muszą wykorzystywać każdą okazję do zapunktowania, ale historia pokazuje, że w ostatnim czasie bielski stadion potrafił im sprzyjać. W końcu od awansu GKS-u na zaplecze Ekstraklasy w 2018 roku, „zielono-czarno-żółci” dwukrotnie rozgrywali spotkania pod Klimczokiem i zdobyli w nich aż cztery punkty, strzelając przy okazji cztery bramki.

autor: Piotr Porębski

Przeczytaj również