Ecik po profesorsku. Ruch goni rekordy sprzed lat

02.11.2020

"Niebiescy" nie zwalniają tempa w marszu po awans. Jedyne co chorzowian w obecnej sytuacji może martwić, to sytuacja epidemiologiczna w kraju i związane z tym ewentualne kolejne obostrzenia. Bo sytuacje sportową gracze trenera Łukasza Berety wydają się mieć pod kontrolą.

Marcin Bulanda/PressFocus

Sobotnia wygrana z Gwarkiem Tarnowskie Góry była już siódmą z rzędu dla zespołu z Cichej. Po raz ostatni "Niebiescy" stracili punkty w połowie września w Bytomiu. Od tego czasu zdołali zostać samodzielnym liderem i odskoczyć na (co najmniej) pięć punktów, zarówno Ślęzie, jak i Polonii. Teraz gonią klubowe rekordy – ewentualny sukces w meczu za tydzień z rezerwami Miedzi Legnica spowoduje, że zespół trenera Łukasza Berety wyrówna osiągnięcia z lat: 1926, 1947 i 1990, gdy Ruch wygrywał osiem razy z rzędu.

Mecz z Gwarkiem był kolejnym pokazem siły "Niebieskich". W roli głównodowodzącego wystąpił tym razem Łukasz Janoszka, który jedną bramkę zdobył, przy kolejnych trzech miał udział, dośrodkowując po stałych fragmentach gry. - Mamy wysokich zawodników, potrafią z dośrodkowań zrobić pożytek – mówi Janoszka, który otworzył wynik efektownym strzałem z narożnika pola karnego. - Jak Ecik ustawi sobie piłkę na lewą nogę to prawie jak karny – podsumował Tomasz Podgórski, komentujący to spotkanie dla telewizji internetowej Ruchu. Łukasz Janoszka w podobny sposób zdobył już trzecią bramkę, a czwartą w ogóle w tym sezonie. - Gwarek przyjechał się bronić całym zespołem bardzo nisko, dobrze, że potrafiliśmy to wykorzystać – mówił po meczu bohater chorzowian.

Klucz do defensywnej postawy gości w Chorzowie leżał... w meczu w Bytomiu. Niespełna trzy tygodnie temu Polonia rozbiła na własnym terenie Gwarek 7:0, wszystkie bramki aplikując rywalom w niespełna trzydzieści minut pierwszej połowy. - Może wyszliśmy za wysoko, chcieliśmy pograć w piłkę z Polonią. Trzeba było ustawić się trochę niżej, czekać na kontry – analizował po tej porażce trener Krzysztof Górecko. Teraz wyciągnął wnioski, ale efekt był równie słaby. - Byliśmy przygotowani, że goście będą grali długą piłkę. Ustawiliśmy się pod to, wygrywaliśmy te pojedynki, zbieraliśmy drugą piłkę, jeżeli już ktoś przegrał – mówił Kacper Kawula, który w sobotę zdobył pierwszą swoją bramkę na stadionie przy ulicy Cichej.

O miano najpiękniejszej bramki meczu trafienie Janoszki będzie jednak konkurować z golem Michała Mokrzyckiego, który w ostatniej minucie soczystym strzałem w okienko zza pola karnego ustalił wynik spotkania. Popularny "Mokry" mógł jeszcze zaliczyć efektowną asystę, ale Mateusz Winciersz nie zdołał oddać strzału. Mokrzycki, wracający do pełni sił po kwarantannie, sobotni mecz rozpoczął na ławce rezerwowych, podobnie zresztą jak Bartłomiej Kulejewski czy Marcin Kowalski – niedawni pewniacy. - W zespole jest zdrowa rywalizacja. Wszyscy pracują na to, by grać w pierwszym składzie. To nas napędza i cieszy – słowa trenera Łukasza Berety wypowiedziane po meczu PP z Podlesianką Katowice znalazły po raz kolejny potwierdzenie w weekend.

Jedynie czym chorzowianie mogą dzisiaj się delikatnie martwić, chociaż wpływu na to nie mają żadnego, to ewentualne niebezpieczeństwo związane z zawieszeniem rozgrywek. Na pewno wszyscy będą spokojniejsi, jeżeli zmagania przekroczą półmetek. - Mam nadzieję, że będziemy grać cały czas. Jesteśmy rozpędzeni, chcemy rozgrywać kolejne mecze – mówi trener Bereta.

autor: Tadeusz Danisz

Przeczytaj również