Ekstraklasa na start. Czego spodziewać się po drużynach z naszego województwa?

22.08.2020

Już dziś swoje inauguracyjne spotkania w nowym sezonie Ekstraklasy rozegrają pierwsi przedstawiciele naszego województwa. Przed rozpoczęciem rozgrywek można zadawać sobie naprawdę wiele różnych pytań, ale z racji dokonanych roszad kadrowych, bardzo okrojonego okresu przygotowawczego oraz krótkiej przerwy pomiędzy sezonami, dyspozycje czterech śląskich ligowców trzeba uznawać za pewne niewiadome.

Rafał Rusek/PressFocus

Jako pierwsi swoje spotkanie w ramach inauguracyjnej serii gier rozegrają piłkarze gliwickiego Piasta, którzy zmierzą się na wyjeździe z wrocławskim Śląskiem. Istnieje przeczucie graniczące z pewnością, że jedenastka, która wybiegnie na wyjazdowy pojedynek z przeciwnikiem z Dolnego Śląska, będzie znacząco różniła się od składu zamykającego sezon 2019/2020. Okres transferowy w obozie pucharowicza był bardzo intensywny, skoro klub z Okrzei pożegnał się aż z trzema swoimi kluczowymi postaciami - Jorge Felixem, Tomem Hateleyem i Urosem Korunem. O ich sytuacji powiedziano właściwie już wszystko, natomiast pierwsze mecze nowego sezonu zweryfikują, czy włodarzom ekstraklasowicza udało się odpowiednio załatać powstałe ubytki.

W Gliwicach na dobre umocnią się w czołówce?

O wzmocnienie siły ognia Piasta z pewnością postarają się Jakub Świerczok i Michał Żyro, a sporo szans gry w środku pomocy dostanie Javier Ajenjo Hyjek, pozyskany z młodzieżowego zespołu Atletico Madryt. W kontekście obsadzenia pozycji młodzieżowca nie wolno jeszcze zapominać o zdobywcy dwóch bramek w pucharowym pojedynku z Resovią - Arkadiuszu Pyrce, a także o napastniku Dominiku Steczyku, który wydaje się, że pozostawił już mocno nieudaną poprzednią kampanię za sobą.

Rywalizacja o plac w Piaście będzie zatem naprawdę spora, ale pomimo to jego formę, podobnie jak w przypadku pozostałych ligowców, trzeba uznawać za pewną zagadkę. W trakcie wyjątkowo krótkiego, ale intensywnego okresu przygotowawczego zespół rozegrał tylko dwa spotkania (sparing z Puszczą Niepołomice oraz wspomniany mecz I rundy Pucharu Polski w Rzeszowie), przez co gliwiczanom może początkowo brakować pewnego rytmu meczowego. - Robimy wszystko, aby z każdym dniem nasza dyspozycja była coraz lepsza. Myślę, że fragmenty dobrej gry było widać już w spotkaniu Pucharu Polski. Na pewno trochę brakuje gier kontrolnych, w których moglibyśmy szukać optymalnych rozwiązań, a tak to będzie się to działo w trakcie meczów ligowych. Drużyna jest w dobrej dyspozycji i pokażemy to w sobotę ze Śląskiem Wrocław - zapowiada szkoleniowiec Piasta na łamach oficjalnej strony swojego klubu.

Warto jednak wspomnieć, że w przeciwieństwie do poprzednich sezonów, w których Piast był traktowany raczej jako zespół „z drugiego szeregu”, tym razem sytuacja odmieniła się niemal o 180 stopni. Coraz ciężej znaleźć opinie obserwatorów rozgrywek, nawet pomimo kolejnej rozbiórki drużyny i odejścia najlepszego piłkarza Ekstraklasy, że podopieczni Waldemara Fornalika nie zakończą sezonu 2020/2021 w ligowej czołówce lub co najmniej w górnej ósemce.

Zespół wydaje się być poukładany w każdej formacji, najprawdopodobniej uniknie już większych ubytków kadrowych (do rozstrzygnięcia pozostaje jeszcze sytuacja Mikkela Kirkeskova, który w ostatnim czasie otrzymał oferty z tureckiego Goztepe Izmir oraz niemieckiego Holstein Kiel), a na dodatek wciąż ma za sterami prawdziwego „Kinga”, potrafiącego wycisnąć sto procent potencjału z prowadzonego przez siebie zespołu. Czy i tym razem gliwicki zespół zaliczy wyjątkowo efektowny sezon? Czy Piast uczyni z wymienionej murawy swój kolejny atut? Naszym zdaniem pucharowicz powinien trzeci sezon z rzędu znaleźć się w czołowej ósemce, a im lepsze miejsce, tym pomnik Waldemara Fornalika przy Okrzei będzie jeszcze wyższy i masywniejszy. 

Odmieniony Piast zaprezentował już próbkę swoich możliwości w trakcie pucharowego meczu w Rzeszowie (fot: piast-gliwice.eu)

W drodze po historyczny wynik 

Niedługo po „Piastunkach” na murawę wybiegną zawodnicy częstochowskiego Rakowa, którzy z pewnością nie zamierzają osiadać na laurach po poprzednim udanym sezonie. Udanym, ale i tak niepozbawionym pewnego niedosytu. Nic dziwnego, skoro podopieczni Marka Papszuna za sprawą kilku fatalnych strat punktów, pozbawili się nie tylko możliwości gry w grupie mistrzowskiej, ale także zaliczenia najlepszego sezonu w dotychczasowej historii klubu (największym osiągnięciem Rakowa wciąż pozostaje ósme miejsce, wywalczone dokładnie 24 lata temu). 

I tym razem zespół, który w drugim sezonie z rzędu będzie rozgrywał swoje domowe spotkania w Bełchatowie, powinien spokojnie utrzymać się na najwyższym szczeblu rozgrywkowym i ponownie zaprezentować efektowny styl gry. Nawet wbrew często pojawiającemu się w opinii publicznej stwierdzeniu, że drugi sezon po awansie zawsze jest najtrudniejszy dla beniaminka danych rozgrywek. W trakcie wyjątkowo krótkiej letniej przerwy, w Częstochowie nie doszło do żadnego bardzo poważnego osłabienia - może poza odejściem Jarosława Jacha, który powrócił po okresie wypożyczenia do angielskiego Crystal Palace. 

Włodarze ekstraklasowicza znaleźli jednak dobre zastępstwo dla odchodzącego stopera, gdyż pozyskał on Macieja Wilusza, zbierającego niegdyś świetnie recenzje podczas gry w Rosji, a także często przymierzanego do gry w narodowych barwach. Co prawda ostatnie miesiące nie były już dla doświadczonego stopera zbyt udane (defensor zerwał więzadła krzyżowe, a po powrocie do gry nie prezentował już tak optymalnej formy), niemniej chyba nikt nie ma wątpliwości, że 31-latek powinien z miejsca stać się kluczowym elementem w układance trenera Marka Papszuna.

Przed rozpoczęciem sezonu sporo można również oczekiwać od rozkręcającego się ze spotkania na spotkanie Davida Tijanicia, pewniaka na prawej strony pomocy - Frana Tudora, a także od Bena Ledermana, który posiada sporo argumentów ku temu, by zostać odkryciem tego sezonu ligowego. Mimo niewielu szans na grę w minionych rozgrywkach (6 spotkań i 190 rozegranych minut), 20-latek zdołał pokazać próbkę dobrego wyszkolenia technicznego i posiadanego przez siebie talentu do kombinacyjnej gry. Środkowy pomocnik, posiadający polskie obywatelstwo, z pewnością otrzyma w nowych rozgrywkach więcej szans do gry - tym bardziej, że wciąż może pełnić rolę młodzieżowca w wyjściowym składzie.

Nie zaskakują zatem stwierdzenia, że częstochowianie w sezonie 2020/2021 powinni poradzić sobie jeszcze lepiej, a dzięki rozsądnemu zarządzaniu spółką oraz rozpoczęciu budowy upragnionego stadionu, może na dobre zagościć w krajobrazie najwyższej klasy rozgrywkowej. - Już w minionym sezonie uważałem, że Raków stać na pierwszą ósemkę. Wystarczyłoby kilka spotkań, w których napastnicy wykazaliby się większą skutecznością i grupa mistrzowska byłaby w zasięgu Rakowa. Co więcej, myślę, że gdyby ekipa Papszuna weszła do pierwszej ósemki, to nie skończyłaby na ósmym miejscu, tylko na jakimś piątym-czwartym - zapowiedział były zawodnik Rakowa, Robert Załęski w niedawnej rozmowie z portalem „Weszło”.

W Częstochowie wszyscy mierzą zatem wysoko, choć trzeba pamiętać, że to na Raków czeka chyba najtrudniejsze wyzwanie w pierwszej kolejce nowego sezonu. Na stadion w Bełchatowie przyjedzie bowiem warszawska Legia, która z miejsca stawiana jest za głównego faworyta w walce o mistrzostwo, a na dodatek w sobotnim meczu będzie chciała zmazać plamę z mocno nieudanego pojedynku z Linfield FC w ramach pierwszej rundy el. do Ligi Mistrzów.

Życie bez Angulo istnieje?

Z kolei jutro w Zabrzu dojdzie do pierwszych śląskich „derbików”, gdyż Górnik podejmie przy Roosevelta wracające po 4 latach przerwy do Ekstraklasy Podbeskidzie Bielsko-Biała. Faworyta tego pojedynku wskazać jest bardzo trudno, podobnie jak przewidzieć, gdzie oba zespoły mogą zakończyć rozpoczęty wczoraj sezon. Górnik, ku niezadowoleniu większości swoich kibiców, nie zdołał latem uniknąć straty Igora Angulo, który za sprawą znacznie intratniejszej oferty finansowej postanowił przenieść się do Indii. Dodając do tego zakończone wypożyczenia Erika Jirki i Giorgiosa Giakoumakisa, a także wciąż niepewną sytuację Stavrosa Vasilantonopoulosa, Pawła Bochniewicza czy Przemysława Wiśniewskiego, końcówka lata może nie być dla Marcina Brosza zbyt spokojna.

Na pocieszenie warto jednak wspomnieć o bardzo udanym dla Górnika spotkaniu w I rundzie Pucharu Polski z Jagiellonią, świetnym debiucie pozyskanego ze Stali Mielec Bartosza Nowaka, a także o powrocie z wypożyczeń kilku zdolnych młodych zawodników. Co prawda będziemy zaskoczeni, gdyby środek pomocy Górnika na mecz z Podbeskidziem nie złożył się z tria Nowak-Manneh-Prochazka, ale rywalizacji o plac z pewnością łatwo nie odpuści m.in. Krzysztof Kubica. Młody pomocnik powrócił na Roosevelta po pobycie w Chrobrym Głogów, w trakcie którego został uznany za jedno z odkryć przedłużonej rundy wiosennej na zapleczu Ekstraklasy. Być może swoją szanse gry na prawej stronie obrony otrzyma Kacper Michalski, zbierający dość wysokie noty w trakcie rocznego pobytu w drugoligowym GKS-ie Katowice.

Zwycięzcy grupy spadkowej z minionego sezonu i tym razem nie powinni mieć problemów z utrzymaniem, choć czy będą oni w stanie powalczyć o coś więcej niż bezpieczny środek tabeli? Warunkiem koniecznym do osiągnięcia dobrego rezultatu będzie jednak konieczność poprawienia swojego bilansu meczów wyjazdowych, znalezienie sposobu na „życie po Angulo”, ale także powalczenie o to, by zespół w najbliższym czasie ponownie nie stał się placem budowy. 

Takiej sytuacji chyba uda się uniknąć przy Rychlińskiego, gdyż jeszcze przed wywalczeniem upragnionego awansu, włodarze Podbeskidzia przedłużyli umowy z wszystkimi czołowymi zawodnikami. Skład „Górali” wydaje się zatem gotowy na to, by jako beniaminek sprawić psikusa wyżej notowanym rywalom i powalczyć nawet o coś więcej, niż tylko bezpieczne zapewnienie sobie ligowego bytu. Czy podopieczni Krzysztofa Brede mają podstawy ku temu, by zapracować sobie na miano „czarnego konia” trwającego już sezonu? 

Ewolucja, nie rewolucja

Z grona beniaminków, którzy w tym roku zaliczyli promocję do najwyższej klasy rozgrywkowej, duża część ekspertów to właśnie Podbeskidzie uznaje za najsilniejszego z całej trójki. Za bielszczanami z pewnością przemawia uporządkowana sytuacja finansowa i organizacyjna, brak rewolucji kadrowej i dokonanie transferów jedynie na newralgiczne pozycje, a także panująca w zespole chęć udowodnienia, że w pełni zasłużył on na miejsce w elicie. W Bielsku z pewnością wszyscy będą chcieli uniknąć losu ŁKS-u z poprzednich rozgrywek, gdy niemal niezmieniony po awansie zespół odbił się od Ekstraklasy i zanotował spadek w fatalnym stylu.

Po blisko 1600 dniach przerwy, na stadion przy Rychlińskiego ponownie zawitała Ekstraklasa (fot: Rafał Rusek/PressFocus)

- Nikt nie spoczywa na laurach i nikt nie chce łapać w Ekstraklasie jedynie pojedynczych minut. Uważam, że to jest dobre nastawienie. Ono też pozwoliło nam odnieść sukces w poprzednim sezonie, bo wszyscy chcieliśmy dopiąć swego. Jako beniaminek wchodzimy do Ekstraklasy z pokorą, ale przede wszystkim wiarą w swoje umiejętności. Jesteśmy mocni jako zespół i będziemy chcieli to pokazać od pierwszej kolejki - zapowiada obrońca Bartosz Jaroch, który jako jedyny z piłkarzy pamięta sezon 2015/2016, będący ostatnim dla „Górali” w piłkarskiej elicie. W ciemno można jednak obstawiać, że podopieczni Krzysztofa Brede i tym razem będą skupiali się na spokojnej pracy, pokorze i niechęci do nadmiernego wybiegania w przyszłość.

Dodając do tego krajobrazu dość przemyślane ruchy transferowe (pozyskani Maksymilian Sitek i Dominik Frelek pokazali się z naprawdę dobrej strony na zapleczu Ekstraklasy, natomiast szczegółową charakterystykę Milana Rundicia znajdziecie w tym miejscu), „Górale” powinni wnieść do ligi dużo kolorytu. Można jedynie żałować, że na początku sezonu wyłączony z gry będzie czołowy ofensywny zawodnik beniaminka - Marko Roginić, wciąż zmagający się z urazem mięśniowym. 

Sezon przejściowy w PKO Ekstraklasie zapowiada się zatem wyjątkowo ciekawie, więc pozostaje życzyć zawodnikom wszystkich klubów, by uniknęli poważnych kontuzji oraz zakażeń wciąż panującym wirusem COVID-19. Warto wspomnieć, że w porównaniu do poprzednich rozgrywek, tym razem odbędzie się tylko 30 ligowych kolejek, nie dojdzie do podziału na grupy mistrzowską i spadkową, a z najwyższą klasą rozgrywkową pożegna się tylko jeden zespół. 

autor: Piotr Porębski

Przeczytaj również